Jeszcze trochę o meczu z NYK

O tym jak wyjątkowy był ten wczorajszy mecz z New York Knicks zdążyliśmy już napisać, zdążyliśmy też już rozdać oceny, ale wciąż jest nam za mało, bo spotkanie w MSG przyniosło kilka naprawdę fajnych statystyk i ciekawostek, zaczynając od pierwszego w karierze double-double Avery Bradleya, przez carrer-high sześć trójek Jordana Crawforda po najgorszy w karierze Melo Anthony’ego współczynnik „+/-„. Jest tego jednak o wiele, wiele więcej, o czym przekonacie się już za chwilę – na pierwszy ogień idzie fakt, że Celtowie są pierwszą drużyną od stycznia 1956 roku (!!!), która w dwóch kolejnych meczach zdobyła 23 lub więcej punktów od przeciwnika w pierwszej kwarcie spotkania.

Celtowie wygrali pierwszą odsłonę wczorajszego meczu 34-11, a w zwycięstwie nad Nuggets w piątkowy wieczór po 12 minutach gry byli lepsi od swoich rywali o 24 punkty, wygrywając po pierwszej kwarcie 39-15. Jeśli to podsumujemy to okaże się, że w dwóch ostatnich meczach Celtowie niemiłosiernie wypunktowali swoich rywali w pierwszych kwartach, zdobywając łącznie 73 punkty i tracąc tylko 26 oczek. Kilka innych ciekawostek:

  • takich rozmiarów (73-114, 41 punktów straty) porażka jest trzecią najgorszą w historii domowych spotkań Knicks. Jest to tym samym najgorsza porażka Knicks w MSG przeciwko Celtom, którym zabrakło dziewięciu punktów, by pobić rekord Dallas Mavericks, którzy w sezonie 2009/10 pokonali Nowojorczyków różnicą… 50 punktów.
  • 41 punktów różnicy w wyniku to jak dotychczas najwięcej w tym sezonie NBA (wcześniej: 38-punktowa wygrana Clippers nad Bulls). Przewaga Celtów w pewnym momencie wynosiła już 45 punktów i dość powiedzieć, że na pewnym etapie zdublowali oni swoich przeciwników.
  • wczorajszy wynik byłe ex-aequo czwartym najwyższym w historii wyjazdowych spotkań Celtics. W sezonie 1968/69 wygrali oni różnicą 48 punktów z Warriors oraz 47 punktów z SuperSonics. Nie tak dawno, bo jeszcze w sezonie 2008/09 pokonali też Kings różnicą 45 oczek. Wygrana z Knicks była – wliczając blowout z Kings – trzecim w ostatniej dekadzie spotkaniem, w którym Bostończycy wygrywają różnicą 40+ punktów. Całość dopełnia jeszcze domowe zwycięstwo z… New York Knicks w listopadzie 2007 roku, kiedy to Celtics wygrali 104-59. To właśnie ten mecz jest najwyższą w historii wygraną C’s nad Knicks. Wczorajsze spotkanie wskoczyło na drugie miejsce na liście.
  • we wczorajszym meczu Brad Stevens po raz pierwszy w swojej karierze miał na koncie najpierw 30, a ostatecznie ponad 40 punktów przewagi. Po przeciwnej stronie: Sullinger i jego +43.
  • Knicks zostali zaledwie drugim w historii zespołem, który najpierw wygrywa dwa spotkania różnicą co najmniej 30 punktów (+30 z Nets, +38 z Magic), a następnie przegrywa mecz co najmniej 30 punktami.
  • Nowojorczycy są teraz 0-6, gdy grają w pomarańczowych, alternatywnych strojach.
  • Carmelo Anthony zaliczył najgorszy w karierze współczynnik „+/-„. Gdy był na parkiecie to Celtics byli lepsi od Knicks o 40 punktów.
  • startujący backcourt gospodarzy wczorajszego spotkania zdobył wczoraj łącznie… zero punktów. Ray Felton i Iman Shumpert nie trafili nawet rzutu z gry (obaj 0/6), choć łącznie zagrali przez 51 minut. Niewiele lepszy był Andrea Bargnani, który trafił tylko jedną z siedmiu prób.
  • na przeciwległym biegunie byli z kolei starterzy Celtics, dzięki czemu z łatwością wypunktowali oni swoich vis-a-vis, zdobywając łącznie 89 punktów przy ledwie 29 ze strony Knicks. Innymi słowy: bostońska wyjściowa piątka była lepsza od tej nowojorskiej o 60 punktów.
  • Knicks zdobyli wczoraj tylko 73 punkty na ledwie 34-procentowej skuteczności – oba te wyniki są najgorszymi wynikami NYK w tym sezonie. Warto dodać, że Knicks pierwsze punkty (a w zasadzie punkt, bo dopiero faul techniczny za trzy sekundy w polu sprawił, że Melo przełamał – to dużo powiedziane – niemoc strzelecką swojego zespołu) zdobyli dopiero po kilku minutach gry, gdy na tablicy było już 12-0 dla Celtów. Chwilę potem zrobiło się 18-1, a Mike Woodson mógł rozpocząć swój festiwal bezradnych min.
  • pierwsze w karierze double-double zanotował Avery Bradley, który do 13 punktów dołożył carrer-high 10 zbiórek. A jeśli mowa o carrer-highs to nie można nie wspomnieć o sześciu trójkach Jordana Crawforda (pięć z nich Jordan trafił w trzeciej kwarcie.  Cztery pod rząd. Back-to-back-to-back-to-back. Cztery. Pod rząd.), który trafiał po prostu niesamowicie.

Jared Sullinger trafił z kolei taki rzut i – co warto podkreślić – chyba tylko Bargnani mógł pozwolić na to, aby jakikolwiek zawodnik trafił po wyrzucie z autu na 0.2 sekundy do końca akcji. Nie można jednak nie docenić umiejętności Sullingera, dla którego nie była to zresztą jedyna tak efektowna akcja podczas kolejnego bardzo dobrego meczu.

Wszyscy jesteśmy natomiast baaaaaaaaaaardzo ciekawi, co w tamtym momencie powiedział Crawford do Rondo i Bogansa, że cała trójka (a w szczególności Rondo) aż tak się roześmiała. Niemniej jednak, te kilkanaście sekund jest najlepszym podsumowaniem wczorajszego meczu, a także gry Knicks. Tylko Brad Stevens w tle cały czas jakiś zamyślony – ale do tego powinniśmy się już przyzwyczaić, bo dla Stevensa wczorajszy mecz był tylko i aż kolejną wygraną, po której czas przejść do przygotowań do kolejnego meczu. I takie podejście chyba rzeczywiście jest najwłaściwsze.