Brad Stevens bardzo często określa Marcusa Smarta mianem “szóstego startera”. Powód jest całkiem prosty: od początku swojej przygody w NBA, Smart w każdym ze swoich czterech poprzednich sezonów w Bostonie co najmniej dziesięć razy zaczynał mecze w tej roli. A gdy nie był starterem to po prostu jako pierwszy wchodził z ławki, odgrywając rolę jednego z najważniejszych rezerwowych w talii Brada Stevensa. Ale dla wybranego z szóstką draftu zawodnika nigdy nie miało i nadal nie ma większego znaczenia, czy wyjdzie w pierwszej piątce, czy z ławki. Jednak wiele wskazuje na to, że w tym sezonie przesunięcie 24-latka do wyjściowego składu pomogło, może nie tyle uratować, co odmienić sezon Celtów.
Nie wszyscy byli latem zadowoleni, gdy Marcus Smart dostał swój wymarzony kontrakt, tym bardziej, że wydawało się, że nie ma za bardzo chętnych na jego usługi, przynajmniej nie za takie pieniądze. Celtowie pokazali jednak tym kontraktem, jak bardzo cenią sobie jego umiejętności i nie trzeba było długo czekać, by Smart przypomniał wszystkim kibicom o swojej wyjątkowej wartości. 24-latek walczy, poświęca się i robi dla Celtics w zasadzie wszystko. To dopiero grudzień, ale chyba już mamy jedno z najlepszych zagrań całego sezonu.
Smart jest też najlepszym playmakerem w zespole, a przesunięcie go do pierwszej piątki pozwoliło Celtom wejść na kompletnie nowy poziom w ataku. To tylko cztery spotkania (od bilansu 10-10 do 14-10), ale:
- Celtics zdobyli co najmniej 118 punktów w każdym z tych czterech spotkań, w tym dwukrotnie zrobili rekord sezonu i 128 oczek. Wszystko to składa się na ofensywny rating na poziomie 124.5 punktów zdobywanych na 100 posiadań (a gdy Smart jest na parkiecie to ten wynik wzrasta do team-high 131.7).
- W trzech z czterech spotkań Celtowie rozdali co najmniej 30 asyst. Średnio mają ich w ostatnich czterech meczach 29.8!
- Bostończycy nie tylko zaliczają więcej asyst, ale też po prostu więcej podają. Odkąd od pierwszej minuty wychodzi Smart, średnia podań wzrosła z 281.5 (trzecia dziesiątka w lidze) do prawie 324 (byłoby to drugie miejsce w lidze).
Przesunięcie obrońcy do wyjściowego składu sprawiło, że Celtics od pierwszej minuty mają na parkiecie dwóch playmakerów. To Kyrie Irving oraz właśnie Smart. Z jednej strony, sam Kyrie świetnie się w tym sezonie w tej roli spisuje, notując średnio najlepsze w karierze 6.4 asyst w każdym spotkaniu, choć moim zdaniem to wciąż trzeci najlepszy playmaker w zespole. Z drugiej strony obecność Smarta pozwala na to, by Irving częściej grał bez piłki, co już w pierwszym sezonie Kyrie’ego w Bostonie przynosiło fajne efekty i nie inaczej jest teraz.
Ktoś zapyta, Irving dopiero trzecim podającym w drużynie? Tak, bo Gordon Hayward potrafi podawać tak:
A sam Smart, odkąd tylko trafił do Bostonu z szóstym numerem w drafcie w 2014 roku, z roku na rok poprawia się pod tym względem i jest dziś chyba najlepiej prowadzącym atak zawodnikiem w zespole. W tym sezonie notuje zresztą najlepsze w karierze 6.1 asyst (per36), a jego progres jest widoczny gołym okiem. Już w NCAA sporo mówiło się o jego znakomitej wizji gry, ale zarzucało mu się słabe podejmowanie decyzji, forsowanie pewnych akcji czy brak większej cierpliwości, przez co wskaźnik asyst do strat był na bardzo słabym poziomie.
Dziś? Smart notuje najmniej strat w karierze, średnio o ponad jedną mniej niż w najgorszym pod tym względem dla niego poprzednim sezonie (spadek ze średnio 2.4 strat w każdym spotkaniu do 1.3). Dość powiedzieć, że odkąd Smart został przesunięty do pierwszej piątki, to w czterech meczach rozegrał łącznie 120 minut, rozdał 22 asysty (5.5 na mecz) i… tylko raz stracił piłkę. Jedna strata w 120 minut gry! Dla porównania, Kyrie Irving w ostatnich czterech meczach: 124 minuty, 31 asyst (7.6 na mecz), ale też 14 strat.
24-latek doskonale wyprowadza szybkie ataki, świetnie czytając defensywę rywala:
Wykorzystuje swoją szybkość, dobre czucie gry i wyczucie czasu oraz wizję w akcjach pick-and-roll jak te:
No a Al Horford nadal wsadza z góry głównie po podaniach Smarta, tak jak w dwóch poprzednich sezonach:
(Swoją drogą, co za zagrywka z playbooka mistrza Brada Stevensa!)
W tym wszystkim pomaga też fakt, że Smart trafia ostatnio bardzo dobrze zza łuku. Zanim zadziałała klątwa, przez którą Smart nie trafił ani jednej z pięciu prób przeciwko Knicks, wcześniej drogę do kosza znalazło dziewięć z 17 prób zza łuku. Pomimo tego, że Marcus notuje najgorsze w karierze 6.5 punktów na mecz, jest znacznie bardziej efektywny niż zazwyczaj. Dodajmy do tego energię, twardą grę, defensywę oraz właśnie ten playmaking i jasne staje się, dlaczego Celtics dali Smartowi czteroletnią umowę o łącznej wartości $52 milionów dolarów.
W grze Marcusa Smarta nigdy nie chodziło o zdobywanie punktów. W jego grze zawsze chodziło o robienie rzeczy, no wiecie, takich jak choćby te sławne już game-winning plays. To właśnie z powodu “zagrań wygrywających mecze” jest on tak znaczącym dla drużyny zawodnikiem. Teraz, biorąc pod uwagę, że bostońska ofensywa poszła do przodu, a defensywa pozostała jedną z najlepszych w lidze, dalsze wystawianie Smarta w pierwszej piątce wydaje się być oczywiste. Kto wie, być może właśnie ten ruch pozwolił Celtom uratować/odmienić ten sezon.