Podsumowanie transferu z Nets

Zanim przejdziemy do sentymentów, zajmijmy się czysto sportowym aspektem wymiany, w ramach której z Boston Celtics odejść mają dwie legendy – Paul Pierce i Kevin Garnett. Wymiana nie jest jeszcze przyklepana, gdyż przyklepaną być jeszcze nie może – żaden transfer nie może zostać oficjalnie zrobiony aż do 10. lipca. I do tego momentu Garnett oraz Pierce graczami Celtics pozostaną. Z klubu odejdzie też trzeci weteran, Jason Terry, który spędził tutaj zaledwie jeden, dość rozczarowujący sezon, jednakże był to dla niego i dla nas wielki zaszczyt, iż miał on możliwość przywdziewania koszulki Celtics. Tymczasem warto zobaczyć, co tak w zasadzie ten transfer dla Celtów oznacza.

Jak widać, Danny Ainge naprawdę szybko chciał rozpocząć przebudowę, jeżeli robi transfery z rywalem z dywizji – tym samym, któremu nie pozwolił wcześniej na podjęcie rozmów z Dokiem Riversem. Do Nets wędruje więc trzech bostońskich weteranów w postaci Garnetta, Pierce’a oraz Terry’ego. Celtics z kolei otrzymują pakiet złożony z Geralda Wallace’a, Krisa Humphriesa, Reggie’ego Evansa [UPDATE: ESPN podaje, że zamiast Evansa w Bostonie wyląduje Marshoon Brooks], Keitha Bogansa, Krisa Josepha oraz trzech wyborów w pierwszych rundach draftu w latach 2014, 2016 i 2018, a także prawo do zamiany wyboru z Nets w Drafcie 2017.

Jaki cel mieli w tej wymianie Nets? Bardzo prosty: transfer ten pozwoli im stać się w przyszłym sezonie contenderami. Co z tego, że samej pierwszej piątce będą płacić grubo ponad $80 milionów dolarów – mają bogatego właściciela, który chce wygrywać już teraz i nieważne dla niego jest, ile za to zapłaci. Ważny jest też tutaj termin „teraz” – głównie dlatego Nets byli skłonni oddać aż trzy niechronione wybory w trzech draftach. Chcą wygrywać teraz, dlatego oddają przyszłe wybory. Celtics z kolei chcieli rozpocząć wszystko od nowa i przy okazji dać szanse swoim zawodnikom na pogoń za tytułem. Ważne tutaj jest też to, że na taki transfer przystał sam Garnett w porozumieniu z Pierce’em. Bo to przecież KG ma w swoim kontrakcie klauzulę no-trade i zgodził się na jej zrzeczenie, by ten cały deal mógł przejść. Ainge otrzymał też sporo kapitału, by szybko rozpocząć proces przebudowy zespołu.

Nie mam zamiaru rozpatrywać tego transferu w kategoriach emocjonalnych, na to przyjdzie jeszcze czas. Ainge zrobił ten deal, bo chciał otrzymać jak najwięcej kapitału. Kapitał to teraz chyba najważniejsze pojęcie w słowniku nie tylko dla Ainge’a, ale i dla wszystkich bostońskich kibiców, którzy powinni się do niego przyzwyczaić. I tak, największym kapitałem od Nets są te trzy wybory w drafcie. Ogółem Celtics mają aż 9. wyborów w pierwszej rundzie draftu w pięciu kolejnych latach. Jest to zdecydowanie wielki plus i wielka rzecz dla Ainge’a. Nie dość, że jest to bardzo dobry kapitał, który może bardzo przydać się w ew. wymianie to na dodatek nie jest powiedziane, że te przyszłościowe wybory w drafcie muszą być w trzeciej dziesiątce. Nets chcą wygrywać teraz, ale nie jest pewne, że będą contenderami za lat 3 czy 5. Jednak jeszcze mniej pewne jest to, że te wybory cały czas będą w Bostonie, gdy owe drafty będą miały miejsce – te picki to przede wszystkim kapitał, który ma pomóc w odbudowie Celtics. Te picki to przede wszystkim bardzo przydatna rzecz, gdy Ainge będzie próbował znów ściągnąć do Beantown jakąś gwiazdę, tak jak zrobił to w roku 2007.

Co jeszcze otrzymaliśmy? To znów jest jedynie kapitał. Tzw. szrot, który został wrzucony do wymiany, by „hajs się zgadzał”. Wiele osób już bulwersuje się na samą myśl, że Humphries może przywdziać trykot Celtics. To niekoniecznie musi się jednak stać, bo wielce prawdopodobne jest, że Ainge będzie dalej handlował tym, co otrzymał od Nets. Humphries solidnym zawodnikiem jest i tyle można o nim powiedzieć, by nie dodawać nic więcej. W dwóch ostatnich sezonach notował średnio double-double, lecz to, co może kusić bardziej to w jego przypadku spadający kontrakt – Humphries jest w ostatnim roku swojej umowy i ma zarobić $12 milionów dolarów. Trudniej będzie pozbyć się Geralda Wallace’a, który kiedyś był nawet all-starem, a teraz jest jedynie solidnym weteranem. Jego kontrakt ma obowiązywać jeszcze przez trzy kolejne lata i w ciągu nich Wallace zarobi ponad $30 milionów dolarów. I jest to kontrakt straszny, którego Ainge z pewnością nie chciał do siebie brać, jednakże pieniądze musiały się zgadzać, Nets wzięli do siebie jeszcze kontrakt Terry’ego, a na dodatek Ainge dostał to, czego chciał najbardziej – aż trzy wybory w drafcie.

Są też jeszcze inni weterani jak Evans czy Bogans, ale ci z kolei mogą w Bostonie zostać, bo są solidnymi weteranami, zupełnie jak taki Wallace, ale zarabiają o wiele mniej pieniędzy, dostarczając nieporównywalnie lepsze – oczywiście proporcjonalnie – wsparcie. Szkoda jedynie, że nie udało się takich weteranów zatrudnić odrobinę wcześniej… Evans to bestia na tablicach i Celtics powinni na niego polować od zawsze. Fajnie, że teraz jest w Bostonie za całkiem małe pieniądze i będziemy mogli go może zatrzymać na dłużej. (UPDATE: okazało się, że Evans z umowy wypadł, a na jego miejsce wpadł MarShon Brooks, młody i utalentowany rzucający, even better). A Bogans ma wylądować w Bostonie na zasadzie sign’n’trade, które ma być niejako powiązane z tym całym transferem. I Bogans może być pierwszym od długich, długich czasów prawdziwym backupem dla Rondo. No chyba, że Ainge ma jakiś inny pomysł, co do Rondo, ale do tego zaraz dojdziemy.

Teraz spójrzmy na drugą stronę medalu, oczywiście z punktu widzenia biznesowego. Celtics oddali do Nets duże kontrakty w postaci Kevina Garnetta, Paula Pierce’a i Jasona Terry’ego. Szczególnie pozbycie się dużej umowy tego ostatniego jest tutaj dużym plusem, bo ile by nie mieć sympatii dla Terry’ego, jego kontrakt był balastem. Teraz został zamieniony on na Wallace’a, ale… taka była cena trzech wyborów w drafcie, czyli tego bardzo dobrego kapitału. Popularny Jet nie był aż tak zły, jak wielu uważało, ale nie był też tak dobry, jak wielu się spodziewało i oczekiwało w momencie podpisania z nim umowy. Na dodatek, Terry nie jest też młodzieniaszkiem, dlatego trudniej byłoby znaleźć kogoś, kto przyjąłby do siebie 35-latka z taką umową ($11 milionów za dwa kolejne lata). Udało się, a Jet ma teraz szanse powalczyć o drugi pierścień. Oczywiście najpierw musi się pozbyć tego feralnego tatuażu.

Pozytywną stroną całej umowy jest też fakt, że transfer ten pozwoli zaoszczędzić ok. $6 milionów dolarów, dzięki czemu Celtics być może nie będą musieli wcale płacić podatku od luksusu. To na pewno będzie celem dla Ainge’a, szczególnie jeśli Celtics płacili ten podatek w dwóch ostatnich sezonach, a nie będą chcieli tego robić w momencie, gdy nie walczą o najwyższe cele. No i tutaj dochodzimy chyba do punktu najważniejsze: powtórzę, że Celtics w tym momencie nie walczą o najwyższe cele. Ainge umożliwił natomiast swoim zawodnikom taką walkę. Celtics nie byliby w stanie walczyć o mistrzostwo w obecnym składzie. Pierce powiedział, że jest mało zainteresowany przebudową, czy to w Bostonie, czy gdziekolwiek indziej. Garnett z kolei musiał zgodzić się na cały deal, więc zapewne decyzja była taka, że próbuje pograć o tytuł w Nets i jednocześnie zapewnić Celtics jak najlepszy start przebudowy. Oczywiście, wszyscy chcielibyśmy, żeby Garnett i Pierce zostali, Celtics w jakiś sposób się przebudowali i zdobyli tytuł wraz z Kevinem i Paulem, ale to niestety nie jest możliwe.

W ramach nieco dłuższego podsumowania: zależy z jakiej strony na ten trade spojrzeć, by jednogłośnie go ocenić. Oczywistym jest, że kibice przywiązani do Garnetta i Pierce’a powiedzą, że transfer ten jest totalną porażką, jeśli spojrzy się na to, co dostaliśmy w zamian. Tutaj nie chodzi jednak o to, aby Garnetta i Pierce’a wymienić na kogoś, kto sprawi, że my już za rok wrócimy do gry o mistrzowski tron. Ta wymiana ma rozpocząć przebudowę i jakkolwiek pożegnanie z Garnettem i Pierce’em by bolesne nie było (do tego jeszcze dojdziemy, prawdopodobnie w jednym z kolejnych wpisów), to pożegnanie to nadejść musiało. I można się spodziewać, że to jeszcze nie jest koniec Paula w Bostonie, a G6 z Knicks nie był jego ostatnim meczem w barwach Celtics. Pierce prawdopodobnie – tak jak jeszcze niedawno mówił – wróci do Bostonu na sam koniec kariery, by rozegrać ten jeden ostatni mecz, trafić tę jedną ostatnią trójkę i raz jeszcze, po raz ostatni, porwać kibiców. Co do KG – sam nie wiem. Pewne jest, że Ainge wyciągnął z tego naprawdę dużo, bo trzy pierwszorundowe wybory, dodajmy wybory niechronione, nie leżą przy każdej drodze. Jedynym mankamentem tego dealu jest umowa Geralda Wallace’a, ale ostatecznie można ją przeboleć, szczególnie jeśli otrzymaliśmy te wybory, a także pozbyliśmy się kontraktu Terry’ego.

Rację ma też Doc Rivers, który wczoraj wypowiedział się o tych rozmowach, mówiąc iż wiedział, że tak się stanie:

„Wiedziałem, że to się zbliża. Danny i ja rozmawialiśmy o tym na przestrzeni ostatnich trzech czy czterech tygodni. Wiedziałem, że to wszystko się w końcu wydarzy. Oczywiście, że jest smutno, gdy kończy się jakaś era i teraz się właśnie taka era skończyła. To jest ta smutna część.”

To jest jednak część sentymentalna, do której jeszcze powrócimy. Koniec pięknej ery. Ery, która powoduje, że cokolwiek się stanie, w Bostonie będzie brakować Garnetta i Pierce’a. Teraz zaczyna się jednak nowe i Ainge dał to wszystkim jasno do zrozumienia, że Celtics już nie są dłużej w stanie walczyć o najwyższe cele, ale też chcą zrobić wszystko, by jak najszybciej do tej walki powrócić. Wydaje się, że podwaliny w postaci Rajona Rondo, Jeffa Greena, Avery Bradleya i Jareda Sullinger są bardzo dobrym początkiem, a jeśli dodamy do tego aż 9. wyborów w pierwszych rundach pięciu kolejnych draftów, czyli bardzo, bardzo dobry kapitał to Celtics mogą zdecydowanie mieć nadzieję, że cały ten proces przebudowy nie potrwa tak długo i skończy się szybciej niż później. Pytanie, czy Celtowie już w tym roku będą chcieć zrobić kolejny krok, czy też ten przyszły sezon potraktować jako przejściowy. Warto dodać, że Draft 2014 ma być naprawdę mocny i nie chodzi tutaj tylko o prawie pewnego kandydata do pierwszego wyboru, czyli Andrew Wigginsa. A kolejne pytanie, to czy Ainge zdecyduje się budować nowy zespół w oparciu o Rondo. Co prawda niedawno nazwał go „centralnym punktem” i „przyszłością” organizacji, ale… słowa to tylko słowa i dobrze o tym wiemy.

Część sentymentalna w najbliższym czasie. Cholernie ciężko będzie pożegnać się z Garnettem i Pierce’em. Ainge nie chce jednak popełniać tego samego błędu, który zrobił jednak – prawie nieomylny – Red Auerbach. Ainge już wcześniej zapowiadał, że jeśli on byłby na miejscu Auerbacha to legendarną bostońską Big Three z lat 80. wytransferowałby na koniec kariery, by dostać cokolwiek w zamian i rozpocząć nową erę. Tego zrobić się nie udało, a Celtics pogrążyli się w marazmie na 22 lata, z którego wyciągnął ich dopiero… Ainge, sprowadzając Garnetta i Raya Allena, by razem z Pierce’em powalczyli o tytuł. Można mieć tylko nadzieję, że ten transfer z Nets naprawdę się opłaci. Ta piękna era musiała się kiedyś skończyć. Przebudowa także była nieunikniona, jakkolwiek by ona nie bolała. Można mieć tylko nadzieję, że to wszystko obróci się na korzyść Celtics prędzej niż później. Wszystko wskazuje, że tak właśnie będzie. Wierzcie i bądźcie dumni. Byliście świadkami Boston Celtics z Kevinem Garnettem i Paulem Pierce’em. Prędzej czy później, będziecie świadkami kolejnego mistrzostwa. Wierzcie i bądźcie dumni. Wiecie czemu? Bo jesteście Celtami.

#WEARETHECELTICS