PS: Terry Rozier

Tak jak w ubiegłych latach, tak i teraz – gdy sezon dla Celtów się skończył i zawodnicy mogą już od jakiegoś czasu łowić ryby – można już krótko podsumować ich grę i to, jak spisywali się na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy. Były to miesiące niezwykłe, obfitujące w różnego rodzaju wydarzenia i zakończone długim runem zespołu w playoffs, który prawie zakończył się wizytą w tegorocznych finałach ligi. Żeby jednak w pełni ocenić tę kampanię należy wziąć pod uwagę także oczekiwania, co do danego zawodnika oraz to, jak spisał się on w trakcie sezonu regularnego oraz fazy posezonowej. Jesteśmy coraz bliżej końca – kolejny jest Terry Rozier, który w trzecim roku w NBA zagrał najlepszy w karierze sezon.

PRZED SEZONEM:

Po dominacji w lidze letniej w 2016 roku, latem ubiegłego roku Terry już się w Utah i w Las Vegas nie zameldował, natomiast to nie on, lecz Marcus Smart miał mieć przełomowy dla siebie rok. Terry rozpoczynał bowiem swój trzeci sezon w lidze jako dopiero trzeci rozgrywający w zespole, właśnie za Smartem, ale też przede wszystkim za Kyrie Irivngiem. Z jednej strony, liczyliśmy na kolejny sezon rozwoju, ale z drugiej strony wielkich rzeczy raczej się nie spodziewaliśmy. Tym bardziej, że Rozier jakoś mocno nie zachwycił w fazie play-off w 2017 roku, gdzie zasłynął przede wszystkim ze swoich starć z Brandonem Jenningsem, trafiając po drodze ważny rzut tu czy ówdzie.

SEZON REGULARNY:

I początek rozgrywek rzeczywiście nie zapowiadał nic wielkiego. Rozier miewał mecze lepsze i gorsze (w trakcie 16-meczowego streaku zwycięstw tylko sześć razy był w double-figures), a z pierwszej części sezonu zapamiętamy przede wszystkim jego wsad w Indianapolis, który przypieczętował niesamowity powrót Celtów przeciwko Pacers i niemal pewne było, że mówimy tutaj o zagraniu sezonu (niemal, bo przecież cały ten sezon obfitował w kosmiczne zagrania). Wszystko zmieniło się na przełomie stycznia i lutego, gdy Kyrie Irving dostał kilka meczów wolnego, a w jego miejsce w pierwszej piątce wskoczył właśnie Rozier. Triple-double w postaci 17 punktów, 11 zbiórek i 10 asyst w pierwszym meczu. 31 punktów w kolejnym. I zawsze double-figures przez prawie dwa kolejne miesiące – najpierw jeszcze w roli rezerwowego, a potem już w roli startera, gdy jasne stało się, że Kyrie już w tym sezonie nie zagra. 25 meczów z rzędu, w który Rozier zdobywał 10 lub więcej punktów (najwięcej: 33 punkty w Sacramento, czyli nowy rekord kariery) i średnie na poziomie 16/5/4 w tych spotkaniach. To był zresztą dopiero przedsmak tego, co czekało nas w fazie play-off.

Najlepsze akcje Terry’ego z sezonu regularnego – część pierwsza:

Najlepsze akcje Terry’ego z sezonu regularnego – część druga:

PLAYOFFS:

Tegoroczna faza playoffs to czas, w którym na dobre narodził się Scary Terry. Bo on już w pierwszym meczu zaczął niesamowicie, gdy trafił prawie-game-winnera, z czego zrodziła się… jego przyjaźń z Drew Bledsoe. Ogółem, na 19 meczów aż 15 razy zdobywał 10 lub więcej oczek. Było na przykład 23/8 w G2 przeciwko Bucks, było 26/6/9 też przeciwko Bucks w G7 i potem 29/8/6 przeciwko Sixers w G1. Scary Terry żył pełnią życia i potwierdził, że ta znakomita gra w sezonie regularnym to nie był przypadek. W całych playoffs notował średnio 16.5 punktów, 5.3 zbiórki i 5.7 asyst na mecz, czyli nawet poprawił te osiągi z drugiej części RS. Zwrócił na siebie uwagę światka NBA i robił to w bardzo dobrym stylu. Ogromna tylko szkoda, że po trafieniu sześciu trójek w przegranym G6 w Cleveland, w tym decydującym starciu nie trafił ani jednej z dziesięciu prób i zaliczył swój najgorszy występ w sezonie, zdobywając tylko cztery punkty (2/14 z gry).

A tutaj „the best of” Roziera z fazy play-off:

OCENA: 5

Zaczynał jako trzeci rozgrywający, kończył jako świetnie spisujący się starter i to jest najlepsze podsumowanie drogi, jaką przeszedł Terry Rozier w tym sezonie. Tak jak skrzydłowym „pomogła” kontuzja Haywarda, tak Rozier znakomicie wypełnił lukę powstałą po urazie Irvinga, momentami wyglądając jak drugie wcielenie swojego nieco starszego kolegi.

CO DALEJ?

Rozier ma za sobą najlepsze miesiące w karierze, ale czy jest w stanie zagrać cały taki sezon? Te kilka miesięcy to wciąż dość mała próbka, choć co by nie mówić, Terry potwierdził grą w playoffs, że potrafi naprawdę dużo. Zyskał bardzo dużo pewności siebie, poprawił też rzut zza łuku (najlepsze w karierze 38.1 procent skuteczności w sezonie regularnym) i to był trzeci rok bardzo fajnego rozwoju. Jedyny problem to w zasadzie wciąż słaba skuteczność w akcjach do kosza, choć Rozier popisał się kilkoma naprawdę mocnymi wsadami na przestrzeni całego sezonu i tak się podbudował, że w pewnym momencie próbował nawet wsadzić ponad LeBronem. Te wejścia pod kosz to jednak cały czas coś, nad czym musi pracować, bo to mocno wpływa na jego ogólną efektywność. Tak czy siak, z pewnością możemy być zadowoleni z tego, w jakim kierunku Rozier się rozwija – sęk w tym, że przyszły rok to dla niego tzw. contract-year i nie wiadomo tak w zasadzie, co teraz zrobić. Próba transferu, póki wartość Terry’ego jest tak duża jak jeszcze nigdy dotąd? Czy może jednak lepiej zatrzymać go w składzie, bo taki ktoś za plecami Irvinga to skarb i nieważne, że latem 2019 roku może odejść za darmo, jeśli późną wiosną ma pomóc wygrać mistrzostwo?