Playoffs 2018: Celtics vs Cavs

Liga miała nosa, wybierając na dzień otwarcia mecze przyszłych finalistów obu konferencji. To byłyby najbardziej wyczekiwane pojedynki od wielu, wielu lat – Boston Celtics są dokładnie tam, gdzie chcieli znaleźć się przed sezonem. Tyle tylko, że podejmą Cleveland Cavaliers bez Gordona Haywarda i bez Kyrie’ego Irvinga. Ale zrobią to jako definicja słowa „wytrwałość” po sezonie, w którym wszyscy ich skreślili. I wciąż zresztą skreślają, choć tym razem powód jest bardzo dobry: LeBron James gra bardzo dobrą koszykówkę. Nie będziemy jednak zastanawiać się, co by było gdyby – Celtowie z jednej strony chcieliby już zacząć nowy sezon, a z drugiej strony już teraz mają szansę stać się tym zespołem, który miał zostać odłożony w czasie o rok.

Wszyscy dobrze wiemy, że NBA czekała na pojedynek Kyrie’ego Irvinga z LeBronem Jamesem w finałach konferencji. Na pojedynek Isaiah Thomasa ze swoim byłym zespołem, który wymienił go pomimo wszystko. Na pojedynek LeBrona Jamesa z Boston Celtics, do którego miało nie dojść zaledwie pięć minut po tym, gdy sezon się rozpoczął. Celtics odpowiedzieli jednak po kontuzji Haywarda, tak jak odpowiadali przez cały sezon – także po kontuzji Irvinga, a potem po urazie Smarta i gdy wszyscy stawiali najpierw na Bucks, a potem na 76ers.

Odpowiedzieli, wytrwali i są tutaj teraz, grając w finałach konferencji. Tam, gdzie byli przed rokiem. I tam, gdzie chcieli być od początku, choć ze znacznie innymi wyobrażeniami. Te wyobrażenia odstawmy jednak na bok – mimo wszystko, Celtics są o cztery zwycięstwa od finałów NBA, lecz wciąż trudno jest stawiać pieniądze przeciwko LeBronowi, dla którego seria z Raptors była… 23 z rzędu wygraną serią play-off na Wschodzie. To znów więc rywal jest faworytem, a Boston? Boston już nic nie musi, oni już tylko mogą i na pewno się przed Jamesem nie położą.

Już rok temu Jaylen Brown stwierdził, że LeBron James jest tylko człowiekiem i nie ma się czego bać. Nie oznacza to jednak, że Celtics mają zamiar zlekceważyć LeBrona jako koszykarza. Ale w tej serii będzie chodzić także o coś więcej, bo trzeba raz po raz podkreślać, że jest to już ogromny sukces Celtów. Brown ma 21 lat i zagra back-to-back w finałach konferencji. Jayson Tatum parę lat temu jako młodziutki chłopaczek prosił LeBrona o follow na twitterze, a teraz w swoim debiutanckim sezonie zmierzy się przeciwko niemu w półfinale ligi.

Celtics robią to wszystko bez gwiazd, ale jakby z gwiazdami in-the-making. Celtics mieli tutaj być, potem miało ich nie być tutaj teraz, lecz za rok, a oni jednak są tutaj teraz. I tak jak wielu nie ma odwagi stawiać przeciwko LeBronowi, tak przed Celtami kolejna seria, w której mogą udowodnić, że to że są tutaj teraz to wcale nie jest przypadek. Że oni są piekielnie utalentowani, gdy Kyrie Irving i Gordon Hayward są na pokładzie i wciąż mocno utalentowani, gdy tej dwójki nie ma. Trzymajmy więc kciuki za Celtów, nie skreślajmy ich jeszcze i po prostu wierzmy.

A gdzie ta seria będzie się decydować? Wiadomo, że tak jak w każdej serii z LeBronem, od lat trzeba zacząć od pytania, jak go powstrzymać, choćby spowolnić, zmęczyć, cokolwiek. Tych pytań, kwestii jest jednak znacznie więcej.

  • No to kto broni Jamesa?

Zaskoczenia nie ma, zaczynamy właśnie od tego pytania. James włożył zespół na plecy i przeprowadził ich po siemdiu meczach przez pierwszą rundę, trafiając po drodze wielkie rzuty, by w drugiej rundzie dostać w końcu trochę wsparcia, lecz cały czas trafiać wielkie rzuty. Co by nie mówić, LeBron jest najlepszym zawodnikiem tych playoffs, nawet jeśli ma problemy z trójką (17 procent w czterech meczach serii z Raptors) czy rzutami wolnymi (58 procent w tej samej serii). Już same średnie robią wrażenie: 34 punkty na mecz, 41 minut, 35 USG%. Dominacja.

Dodatkowo, ostatnie mecze Jamesa przeciwko Celtics nie napawają optymizmem. Dominował rok temu, gdy Celtics przegrywali w pięciu meczach w finałach konferencji (hej, Toronto, przynajmniej nie było sweepu), miał też bardzo dobre mecze w sezonie regularnym i nie był aż tak dobrym defensorem Marcus Morris, o którym przed sezonem pisałem, że może być w tej roli najlepszy. Tak oto przedstawia się ogół posiadań LBJ w tym sezonie przeciwko Celtics z podziałem na defensorów i osiągi Jamesa w konkretnych matchupach:

https://thesportsdailydigital.files.wordpress.com/2018/05/lbj-defense.png

Najwięcej czasu na LeBronie spędził Jaylen Brown (57 posiadań), choć aż 49 posiadań pochodzi z meczu otwarcia, kiedy niezdolny do gry był Morris. To on ma drugi wynik w drużynie, ale też widzimy, że nie szło mu wcale tak dobrze jak w poprzednich latach. Najlepszą robotę robili kolejno Horford (ale tylko 10 posiadań), Brown oraz Semi Ojeleye (39 posiadań, trzeci wynik). Zdaje się więc, że Celtowie znów rzucą przede wszystkim Morrisa, jednak po raz kolejny w tej fazie play-off bardzo ważną rolę może odegrać Ojeleye, tak kluczowy w pierwszej rundzie.

Jak się bowiem okazuje, James broniony przez Ojeleye oddawał rzut w 60 procentach sytuacji (w tych 39 posiadaniach). Spośród 58 zawodników, którzy w sezonie regularnym mieli co najmniej 30 posiadań w obronie na Jamesie, tylko pięciu miało lepszy wskaźnik niż Semi. Z tego wynika, że James jest znacznie mniej agresywny, gdy ma na przeciwko siebie kilogramy mięśni Ojeleye. Rookie będzie miał bardzo ciężkie zadanie, ale może być sposobem na to, aby James częściej oddawał piłkę kolegom i losy serii były w dużej mierze także w ich rękach.

Ogółem, Celtowie mają więc aż sześciu zawodników, których mogą rzucić na Jamesa – najsłabiej wypada Marcus Smart, który w przeszłości miewał momenty lepsze i gorsze. Spośród graczy z rotacji, w zasadzie tylko Terry Rozier jest kimś, w kogo Cavs mogą celować w akcjach pick-and-roll z Jamesem jako ball-handlerem. Potrzeba będzie więc wysiłku całego zespołu i solidnej postawy co najmniej kilku zawodników, aby rzeczywiście móc LeBrona jakkolwiek spowolnić. Albo dać mu dominować i wyłączyć z gry resztę, co może okazać się łatwiejszym zadaniem.

  • W jakich ustawieniach zagrają Cavs?

Najpierw to Tristan Thompson dał energię w serii z Pacers, ale potem Cavs wrócili do Kevina Love na pozycji środkowego i z takim ustawieniem przejechali się po Raptors. Odkurzenie mającego w tym sezonie sporo problemów Thompsona –  który zawsze daje się Bostończykom we znaki – otworzyło przed Cavs więcej opcji i możliwość gry wysoko (Thompson) lub nieco niżej (Love). Z drugiej strony, tym razem Celtowie są dobrze przygotowani na Thompsona, mając w odwodzie kogoś takiego jak Aron Baynes, kogo nie mieli w serii przed rokiem.

Baynes nie tylko przyda się do masowania pod koszem i zastawienia Thompsona na tablicach, ale też powinien pomóc rozciągnąć grę w ataku. Próbka jest mała, ale Australijczyk trafił dziewięć z 19 prób zza łuku przeciwko Sixers (47 procent) skuteczności i to już nie tylko jeden podkoszowy Celtów oferuje spacing. Lecz jak Celtics skontrują niskie ustawienia Cavs i gdzie w tym podzieje się Baynes? Horford jako środkowy to prosta droga, by Love wyciągał go spod kosza. Ale także Cavs muszą odpowiedzieć na podobne pytania, gdy to Celtics pójdą w small-ball.

Dodatkowo, Cavaliers mają jeszcze ten problem, że w zasadzie cały czas będą mieli na parkiecie kogoś, kogo trzeba będzie ukryć po swojej stronie parkietu. JR Smith czy Kyle Korver to kluczowi dla Cavs strzelcy, ale Celtics już pokazali, że potrafią sobie z podobnymi radzić, dobrze ograniczając m.in. Marco Belinelliego czy JJ Redicka. Nie bez powodu Boston miał obronę numer jeden w lidze – warto to przypomnieć. Co więcej, Celtowie potrafią także wykorzystać ich słabości w defensywie, mając w drużynie tak atletycznych skrzydłowych jak Brown czy Tatum.

A przecież w składzie ekipy z Cleveland są jeszcze Jordan Clarkson czy Jose Calderon. Love i James to też nie są wybitni obrońcy, dlatego atak Celtów ma gdzie szukać swoich szans. LeBron nie otrzymał w tych playoffs zbyt wiele wsparcia od swoich kolegów, a transfery z lutego – tak przez wszystkich chwalone – nie odgrywają większej roli, może poza George’em Hillem, który opuścił trzy mecze serii z Pacers, ale po powrocie znacznie częściej bywa solidny niż bezbarwny. Największe zagrożenie wciąż stanowią trafiający za trzy Korver, Smith oraz Love.

  • Czy Big Al będzie w końcu big w serii z Cavs?

Ta zeszłoroczna wygrana, bardzo szczęśliwa, bo po rzucie Avery’ego Bradleya prawie równo z syreną, była pierwszym w karierze zwycięstwem, jakie Al Horford odniósł nad zespołem LeBrona Jamesa w fazie play-off. Big Al w zasadzie od 2015 roku nie miał żadnych szans w starciach z Cavs, kiedy jeszcze jako gracz Hawks przeżył wstydliwe 0-4 jako #1 w konferencji wschodniej po sezonie regularnym. Dodatkowo, za każdym razem ogromnym problemem dla Horforda okazywał się być Thompson, który po prostu dominuje w tych pojedynkach.

Dominuje na tyle, że z Horforda robi się gracz wręcz minusowy. 31-latek będzie musiał w końcu wygrać ten matchup, jeśli Celtics chcą myśleć o awansie do kolejnej rundy. Ostatnie tygodnie to jednak najprawdopodobniej najlepszy okres Horforda w karierze i miejmy nadzieję, że uda mu się podtrzymać znakomitą formę z poprzednich serii. Pochodzący z Dominikany zawodnik jest dla Celtów kluczem po obu stronach parkietu – w ataku potrzeba jego agresywnej, skutecznej gry, podczas gdy w obronie o jego wartości przekonali się już m.in. Giannis czy Embiid.

Po raz kolejny, Celtics będą więc liczyć na to, że Playoff Al zagra na bardzo wysokim poziomie – dla Horforda to z pewnością bardzo ważna seria, bo choć on już udowodni w tych playoffs, jak bardzo wartościowym jest graczem to jednak Celtowie bardzo mocno potrzebują jego dobrej gry, aby móc koniec końców przeskoczyć LeBrona, niezależnie od tego, czy miałoby to być w tym roku, czy może dopiero w przyszłym. Jak do tej pory, Horford bywał po prostu miękki w starciach z Cavaliers, dlatego miejmy nadzieję, że tym razem w końcu będzie inaczej.

  • Jak poradzi sobie młodzież Celtów?

Tegoroczne playoffy to dowód na to, że talent ma znaczenie. Celtics stracili co prawda dwóch graczy z top10 draftu (przy czym Kyrie to wprost jedynka), ale w zespole wciąż mają czterech zawodników z top6 draftu i jeszcze kilku w okolicach loterii. Brown po raz drugi z rzędu zagra w finale konferencji. Tatum zrobi to po raz pierwszy, ale już jako jeden z liderów zespołu. Ta seria z co najmniej 20 punktami na koncie wciąż trwa – to już siedem meczów (tyle samo miał Mitchell), a jedyny rookie w historii ligi z dłuższą serią to niejaki Lew Alcindor (10).

Ta dwójka, ale także Terry Rozier, jest dla Celtów ogromnym wsparciem w tegorocznej fazie play-off. Ba, momentami to ci młodzi wygrywają Bostończykom spotkania. I trudno stwierdzić, kto z tej trójki robi największe wrażenie, choć jeśli wziąć pod uwagę, że Tatum to 20-letni rookie, który z miesiąca na miesiąc stawał się coraz lepszy, aż w końcu stał się w zasadzie opcją numer jeden zespołu, o czym zapewne nawet mu się nie śniło, gdy Celtics wybierali go w czerwcu ubiegłego roku z trójką. I to opcją numer jeden w tych najważniejszych momentach sezonu.

Ogromne wrażenie robi także Jaylen, grający w tej drugiej rundzie z limitem minut przez problemy ze ścięgnem udowym, choć na całe szczęście te kłopoty już mijają. No i ten znakomity (głównie w TD Garden, ale wciąż) Scary Terry. Zamiast pojedynku Irving v Thomas dostajemy Rozier v Hill i po raz kolejny będziemy liczyć, że to bostoński rozgrywający – który szturmem i bez większego problemu wszedł do pierwszej piątki, mimo że przed sezonem nie miał na koncie choćby jednego startu – wygra tę rywalizację z bardziej doświadczonym Hillem.

To w dużej mierze od tych pojedynków i od tego, czy Tatum i Brown będą w stanie wykorzystać mankamenty defensywy Cavs, która będzie starała się ukryć Korvera czy Smitha, zależą losy tej serii. Oczywiście, istnieje nawet całkiem spore prawdopodobieństwo, że cokolwiek się stanie, to i tak James będzie miał ostatnie słowo, tym bardziej że nawet Brad Stevens jest 1-8 w dotychczasowych ośmiu meczach fazy play-off z 2015 i 2017 roku (teraz dostaje kolejną szansę; w piątek cały dzień rozmawiał z Irvingiem), ale bostońska młodzież też chce mieć tutaj głos.

A jakby kontuzji w Bostonie było mało to jeszcze wszystko wskazuje na to, że na bostońską młodzież spadnie jeszcze większe brzemię minut, bo w dwóch pierwszych meczach – ale też najprawdopodobniej w całej serii – nie zagra Shane Larkin i jest to znacznie poważniejsze osłabienie dla Celtów niż mogłoby się wydawać. Tym bardziej, że na ten moment rotacja Celtics wynosi dokładnie ośmiu zawodników – kto wie, być może w tej serii szansę na granie dostanie Greg Monroe? Podkoszowy jak do tej pory był non-faktorem i trudno sądzić, że to się zmieni.


O tej serii można by napisać więcej, znacznie więcej, ale koniec końców i tak wszystko zależy od jednego człowieka: LeBron James idzie po ósmą z rzędu wizytę w finałach i rzeczywiście wydaje się, że Celtics są zbyt osłabieni, by móc się mu przeciwstawić. Jest jeszcze jeden człowiek, który może odegrać w tej serii ogromną rolę, a którego nazwisko pojawił się dopiero w ostatnim akapicie – Brad Stevens, przed którym trzecia w karierze szansa na pokonanie drużyny Jamesa. W teorii, drużyna najsłabsza jak dotychczas, ale LeBron niezwykle mocny.

Dla wielu, ta seria będzie więc właśnie duelem pomiędzy koszykarskimi umysłami Jamesa i Stevensa. Według innych, najważniejszy dla losów serii będzie niedzielny mecz numer jeden – ważny w kontekście ustawienia sobie tej serii czy nabrania pewności przez młodych graczy Celtics. Cavs właśnie w ten sposób zabrali momentum Raptors, wygrywając po dogrywce G1 w Toronto. Sęk w tym, że Celtowie, a przede wszystkim kwartet Rozier-Brown-Tatum-Horford, mają w tych playoffs nerwy ze stali i już 90 punktów w 36 minut crunchtime.

No i nie zapominajmy, że Celtowie pokonali już w tej fazie play-off zespoły Giannisa oraz Embiida. Prawdą jest jednak, że ofensywa Cavs jest zbudowana na strzelcach, na których można polegać znacznie częściej i pewniej. Ale w Cleveland wciąż mają słabą, momentami po prostu fatalną obronę. Plus jest jeszcze fakt, że Celtics nie przegrali w  tych playoffs w Ogródku, a mają przecież przewagę parkietu (choć jak LeBron udowodnił w zeszłym roku, nie ma to chyba żadnego znaczenia). Niezależnie od wszystkiego, to już jest piękny sezon Boston Celtics.

I może być już tylko piękniej. Trzymajmy kciuki za Celtów.

Osiem wygranych za nami, osiem pozostało do mistrzostwa. Droga daleka, ale oni już przeszli bardzo daleką drogę w sezonie, który miał być ich, potem nie był, by nagle znaleźli się dokładnie w tym miejscu, w którym chcieli być. Może nie tak „nagle” – to efekt ciężkiej pracy, wiary w swoje możliwości i tej niesamowitej wytrwałości tego zespołu.

#WeAreTheCeltics