Bucks za mocni dla Celtów

Boston Celtics przegrali w piątek trzeci mecz z rzędu, ulegając drużynie Milwaukee Bucks, która wygrała 120-107 i zrewanżowała się za porażkę sprzed kilku tygodni. Bostończycy zagrali w sporym osłabieniu, bo w garniturach mecz obejrzeli Al Horford oraz Marcus Morris, jednak mimo to zespół Brada Stevensa chciał porozmawiać sobie o nieregularnej grze, z którą niestety cały czas mamy do czynienia w tym sezonie. Zawodnicy jeszcze ponad pół godziny po meczu siedzieli więc zamknięci w szatni i rozmawiali, a gdy wyszli do dziennikarzy to stwierdzili, że była to rozmowa bardzo potrzebna. Zdaje się jednak, że nie do końca rozwiązali tę kwestię, choć Jayson Tatum zapewnia, że z drużyną wszystko będzie w porządku.

W porządku były też pierwsze minuty piątkowego spotkania, gdy Celtics – z Ojeleye oraz Haywardem w pierwszej piątce – szybko wyszli na prowadzenie 10-1 i bostońscy fani mogli mieć nadzieje, że będą świadkiem fajnego spotkania. Tyle tylko, że przez kolejne 16 minut i 24 sekund to goście z Milwaukee zdobyli aż 57 punktów przy ledwie 22 ze strony Celtów i Bucks już do końca meczu spokojnie prowadzili, mając bardzo dobre odpowiedzi na każdą próbę zrywu bostońskiej drużyny, która trafiła tylko 38.5 procent swoich rzutów i zebrała 36 piłek.

To już trzecia porażka z rzędu po ośmiu kolejnych wygranych, które przyszły jednak ze słabymi rywalami. Z jednej strony, Celtics są osłabieni, bo przecież Horford to gracz niezwykle ważny, Aron Baynes nie pogra przez około miesiąc, a na dodatek z gry wypadł chyba najrówniej grający w tym sezonie Morris. Z drugiej strony, w trakcie spotkania zawodników wróciły te same problemy, które dotykały drużynę przy bilansie 10-10: brak zgrania, samolubna gra i przede wszystkim ogromna nieregularność w grze zespołu. A przed drużyną kilku silnych rywali.

  • Jaylen Brown: 21 punktów, 8/14 FG, 3/6 3PT, 2/7 FT, 7 zbiórek, 4 przechwyty

Miał najwięcej w zespole punktów, przede wszystkim za sprawą bardzo dobrej postawy w czwartej kwarcie. Fakt faktem, że prężenie muskuł po wsadzie nad Giannisem przyniosło faul techniczny, ale też wyzwoliło w Brownie fajny pokład energii i widać było, że Jaylen się odblokował. Szkoda, że koledzy nie potrafili za bardzo pomóc w tamtym czasie (no a sam Brown spudłował aż pięć z siedmiu swoich rzutów wolnych), jednak Bucks byli też w piątek po prostu drużyną dużo lepszą.

  • Jayson Tatum: 20 punktów, 5/15 FG, 3/7 3PT, 7/8 FT, 5 zbiórek, 2 asysty

Irving mówił po meczu o samolubnej grze niektórych zawodników (w tym także swojej), natomiast nie ma wątpliwości, że to właśnie Tatum jest jednym z tych, wobec którego ten zarzut jest zaadresowany. 20-latek znów zbyt mocno polega bowiem na trudnych, niedobrych rzutach z mid-range, przez co wkurza się m.in. Brad Stevens, który te rzuty chciałby w repertuarze Tatuma ograniczyć.

  • Kyrie Irving: 15 punktów, 7/20 FG, 1/4 3PT, 9 zbiórek, 7 asyst

To nie był dobry mecz Irvinga, który zdobył tylko 15 punktów z 20 rzutów, choć dołożył przy tym także solidne dziewięć zbiórek oraz siedem ostatnich podań. Z drugiej strony, jako jedyny starter nie był w tym meczu na minusie.

Solidnie w swoim starcie spisał się Semi Ojeleye (10 punktów, 3/6 z gry), ale to by było na tyle, jeśli chodzi o pozytywy. Gordon Hayward wrócił do przeciętności i nieskuteczności, bo przeciwko Bucks trafił tylko trzy z 13 rzutów (w tym jedną z sześciu trójek). Terry Rozier pozostaje fatalny: cztery punkty, 1/7 z gry i najgorsze w meczu -20, gdy był na parkiecie. Bostończycy mocno potrzebują powrotu takich graczy jak Horford czy Morris, co nie zmienia jednak faktu, że znów grają słabo, nieregularnie i nie tak, jak wszyscy się tego spodziewaliśmy.