10Q: Kto najgroźniejszym rywalem?

Kontuzje, urazy i jeszcze raz kontuzje – tak można podsumować ubiegły sezon, który pomimo tego był dla fanów Boston Celtics niezwykły, bo bostoński zespół pomimo tych wszystkich problemów robił rzeczy niezapomniane. Przed nami nowe rozgrywki, które zbliżają się wielkimi krokami i jeśli w tym roku Celtom dopisze zdrowie to może być… nawet lepiej niż było. Zanim się jednak zacznie, kilka kwestii wymaga rozjaśnienia. Mówi się na przykład, że Celtics będą wyraźnym faworytem do wygrania Wschodu, tym bardziej teraz, gdy w konferencji nie ma już LeBrona Jamesa. I jeśli zdrowie rzeczywiście dopisze to jest to całkiem prawdopodobne, ale przecież na Wschód czaić się będzie także wiele innych zespołów.

Ostatnie lata do prawdziwa dominacja LeBrona Jamesa w konferencji wschodniej. Jego zespoły mogły nawet nie mieć najlepszego bilansu w konferencji po sezonie regularnym, a mimo to James regularnie i nieprzerwanie od 2011 roku wprowadzał najpierw Heat, a potem Cavaliers do finałów ligi. Przewaga parkietu, czy nie, od siedmiu lat zawsze meldował się w finałach. Dobrze wiedzą o tym także Celtics – w 2017 roku wygrali Wschód, rok później też mieli lepszy bilans od Cavs, lecz mimo to przegrali w obu przypadkach.

Ale choćby sam fakt, że to oni byli tym ostatnim bastionem przez dwa ostatnie lata z rzędu – niezależnie od tego, czy przez playoffs prowadzili ich Isaiah Thomas, Avery Bradley i Al Horford, czy też Kyrie Irving, Gordon Hayward, Terry Rozier, Jayson Tatum i Al Horford – powoduje, że to właśnie Celtics są dziś tym „wyraźnym faworytem” konferencji wschodniej. Nie będą to Sixers, którzy mają za sobą JEDEN plusowy sezon i porażkę w pięciu meczach z osłabionymi Celtami, nie będą to też nowi Toronto Raptors.

Jednak obie te drużyny – jak i jeszcze kilka innych – będą stanowić dla Celtów zagrożenie, na dodatek całkiem poważne, biorąc pod uwagę, że Bostończykom jakoś tak lepiej się w ostatnich kilkudziesięciu miesiącach grało z tej pozycji underdoga, czyli kogoś, na kogo mało kto stawia. Dziś stawia na nich prawie każdy, więc i presja będzie większa, tym bardziej w sytuacji, gdy także sami gracze mówią (a nawet gwarantują) awans do finałów. Pytanie więc, jak ten zespół poradzi sobie z presją i jeszcze z rywalami.

Pierwszy tier rywali: Toronto RAPTORS

Jako jedyni są dla mnie na pierwszym poziomie, bo to rywal, z którym Celtics się w ostatnich latach w fazie play-off nie spotkali i to chyba nawet lepiej, biorąc pod uwagę, że w sezonie regularnym bywało… po prostu różnie. Raptors mieli ogromny kompleks LeBrona, przy czym teraz z zespołu odszedł ten, który jeszcze nie tak dawno mówił rzeczy typu „też byśmy wygrywali, gdybyśmy mieli LeBrona w składzie”. Zamiast niego jest Kawhi Leonard do spółki z Kyle’em Lowrym, jest też nowy (debiutujący w tej roli) trener i sporo niewiadomych.

Fani zespołu z Kanady liczą jednak na to, że Kawhi po roku przerwy – nawet jeśli nie chce na dłużej w Toronto zostawać – znów będzie top5 (top3?) graczem w lidze, a jeśli to ma się rzeczywiście wydarzyć to nie ma groźniejszego rywala dla Celtów na Wschodzie. Raptors ze zdrowym Kawhi będą jeszcze trudniejszym rywalem dla Celtics, choć jeśli wszyscy mieliby być zdrowi to w siedmiomeczowej serii stawiam na Boston. Warto jednak pamiętać o tym, że Dinozaury mimo wszystko to nie jest ulubiony przeciwnik Celtów.

Drugi tier rywali: Indiana PACERS, Milwaukee BUCKS, Philadelphia 76ERS

Te trzy zespoły mam na poziomie numer dwa i już tłumaczę dlaczego. Po pierwsze Pacers – zrobiliw zeszłym sezonie fajne wrażenie, Victor Oladipo grał jak all-star i w playoffs udało się zrobić nawet siedem meczów w starciu z Jamesem, o czym fani Raptors mogli tylko pomarzyć. Dodatkowo, z roku na rok rozwija się Myles Turner, a latem udało się dodać do składu m.in. takich graczy jak Kyle O’Quinn czy Tyreke Evans, czyli dwóch solidnych weteranów. Ale tam wciąż brakuje co najmniej jednej gwiazdy, by zrobiło się poważnie.

Po drugie Bucks – nowy trener, a co za tym idzie w Milwaukee w końcu powinna sformułować się normalna defensywa (przynajmniej w sensie schematów, bo kilku graczy tak czy siak trzeba będzie jeszcze jakoś schować). Dodatkowo, zrobi się w Milwaukee więcej miejsca i jestem przekonany, że pod Budenholzerem będzie znacznie więcej minut z Giannisem na pozycji numer pięć, co powinno wyjść Bucks na dobre. Grek trójki może nie mieć, ale być może nie będzie musiał, tym bardziej biorąc pod uwagę, ile za trzy rzucali Hawks w poprzednich latach.

I po trzecie 76ers – nie są w pierwszym tierze, bo mają za sobą słabe lato, które przespali nie podpisując umowy z nowym GM-em (ba, wciąż tego nie zrobili). Odeszło kilku weteranów, w zasadzie poza Wilsonem Chandlerem nie udało się pozyskać nikogo, kto mógłby cokolwiek poprawić, a i Chandler nie był w ostatnich latach plusowym graczem. A przecież nawet w pełni sił (minus Fultz) przegrali w pięciu meczach z Celtami, którzy nie musieli tego lata robić w zasadzie nic, a i tak będą najpewniej lepsi niż byli w maju.

Trzeci tier rywali: Miami HEAT, Washington WIZARDS

Heat nigdy nie należy lekceważyć ze względu na osobę Spoelstry, który nawet ze słabymi zespołami potrafi zrobić wiele dobrego i to prawie się udało w zeszłym sezonie, gdyby jeszcze tylko Heat nieco skuteczniej trafiali zza łuku. Wizards z kolei liczą na to, że w końcu uda się wykorzystać poten… nie no, dajcie spokój, Wizards się nie zmienią i są tutaj tylko dla słów Johna Walla, który myśli, że ekipa z D.C. naprawdę ma szansę wygrać Wschód. Mieć problemy z chemią i zamieniać Gortata na Howarda? Wizards, nie zmieniajcie się nigdy.

A kto Waszym zdaniem sprawi Celtom najwięcej problemów i będzie rywalem numer jeden?