Zeszły sezon upłynął głównie pod znakiem tankowania, by w tegorocznym drafcie wybierać z jak najwyższym numerem – oczywiście wszystko po to, by wyciągnąć perełkę, których podobno pełno było w klasie z roku 2014. Koniec końców, loterię po raz trzeci w ciągu ostatnich czterech sezonów wygrali Cleveland Cavaliers, którzy tym sposobem pokonali w drodze po wybór numer jeden wszystkich największych tankowców. Dwójka Milwaukee Bucks oraz Philadelphia 76ers skończyła jednak z numerami dwa oraz trzy, a więc im tankowanie także się opłaciło. Liga stara się więc robić wszystko, by to tankowanie wyeliminować, a najnowszym pomysłem jest reforma loterii, trochę inna niż ta, którą opisywaliśmy w grudniu ubiegłego roku.
Warto przypomnieć, że wtedy z pomysłem wyszedł nasz Mike Zarren, czyli asystent Danny’ego Ainge’a, który zaproponował ideę „koła”. Szerzej spojrzeliśmy na to pod koniec zeszłego roku, kiedy to pomysł pojawił się w koszykarskim świecie. Liga podeszła jednak do takiej idei dość sceptycznie, ale problem tankowania pozostał otwarty, a na samą ligę spadła przecież spora fala krytyki i tankowanie stało się chyba jednym z najważniejszych priorytetów dla nowego komisarza w osobie Adama Silvera. I tak, tym razem pomysł także dotyczy samej loterii i według raportów, liga już oficjalnie wystosowała taką propozycję.
Zanim jednak przejdziemy do opisu tego, co może niedługo wejść w życie warto jeszcze przypomnieć, jak to wygląda teraz. Pisaliśmy już o całym procesie i o tym, jak działa loteria – tam znajdziecie znacznie więcej szczegółów – ale przypomnijmy, że w obecnym systemie zespół z najgorszym bilansem ma 25 procent szans na wylosowanie wyboru numer jeden. Zespół z drugim najgorszym bilansem ma 19.9 procent, z kolei trzeci najgorszy zespół sezonu regularnego ma 15.6 procent szans. Procenty te spadają i spadają wraz z lepszymi bilansami, a pięć ostatnich drużyn w loterii ma 1.1 lub mniej procent szans na wylosowanie jedynki.
Tymczasem liga chce, by w nowym systemie loteryjnym inaczej wyglądały procentowe szanse wszystkich zespołów, które nie awansowały do fazy posezonowej i walczą tym samym o jak najwyższy wybór w drafcie. Największą zmianą będzie przede wszystkim to, że cztery najgorsze zespoły (a więc z najgorszymi bilansami w sezonie regularnym) będą miały taką samą szansę na wylosowanie numeru jeden i szansa ta będzie wynosiła 11 procent. Zespół z piątym najgorszym bilansem będzie miał 10 procent szans, a dalej procenty będą powoli spadały, by zespół z najlepszym bilansem wśród drużyn, które nie zakwalifikowały się do playoffs miał 2 procent szans na pierwszy pick. W obecnym systemie zespół taki ma ledwie 0.5 procent szans.
Dodatkowo, losowaniu polegałoby sześć pierwszych miejsc, a nie tylko trzy jak ma to miejsce teraz. A to oznacza, że zespół z najgorszym bilansem mógłby wylosować dopiero siódmy wybór i jest to chyba najlepsza prewencja przed specjalnym tankowaniem. Przypomnijmy, że we wciąż obowiązującym systemie najgorszy zespół sezonu regularnego ma 1/4 wszystkich szans, a do tego nie może spaść niżej niż poza top3. Tego typu reforma nie nagradza już więc tak bardzo tych najgorszych, ale wyrównuje szanse odkąd wszystkie cztery najgorsze zespoły miałyby tyle samo procent szans na wybór numer jeden.
Oczywiście, jest też kilka wątpliwości co do takiego systemu, wśród których największą jest to, że zespoły mogą specjalnie nie chcieć ósmego miejsca w playoffach na rzecz tych dwóch procent szans. Z drugiej strony, awans do playoffs to przecież prestiż, doświadczenie dla zawodników, ale też pieniądze za kilka kolejnych meczów, nawet jeśli dany zespół rozstawiony z ósmego miejsca odpadnie po czterech spotkaniach. Warto jeszcze dodać, że propozycja ta jest na wczesnym etapie rozmów, ale wydaje się, że proponowany system jest lepszy od obecnego, dlatego też spodziewa się, że liga bardzo poważnie przyjrzy się całej sprawie i możliwe, że przeprowadzi reformę w ciągu najbliższych sezonów, teoretycznie rozwiązując tym samym problem tankowania.