Koniec z tankowaniem?

Obecny sezon dał sporo do myślenia władzom ligi NBA, które zastanawiają się jak pokonać problem tankowania, czyli celowego zbierania jak największej ilości przegranych, by potem mieć jak największe szanse na topowy pick w drafcie. Z pomysłem wyszedł Zach Lowe z Grantland, który zamiast loterii proponuje „koło”, ale jak się okazało, jako pierwszy rozwiązanie to zaproponował Mike Zarren. Zareen to asystent Danny’ego Ainge’a, który zresztą sam pomysł swojego podopiecznego popiera. I choć rzeczywiście ma on swoje plusy, to i bez minusów się nie obejdzie. Plusy w swoim artykule przedstawił Lowe, do którego warto zajrzeć, niemniej jednak warto pokrótce wyjaśnić, o co się rozchodzi.

Sam pomysł narodził się jako przeciwwaga tankowania. „Koło” ma je wyeliminować w stu procentach, ponieważ idea ta nie zakłada żadnej loterii, a więc losowania topowych picków wśród zespołów, które osiągnęły najgorsze wyniki w danym sezonie i nie awansowały do playoffs. Zamiast loterii ma być więc określona na kolejne 30 lat struktura wybierania dla każdego zespołu. W skrócie, oznacza to, że każdy zespół będzie miał przypisane picki od 1.-30. na najbliższe 30 lat, dzięki czemu każdy zespół będzie w ciągu tych 30 lat wybierał zarówno z numerem pierwszym, jak i trzydziestym, czy też szóstym albo dziewiętnastym. Każdy zespół będzie też wybierał w top6 co pięć lat oraz w top12 co cztery lata. Bardzo dobrze prezentuje to poniższa grafika:

Mathis2

Widzimy więc, że zespół, który jako pierwszy w tym 30-letnim okresie wybierał z numerem pierwszym w kolejnych czterech latach miałby wybory 30, 19, 18, 7 oraz 6. O kolejności wybierania miałaby zdecydować jeszcze jedna, ostatnia loteria, w której wzięłyby udział najgorsze zespoły, a to oznacza, że swoje picki rozlosować musiałyby ekipy, które się do playoffs dostały. I tutaj zaczyna się jeszcze większa zabawa, bo ekipy te (poczynając od najgorszego zespołu, który się do playoffs dostał, a kończąc na najlepszej ekipie sezonu regularnego) miałyby sobie wybrać, z którym numerem chciałyby wybierać.

Mathis2I tak, na przykład piętnasty zespół w sezonie zasadniczym, który miałby pierwszeństwo wyboru, mógłby wybrać sekwencję 15-10-3-28-16 albo też zastanowić się nad tym, czy nie lepiej wybrać sobie tą sekwencję, w której dostępny jest najwyższy pick. Oczywiście, to wszystko jak na razie tylko spekulacje, bo sam pomysł jest dopiero na samym początku swojej drogi i bardzo prawdopodobne, że w przyszłości ujrzy jeszcze parę zmian. Niemniej jednak, trzeba przyznać, że jest to projekt prowokujący do myślenia i na pewno warty zwrócenia uwagi.

Są też oczywiście minusy, wśród których najpoważniejszym wydaje się być ten, że dany zawodnik – prospect – znający kolejność draftu może pozostać na uczelni na kolejny rok. Mówiąc krótko: pewniak do numeru jeden w drafcie i potencjalna nowa gwiazda NBA może przejść na zawodowstwo, ale widzi że jeśli zrobi to w tym roku to trafi np. do Milwaukee, a jeśli w kolejnym to do Miami czy Los Angeles, dlatego decyduje się pozostać na uczelni na jeszcze jeden rok, a mały rynek – jakim jest Milwaukee – nie dostaje swojej upragnionej gwiazdy i wcale nie korzysta na swoim pierwszym numerze. Łatwo więc stwierdzić, że na wprowadzeniu takiego systemu najbardziej ucierpią małe rynki.

Warto jednak przyjrzeć się temu projektowi i zobaczyć jak dalej potoczą się jego losy. Problem tankowania stał się poważną kwestią w NBA i nic dziwnego, że liga szuka rozwiązań, które temu tankowaniu miałyby zapobiec. Innym wysuniętym pomysłem jest też na przykład walka tych drużyn, które nie dostały się do playoffs o jak najwyższy wybór w drafcie poprzez właśnie takie playoffs, w których jednak nie walczyłoby się o mistrzostwo, a o wybieranie z numerem jeden. Pomysł „koła” jest na pewno warty rozważenia, tak samo zresztą jak wszystkie inne pomysły, które mogłyby sprawić, że przegrywanie nie będzie potem nagradzane, bo nie na tym sport polega.

A jakie jest Wasze zdanie w tej kwestii?