Brad Stevens nowym trenerem!

Niespodzianka! Celtics mają nowego trenera! Danny Ainge mógł sobie mówić, że im się nie spieszy, ale prawda jest taka, że dwa dni od tej wypowiedzi, zupełnie niespodziewanie (Adrian Wojnarowski nie pisnął o tym nawet słówka, a to już coś znaczy!), Celtics zatrudnili na stanowisko trenera Brada Stevensa, który jest 5 miesięcy młodszy od… Kevina Garnetta. Stał się tym samym najmłodszym obecnie head coachem w całej NBA. Źródła potwierdzają, że umowa została podpisana na sześć lat, w ciągu których Stevens zarobi $22 miliony dolarów. Brad jest 17. w historii trenerem Boston Celtics. Oficjalna prezentacja ma nastąpić w piątek o godzinie 17:00 czasu polskiego.

Jedno ze źródeł zdradziło, iż Celtics zainteresowali się Stevensem zaraz po tym, jak sfinalizowana została umowa z Los Angeles Clippers, na mocy której z drużyny odszedł Doc Rivers. Skontaktowali się z nim przed tygodniem, obie strony odbyły rozmowę telefoniczną, a wczoraj rano Ainge oraz grupa przedstawicieli władz klubu poleciała do Indianapolis, by spotkać się ze Stevensem na pierwszym i jedynym spotkaniu, na którym Stevens zaakceptował ofertę. Okazało się też, że Celtics chcieli zatrudnić trenera szanowanego, a Stevens już od kilku lat był na pierwszym miejscu listy potencjalnych zastępców Riversa. Wg. źródła, klub wierzy też, że 36-latek może być trenerem zespołu przez długi czas, a to co najbardziej przypadło do gustu Celtom to jego typowo koszykarski umysł, charakter, a także zdolność do nawiązywania więzi z graczami.

Stevens ostatnie sześć sezonów spędził na uczelni Butler, gdzie odnosił wielkie sukcesy. Uzyskał ogólny bilans 166-49, co jest najlepszym wynikiem w historii Dywizji I, jeśli chodzi o sześć pierwszych lat na stanowisku trenera. Już w pierwszym sezonie popularni Bulldogs  mieli bilans 30-5, lecz dopiero w drugim Stevens poprowadził uczelnię do pierwszego w historii Final Four, uzyskując wcześniej bilans 33-5 i wygrywając m.in. 25 meczów z rzędu.. Niestety, Butler przegrało w wielkim finale z Duke, choć przecież piłkę meczową miał Gordon Hayward, najsławniejszy chyba “produkt” Stevensa. Bulldogs dostali jeszcze jedną szansę po roku, jednak znów nie udało im się wygrać ostatniego meczu i tym razem lepsze było UConn. Mimo tego, Stevens stał się najmłodszym trenerem w historii NCAA, który poprowadził zespół do dwóch występów w Final Four.

Wartym podkreślenia jest tutaj fakt, iż Stevens nie mógł liczyć na tak dobrą rekrutację jak inne, uznane uczelnie (choćby Duke, Kentucky), a mimo to potrafił stworzyć bardzo dobrą drużynę, dla której sam awans do Final Four był wielkim, naprawdę wielkim sukcesem. A to wszystko w tak młodym wieku – dość powiedzieć, że Stevens stał się najmłodszym od czasów legendarnego Bobby Knighta trenerem, który awansował do czołowej czwórki finałowego tournamentu – i tak prowincjonalnej uczelni. Co ciekawe, Stevens związany był z nią od 2000 roku, a niedawno podpisał umowę, która kończyła się za lat kilkanaście. Nic więc dziwnego, że wczoraj wydał on takie oświadczenie:

“Nasza rodzina jest bardzo podekscytowana daną szansą, by poprowadzić Boston Celtics, jednak emocjonalnie jest opuścić miejsce, które przez ostatnie 13 lat nazywaliśmy domem. Oddanie kochamy Butler Univeristy oraz Indianapolis i jesteśmy bardzo wdzięczni, że mieliśmy możliwość wspólnego świętowania tak wielu wspaniałych rzeczy.”

W Bostonie obejmuje on stanowisko w momencie, gdy klub wchodzi w czas przebudowy albo raczej w czas transformacji. Nie jest to okres łatwy, tym bardziej dla trenera doświadczonego, jednak zdecydowanie łatwiejszy niż wtedy, gdy wchodziłby do szatni, w której znajdowaliby się gracze starsi od niego. W tym momencie, ma on zespół, który wiekiem jest nieco zbliżony do tych akademickich i zespół, który po prostu stawia na młodość.  Ten przyszły sezon zapewne będzie nastawiony na ugruntowanie pewnych zasad, etyki pracy, rozwoju zawodników. Przegrywanie z pewnością nie będzie celem, ale też nie będzie miało tak złego wpływu na zagrożenie pozycji coacha. Stevens jest trenerem bardzo spokojnym, który rzadko kiedy pokazuje nerwy, a robi tak, by chronić swoich zawodników. Bardzo rzadko kłóci się z sędziami, nie skupia się na tym, co było, ale na akcji kolejnej. Jest to człowiek prawie idealny na stanowisko trenera Celtics w obecnej sytuacji. Wczoraj tak mówił o nim Ainge:

“Brad i ja dzielimy sporo podobnych wartości. Pomimo tego, że jest on młody, widzę Brada jako świetnego lidera, który prowadzi zespół z nieskazitelnym charakterem i mocną etyką pracy. Jego drużyny zawsze grają twardo i egzekwują założenia po obu stronach parkietu. Brad jest trenerem, który już doznał wielu sukcesów i liczę na to, że będę z nim współpracować w kierunku 18. banneru.”

Stevens jest też trenerem, który bardzo mocno polega na statystkach, a także analizach wideo. W Bostonie jest jednak podobnie, szczególnie jeśli chodzi o sztab wokół Ainge’a. Na dodatek, możemy spodziewać się, iż Celtics cały czas nastawieni będą dość defensywnie, bo z taką mentalnością grały dotychczasowe zespoły Stevensa. Podstawą zwycięstwa jest przede wszystkim gra zespołowa.

Zaraz po ogłoszeniu Stevensa jako nowego trenera Celtics większość osób (w tym prawie cały twitter) wieściły, że przybycie Stevensa oznacza koniec dla Rajona Rondo w Bostonie i pewny transfer. Niekoniecznie. Rondo jest co prawda bardzo uparty i ma opinię zawodnika trudnego do trenowania i mógłby podważać zdanie kogoś tak młodego, uważając że on sam wie lepiej, jednak ciężko jest sobie to wyobrazić, tym bardziej że Stevens potrafi rozmawiać z zawodnikami, jest bardzo szanowany, a Rondo – choć swoje zdanie ma – potrafi słuchać, spotkać się wpół drogi i respektować. Ważne jest to, aby Stevens od samego początku zainteresował się Rajonem, wziął go niejako pod swoje skrzydła i razem z nim budował w Bostonie nowy system gry, stworzony tak, by wykorzystywał Rondo jak najlepiej. Poza tym, choć na tę chwilę ciężko wierzyć w cokolwiek, co Ainge mówi, jeśli to Rajon ma być podstawą nowych Celtics to Ainge na pewno musiał wszystko przemyśleć i zatrudnić taką osobę, która sobie na tym stanowisku poradzi i będzie dobrą opcją dla Rondo.

Oczywiście, nie zabraknie też porównań Stevensa do Ricka Pitino, który również objął Celtics, będąc wcześniej trenerem uniwersyteckim. Tamten eksperyment się nie powiódł, Pitimo uzyskał bardzo słaby bilans na poziomie 102 wygranych i 146 przegranych w ciągu czterech lat (1997-2001). Najświeższym przykładem może być Mike Dunlap, asystent uniwerku Syracuse, który co prawda wcześniej był też asystentem w NBA, ale nie poradził sobie w Charlotte i został zwolniony po jednym sezonie. Z drugiej jednak strony – śmiem wątpić, że nawet gdyby Phil Jackson objął Bobcats to w pierwszym sezonie osiągnąłby bilans tylko odrobinę lepszy. Chodzi jednak o to, że NBA i NCAA to dwa różne światy i nie każdy, kto w jednej lidze odniósł sukces będzie miał podobnie w lidze drugiej. Można mieć jednak nadzieję, że Stevens będzie dorastał wraz z nowymi Celtics i ten sukces rzeczywiście w NBA odniesie. Tego wypada mu życzyć na początku drogi. Witamy w Bostonie, Brad!