Cousins na wylocie z Sac-Town

Dni DeMarcusa Cousinsa w Sacramento Kings wydają się być policzone. Ale to chyba dobrze dla niego, bo w końcu wyrwie się z organizacji, która jest jedną z najgorzej zarządzanych w całej lidze. Byleby nie trafił do Los Angeles Lakers, bo tam także nie będzie miał zbyt wielu powodów do uśmiechu. Byleby trafił do Boston Celtics, gdzie prócz ogarniętego GM-a jest także młody, przyjazny trener i fajne perspektywy na przyszłość. Och, jakie perspektywy – tym bardziej z takim Cousinsem w składzie. Zapowiadają się więc gorące dni, a na razie Celtics w plotkach pojawiają się dość sporadycznie i dość przewidywalnie – jako zespół, który jest aktywny, agresywny i stara się myśleć o rzeczach wielkich.

Taką „wielką rzeczą” z pewnością byłoby sprowadzenie Cousinsa, który nie bez powodu uważany jest za jednego z najlepszych centrów w lidze. I choć władze Kings od długiego czasu zapewniają, że nie mają zamiaru 24-latka transferować i że to po prostu „not gona hapen”, to jednak wczoraj pojawiły się plotki o jakimś szalonym, trójstronnym transferze między Kings, Lakers oraz Orlando Magic, w ramach którego:

  • Kings dostaliby Nikolę Vucevicia oraz wybór numer pięć z Orlando,
  • Magic dostaliby wybór numer dwa z Los Angeles,
  • Lakers dostaliby Cousinsa ORAZ wybór numer cześć z Sacramento.

To drugie oraz jest wersalikami, ponieważ Lakers jak zwykle wyszliby na tym najlepiej, nie tylko zachowując pick w top10, ale też dostając najlepszego zawodnika w wymianie. Z drugiej strony, to właśnie dlatego ta wymiana wydaje się być szalona, no bo jakim cudem Lakers mieliby aż tak bardzo na niej skorzystać (oddając w zasadzie tylko wybór numer dwa, a zyskując nie tylko Cousinsa, ale i wciąż wysoki przecież pick). Tutaj oczywiście pojawiają się jeszcze kwestie finansowe, bo ta wymiana na pewno nie ograniczałaby się do tych elementów, a może okazać się, że Lakers pozyskując Cousinsa oddadzą tyle, że wcale dużo lepsi niż przed rokiem nie będą.

Dodatkowo, jeśli chcieliby dokooptować do Cousinsa oraz starzejącego się Kobe Bryanta kolejną gwiazdę to mogliby to zrobić poprzez wolną agenturę, ale uzyskanie koniecznego cap space wiązałoby się nie tylko z oddaniem Juliusa Randle, ale też ze zrzeczeniem się praw do tegorocznych wyborów w pierwszej rundzie draftu oraz swoich własnych wolnych agentów. Przy okazji tego całego zamieszenia należy jeszcze wspomnieć, że Lakers MUSZĄ mieć wybór w pierwszej rundzie, a transfer nie dojdzie do skutku przed draftem.

(sytuacja podobna jak z Cavs i Haywoodem, którą opisywałem w poniedziałek – ekipa z LA wytransferowała już swój przyszłoroczny pick do 76ers, a nie można transferować picków z dwóch lat pod rząd)

A jakby tego było mało, coach George Karl – o czym pisze Adrian Wojnarowski – chce, aby Boogie odszedł z Sac-Town. To też dziwna sytuacja, bo Karl naciska na transfer najlepszego zawodnika drużyny i kogoś, na kim można by tę drużynę w kolejnych latach budować. Ale tym raportom Wojnarowskiego nie należy tak od razu wierzyć, jeśli weźmiemy pod uwagę, kto jest agentem Cousinsa – Dan Fegan, a więc ta sama osoba, która doprowadziła do transferu Dwighta Howarda do Lakers. Dziwnym zbiegiem okoliczności, wtedy wszystkie ploteczki także wypuszczał Woj. Sprawa jest prosta – agent chce transferu, dziennikarz chce tematu.

Poza tym, od lat znany jest zabieg, w którym mówimy „nie, nie, nie” na transfer, tylko po to, aby podwyższyć wartość zawodnika i spowodować tzw. bid war, czyli wojnę ofert. Bardzo zresztą prawdopodobne, że Kings zgłosili się już do Danny’ego Ainge’a, aby zobaczyć, co on ma do zaoferowania i bardzo możliwe, że ten kontakt będzie w najbliższych dniach stały. Vlade Divac na szybkim wybieraniu to rzecz pewna. I choć można mówić, że to Lakers mają największe szanse to jednak w Bostonie nadziei nie tracą. Zapytajcie Billa Simmonsa.

Raport Woja zdaje się też jednak wskazywać, że Karl wolałby dostać za Cousinsa zawodników już ogranych (ba, Woj dodaje, że Rajon Rondo może wylądować w Sacramento!), podczas gdy Celtics mogą pochwalić się sporą grupą młodych gniewnych. No i mogą pochwalić się także tym, że nie są rywalami Kings z tej samej dywizji, w przeciwieństwie do Lakers. Dziwne wydaje się za to, że drużyna z Sac-Town – gdzie Karl chce grać szybszy basket – zadowoliłaby się Vuceviciem, który przecież z szybkim basketem ma mało wspólnego.

Dziwne też, że Kings wolą Vucevicia niż pozyskać od Lakers bezpośredniego pick numer dwa, z którym mogliby przecież wybrać np. Okafora. Tymczasem Lakers mogą do tego drugiego picku dorzucić jeszcze Juliusa Randle’a czy Jordana Clarkcsona i wtedy już rzeczywiście będą faworytami do pozyskania Cousinsa. Na ten moment Marc Stein pisze, że Celtics są w lepszej sytuacji niż Denver Nuggets, a jeden z działaczy dodaje, że Bostończycy agresywnie starają się wejść do top10 i myślą o rzeczach wielkich. #dannyainge

Jeśli Sacramento Kings – wbrew zapewnieniom Divaca czy Ranadive’a, a zgodnie z życzeniem Karla – zdecydują się transferować DeMarcusa Cousinsa to można być pewnym, że Danny Ainge będzie dzwonił. Pytanie tylko, czy uda mu się spełnić priorytety Kings, którzy nie chcą czekać, bo zbliża im się przeprowadzka do nowej hali, którą trzeba będzie czymś (na pewno nie przebudową) zapełnić. W związku z tym assety posiadane przez Celtics mogą być dla Kings mniej wartościowe, jednak nic tu jeszcze nie jest przesądzone. Free Boogie!