10Q: Czy Celtów stać na mistrzostwo?

Kontuzje, urazy i jeszcze raz kontuzje – tak można podsumować ubiegły sezon, który pomimo tego był dla fanów Boston Celtics niezwykły, bo bostoński zespół pomimo tych wszystkich problemów robił rzeczy niezapomniane. Przed nami nowe rozgrywki, które zbliżają się wielkimi krokami i jeśli w tym roku Celtom dopisze zdrowie to może być… nawet lepiej niż było. Zanim się jednak zacznie, kilka kwestii wymaga rozjaśnienia. Jeszcze przed startem sezonu – ten już jutro – warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Celtów stać w ogóle na mistrzostwo NBA w tym sezonie. Wszak to właśnie to pytanie zadaje sobie każdy klub (ale i każdy kibic) przed startem nowego sezonu. A co odpowiedzieć, gdy zapyta o to fan Boston Celtics?

Zespoły takie jak tak ten nie zdarzają się często. I wszyscy mamy szczęście, że ten zdarzył się tu i teraz. Bo przecież przebudowy z reguły nie trwają tak krótko. Tak, to fakt, że Celtics swój ostatni tytuł zdobyli w 2008 roku, czyli gdy Jayson Tatum miał dziesięć lat. Ale potem jeszcze w 2012 roku byli blisko finałów, mając 3-2 i mecz u siebie z tamtymi Miami Heat. Szybko udało się więc Celtom odzyskać swoje należne miejsce – są najbardziej utytułowaną drużyną w historii ligi. My jako kibice chcemy jednak kolejnego tytułu, bo przecież historii nikt nam nie zabierze.

Jako kibice chcemy, aby Celtics po raz kolejny tę historię napisali. Już przed rokiem, w poprzednim sezonie, stworzyła się znakomita historia o zespole, na który nikt nie stawiał, a który był definicją radzenia sobie z problemami. Był definicją nieustępliwości, potrafił też prawie zawsze znaleźć wyjście z kłopotów. Ten zeszłoroczny zespół łatwo było pokochać, tym bardziej przy tylu wspaniałych momentach, które sam zespół przez te kilka miesięcy kształtowały i tworzyły. Od tych okropnych, przez smutne, aż do tych radosnych, których było tak wiele.

Ale to już było, to już minęło. Przez offseason zdążyliśmy ochłonąć, choć ja na przykład wciąż pozostaje pod ogromnym wrażeniem tego, jak szybko Danny Ainge zdołał zrobić tę przebudowę. Zaczęło się w zasadzie od jednego, niewinnego ruchu, jakim było zatrudnienie Brada Stevensa – ruch pierwszy, ale jakże ważny i jakże odważny. Niedługo minie pięć lat odkąd Stevens odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w lidze, gdy w koszulce Celtics biegali tacy gracze jak Vitor Faverani, Phil Pressey czy Jordan Crawford. Ale to też miało w sobie coś pięknego.

To przeżywanie tej przebudowy od samego początku i obserwowanie, jak to wszystko się rozwija. Dzwonnik wygrywający nagrodę dla gracza tygodnia. Evan Turner i wielu innych grających swoją najlepszą koszykówkę w karierze pod skrzydłami Stevensa. Rzesze zawodników przewijających się przez skład i zamienianych przez Ainge’a na kolejne elementy do przebudowy. Ten sezon Isaiah Thomasa. Wreszcie wybory w draftach, pozyskiwanie topowych wolnych agentów czy największy transfer całej przebudowy, czyli Kyrie Irving lądujący w Bostonie.

Ekscytacja była ogromna już przed rokiem. Wtedy wyszło jak wyszło, choć nie ma tego złego… W tym roku ekscytacja jest nawet większa, bo właśnie wyszło jak wyszło w zeszłym sezonie. Preseason nieco tę ekscytację ostudził, ale jest coś takiego w tym zespole, że po prostu czuje się, iż to wszystko jakoś się poukłada. Może to fakt, że skład jest dobrze dopasowany? Może to fakt, że w tym zespole wciąż jest ogromny głód zwycięstwa po tym słodko-gorzkim zakończeniu sezonu przed rokiem? A może to po prostu fakt, że tej grupie dowodzi Brad Stevens?

Tak czy siak, nieważne co to jest, ważne aby tę grupę wspierać i cieszyć się tym nadchodzącym sezonem. Tym bardziej, jeśli byliśmy z Celtami gdy ci rozpoczynali przebudowę, bo właśnie to sprawia, że doceniamy to wszystko bardziej. To oczywiste, że jak zawsze będą momenty i oby było ich jak najwięcej. Będą piękne zagrania, będą radosne chwile, będą wielkie zwycięstwa. Nie zawsze będzie się jednak układać tak, jak byśmy tego chcieli, ale nie ma żadnych wątpliwości, że tę drużynę stać na wiele i drzemie w niej ogromny potencjał.

Czy na tyle duży, aby zdobyć mistrzostwo NBA? Jeśli ktoś ma zagrozić hegemonii Golden State Warriors to z pewnością Boston Celtics będą jednym z najpoważniejszych kandydatów. Nie zapominajmy też o Houston Rockets, ale tu akurat jest jeszcze układ konferencji. Celtowie nie są faworytami do mistrzostwa – są kandydatami, są faworytami do finałów. W poprzednich latach całkiem dobrze grało im się też z Warriors… Wszyscy spodziewają się znakomitego sezonu, więc oczekiwania są naprawdę spore. Jak sobie z tym poradzić?

Najtrudniejsze zadanie przed zawodnikami, bo to przecież nie tylko oczekiwania, ale też fakt, że w zespole znajduje się tylu utalentowanych zawodników, których trzeba jakoś pogodzić. A co z nami, kibicami? Stawianie oczekiwań to coś, co bardzo lubimy, natomiast o wiele łatwiej i przyjemniej jest po prostu cieszyć się grą. Cieszyć się każdym meczem, cieszyć się tym zespołem, który już dostarczył nam tylu wspaniałych emocji, a może zrobić jeszcze bardziej wyjątkowe rzeczy. Tym bardziej, że choć przyszłość wygląda super to w NBA nigdy nic nie wiadomo.

Trudno więc odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule, bo właśnie nikt nie wie, czego się spodziewać. Może więc zamiast tego po prostu wygodnie usiądźmy i delektujemy się kolejnym sezonem pełnym emocji?

To akurat w przypadku Boston Celtics mamy zagwarantowane.

Poprzednio w 10Q:

  1. Jaka pierwsza piątka?
  2. Jakie oczekiwania dla Haywarda?
  3. Kto najgroźniejszym rywalem?
  4. Kto zaskoczy w tym roku?
  5. Gdzie największe problemy Celtics?
  6. Jaki debiutancki rok Williamsa?
  7. Jaka rola dla Roziera?
  8. Gdzie miejsce dla Morrisa?
  9. Jak wpłynie powrót Haywarda?