Rzut okiem na rok 2013

Przed nami jeszcze tylko sylwestrowe spotkanie z Atlanta Hawks, którym Boston Celtics zakończą 2013 rok. Nadszedł tym samym czas podsumować, a skoro tak to warto porozważać trochę, jaki był to rok w Bostonie. I już od razu trzeba powiedzieć, że był to rok bardzo trudny. Jeszcze bowiem w styczniu żyliśmy nadzieją na mistrzowski banner 18, a dziś scenariusz jest już zupełnie inny. Na ławce trenerskiej nie siedzi przecież Doc Rivers, lecz Brad Stevens. Na parkiecie wciąż nie widzimy Rajona Rondo. W bostońskich koszulkach nie występują już Paul Pierce oraz Kevin Garnett, lecz Gerald Wallace czy Kris Humphries. To było naprawdę szalonych 12 miesięcy dla bostońskich fanów.

Najważniejsze momenty 2013 roku:

  1. Kontuzja Rajona Rondo. 25 stycznia w Atlancie. To był moment, w którym nadzieje na ostatni zryw bostońskiej ekipy z Kevinem Garnettem oraz Paulem Pierce’em umarły. Celtowie co prawda zaraz po urazie swojego rozgrywającego dali kibicom wiele radości, spisując się nadzwyczaj dobrze, ale im dalej w sezon, tym radzili sobie bez Rondo coraz gorzej. Dodatkowo, niedługo po zerwanym więzadle Rajona z gry wypadł dobrze spisujący się Jared Sullinger, a sezon skończył też dobrze grający Leandro Barbosa, który również zerwał więzadło (i wrócił szybciej niż RR, bo Leo jest najlepszym strzelcem ligi brazylijskiej w tym sezonie i robi nawet takie rzeczy).
  2. 25.000 punktów Kevina Garnetta. Bardzo fajny moment zeszłego sezonu, tym bardziej że przytrafił się w blowoucie nad Los Angeles Lakers w meczu rozgrywanym przed bostońską publicznością. KG zrobił coś, co udało się niewielu osobom. Nie udało się też wielu wielkim osobistościom, co tym bardziej jest wielkim zaszczytem i wielkim kamieniem milowym w długiej karierze Garnetta.
  3. Porażka w pierwszej rundzie playoffs z New York Knicks. Mimo braku Rajona Rondo wszyscy spodziewaliśmy się, że Celtowie zdołają sobie z Nowojorczykami poradzić. Niestety, rzeczywistość zweryfikowała nasze oczekiwania i Celtics odpadli po sześciu spotkaniach. Było kilka fajnych momentów, ale z serii tej zapamiętamy przede wszystkim słabą grę Paula Pierce’a, niesamowite wyczyny Kevina Garnetta na tablicach, a także cudowny zryw w szóstym spotkaniu, który jednak nie udał się w stu procentach, bo przecież Celtowie przegrali ostatecznie spotkanie, a przez to także i całą serię. To był trzeci dzień maja, czyli data ostatniego spotkania Kevina Garnetta oraz Paula Pierce’a w bostońskich barwach, a także ostatni mecz Doca Riversa jako coacha Celtics. Innymi słowy: koniec ery.
  4. Wymiana z Brooklyn Nets. Wymiana ta niejako dopełniła ten koniec ery, bowiem na jej mocy z Bostonu odeszli Kevin Garnett oraz Paul Pierce, a także Jason Terry. W zamian, Danny Ainge otrzymał przede wszystkim trzy przyszłościowe wybory w drafcie, na których zbudował mocny kapitał pod przyszłość zespołu. Co ciekawe, bostoński GM do końca nie wiedział, czy nie dać swoim weteranom kolejnej szansy na walkę o tytuł, ale koniec końców uznał, że walka ta nie będzie już możliwa w Bostonie, dlatego zdecydował się przyjąć jedyną ofertę, jaką otrzymał właśnie od Nets. Sądził, że wymiana ta jest jednocześnie dobra dla odchodzących weteranów, jak i dla dobra bostońskiego zespołu. I trudno się z tym nie zgodzić, choć z przykrością trzeba patrzeć na wszystko to, co dotyka Kevina i Paula na Brooklynie.
  5. Odejście Doca Riversa do Los Angeles Clippers. Szkoda, że skończyło się to w ten sposób, ale w tym momencie nikt chyba nie może narzekać. Doc zrobił w Bostonie wiele dobrego i to nigdy nie zostanie zapomniane, czego najlepszym dowodem było ciepłe przyjęcie Riversa w TD Garden, gdy po raz pierwszy od czasu objęcia stanowiska head coacha Clippers przyjechał on do Bostonu ze swoją nową drużyną. Jego powrót (lub też nie) na ławkę trenerską Celtics stał się nieomal sagą, którą zakończył dopiero „transfer” do LAC – bostońska drużyna otrzymała przecież w ramach rekompensaty wybór w pierwszej rundzie Draftu 2015. Bardzo jednak prawdopodobne, że o wiele lepszą nagrodą było…
  6. Zatrudnienie Brada Stevensa. Bo choć Stevens ma ujemny bilans zwycięstw do porażek to wydaje się być jedną z lepszych decyzji personalnych Danny’ego Ainge’a. Początkowo, zatrudnienie Stevensa było niemałym szokiem, bo nie dość, że sama informacja spadła jak grom z jasnego nieba to jeszcze większość kibiców po prostu nie wiedziała, kim ten młody człowiek jest. A tymczasem trzeciego lipca został on 17-tym trenerem w historii bostońskiej organizacji, stając się jednocześnie najmłodszym obecnie trenerem w całej lidze. Jak do tej pory wszyscy są zachwyceni jego pracą, a może być tylko lepiej. Tym bardziej większe plusy dla Ainge’a, który znalazł takiego asa, a przecież przez długi, długi czas przekonany był, że to Doc zostanie na swoim stanowisku.
  7. Zwycięski rzut Greena w Miami. To chyba najlepszy jak na razie moment obecnego sezonu i coś, co z pewnością zapamiętamy na długi czas (tym bardziej, że Green wciąż i wciąż oddaje – i trafia – ten rzut na naszej stronie). Pięknie smakowała wtedy wygrana, która nie dość, że przytrafiła się na terenie znienawidzonego przeciwnika, który jest przecież broniącym tytułu mistrzem NBA, to jeszcze została odniesiona w bardzo specyficznych okolicznościach, które można wyrazić następującymi skojarzeniami: Dwyane Wade – rzuty wolne, Gerald Wallace – podanie, Jeff Green – rzut i trafienie, Celtics – radość, nasz shoutbox – ekstaza.

Czy Waszym zdaniem w tym mijającym roku zdarzyło się coś jeszcze, co zasłużyło na oddzielne wspomnienie? Jaki jest Wasz ulubiony moment z 2013 roku? Jesteśmy też ciekawi, z jakimi oczekiwaniami wchodzicie w ten Nowy Rok i czego spodziewacie się odnośnie Celtics. Podzielcie się z nami tym wszystkim w komentarzach!

Przed nami kolejny rok, w który wkraczać będziemy z zupełnie innymi nastrojami niż 12 miesięcy temu. Celtowie nie walczą bowiem o mistrzostwo, a na dodatek nie wiadomo, czy w ogóle dostaną się do playoffs, czy też może powalczą o jak najlepszy pick w drafcie. Mimo to, jest nadzieja na lepsze jutro, gdyż jest kapitał, a także grupa młodych zawodników, która w przyszłości powinna stanowić o sile Celtów. Jest też powracający po kontuzji Rajon Rondo, który powinien wrócić gdzieś w okolicach lutego. No i jest Brad Stevens. Dlatego, cokolwiek by się nie działo, możemy z nadzieją i optymizmem patrzeć w przyszłość, która rysuje się w zielonych barwach.

Szczęśliwego Nowego Roku!