Podsumowanie ruchów Ainge’a

W ciągu niecałego miesiąca Danny Ainge zrobił trzy kolejne transfery, którymi niejako wyznaczył kierunek, w jakim poruszać się będą dalej Boston Celtics. Najpierw wytransferował Rajona Rondo do Dallas Mavericks. Potem oddał Brandana Wrighta do Phoenix Suns. I w końcu wymienił Jeffa Green do Memphis Grizzlies – ten ostatni transfer jest już oficjalnie zatwierdzony przez władze ligi. W ciągu więc kilkunastu dni Ainge pożegnał się z trzema weteranami, zyskując w zamian kolejne wybory w drafcie i kolejny kapitał pod przyszłość zespołu. Jak wygląda sytuacja bostońskiego klubu? Czego możemy spodziewać się w kolejnych miesiącach? Jak rysuje się przyszłość? Na te pytania odpowiedzi szukajcie poniżej.

Najpierw, przeanalizujmy wszystkie te ruchy. Transfer Rondo był już analizie poddany. Za niego do Bostonu przywędrował m.in. Brandan Wright, który w barwach Celtics zdążył rozegrać osiem spotkań, bo teraz biega już w koszulce Phoenix Suns, gdzie ma za sobą debiut. Ainge wytransferował go do Suns, przyjmując w zamian pick Minnesota Timberwolves w drafcie 2015 oraz warte $5 milionów dolarów trade exception. Ten pick będzie prawdopodobnie dwoma wyborami w drugiej rundzie w latach 2o16 i 2017 – jest bowiem chroniony w top12, a Timberwolves to w tym momencie druga najgorsza drużyna w lidze. Po New York Knicks, oczywiście.

W poniedziałek oficjalny stał się za to transfer, w ramach którego Jeff Green stał się zawodnikiem Memphis Grizzlies. Misie zyskały fajną opcję numer trzy/cztery, w której Green czuje się przecież najlepiej. Celtics zyskali za to Tayshauna Prince’a (a raczej jego spadający kontrakt wart $7.7 miliona dolarów) oraz wybór w pierwszej rundzie draftu od Grizzlies. Wybór dość odległy, bowiem z draftu 2017, jednak nie obyło się bez protekcji. Do Bostonu przywędruje także Austin Rivers, przynajmniej na chwilę. Rivers przywędruje z New Orelans Pelicans, którzy z Grizzlies pozyskali Quincy Pondextera, stając się trzecim zespołem w tej wymianie.

Rivers na długo w Bostonie nie zabawi. Zostanie wytransferowany najprawdopodobniej w najbliższych dniach i prawie pewne, że do Los Angeles Clippers, by dołączyć do drużyny prowadzonej przez jego ojca. Doc pracuje nad wymianą, do której potrzeba jeszcze jednego zespołu – Clippers mają bowiem nałożony hard cap, a wolnego miejsca zaledwie $1.7 miliona dolarów, podczas gdy Austin za ten sezon zarobi $2.4 miliona, co oznacza, że ekipa z Los Angeles musi znaleźć trzeci zespół, który przejmie kontrakt któregoś z zawodników z końca ławki jak Chris Douglas-Roberts czy Ekpe Udoh. Celtowie nie chcą bowiem w zamian nic, poza wyborem w drafcie – i ten rzeczywiście dostaną, choć z drugiej rundy.

Wszystkie te ruchy to jasny sygnał, że Ainge idzie dalej z przebudową. To jednak prawdopodobnie jeszcze nie koniec ruchów generalnego menedżer Celtics. Tayshuan Prince także może być w Bostonie tylko na chwilę. Zarówno on, jak i Jameer Nelson pozyskany w ramach transferu Rondo są poważnymi kandydatami do tzw. buyoutu, czyli do wykupienia kontraktu. Z drugiej strony, Prince ma kończący się po sezonie kontrakt, co akurat Celtom zbytnio nie powinno przeszkadzać. Bardzo jednak możliwe, że podzieli on los Keitha Bogansa czy Geralda Wallace’a, czyli raczej nie będzie odgrywał znaczącej roli w rotacji coacha Stevensa.

Ano właśnie, rotacja powinna być też nieco po tych transferach odciążona, na czym powinni skorzystać także i młodsi zawodnicy. W składzie wciąż są też weterani, którzy także mogą pożegnać się z Bostonem w kolejnych tygodniach – mowa przede wszystkim o Brandonie Bassie i Marcusie Thorntonie, którzy mają spadające kontrakty, nie mają przyszłości w Celtics, lecz są na tyle solidnymi zadaniowcami, by pomóc jakiejś drużynie walczącej o mistrzostwo. Do trade deadline jeszcze ponad miesiąc, dlatego też powinniśmy się przygotować na kolejne ruchy – bo te są bardzo prawdopodobne. Dlaczego? Otóż z jednego prostego powodu.

Po raz pierwszy w nowożytnej historii Celtics klub będzie miał tego lata naprawdę sporo miejsca w salary cap (na które niedługo spojrzymy nieco głębiej). Przez to będzie musiał zrzec się praw do takich zawodników jak Stephon Marbury, Carlos Arroyo, Michael Olowokandi czy nawet Shaquille O’Neal – figurują oni bowiem w zespole jako tzw. cap holds. W poprzednich latach zespół nie musiał się ich pozbywać, ponieważ suma płac przekraczała poziom salary cap. Tego lata będzie jednak inaczej i Celtics będą musieli zrzec się tych wszystkich zawodników, aby rzeczywiście uwolnić naprawdę sporo miejsca w salary cap.

Do salary cap wliczać się też będą jednak wyjątki, czyli wszelakie trade exceptions. W ostatnich dniach Boston wygenerował trzy takie trade exceptions, wśród których najważniejsze jest to z transferu Rondo – warte prawie $13 milionów dolarów. W ramach transferu Wrighta powstało jedno warte $5 milionów, natomiast w ramach transferu Greena kolejne warte prawie $1.5 miliona dolarów. Na ten moment w składzie jest 15 zawodników, ale po transferze Riversa zwolni się jedno miejsce, przy czym zwolnić się mogą kolejne. To byłoby bardzo dla Celtów korzystne, bo jako że zespół sporo zaoszczędził na ostatnich transferach to inne zespoły mogą szukać oszczędności w Bostonie. Jak? Otóż Celtics mogą przyjąć kilka milionów płac, oddając w zamian trade exception, dzięki czemu zespoły ponad progiem luxury tax zejdą o te kilka milionów w swoim salary cap. Czy Ainge miałby w tym jakikolwiek interes? Dorzućcie pick, a interes na pewno się znajdzie. Bardzo więc możliwe, że w taki właśnie sposób te niedawno utworzone trade exceptions zostaną wykorzystane.

Teraz skupmy się na pickach, których Ainge zapewne jeszcze nie przestał zbierać. Zaktualizowałem już dział salary cap, gdzie wszystko jest dokładnie opisane, polecam zajrzeć. My skupmy się na niesamowitych liczbach, jakie po tych transferach mogliśmy usłyszeć. Celtics są na drodze do posiadania sześciu wyborów w pierwszych oraz ośmiu wyborów w drugich rundach dwóch kolejnych draftów. Razem daje to aż czternaście wyborów, czyli prawie cały skład drużyny NBA. Jasnym staje się więc, że Ainge nie skorzysta ze znacznej większości tych wyborów, a przecież w następnych latach dochodzą kolejne i kolejne wybory. Na ten moment wygląda to tak:

  • 2015: pierwsza runda – Celtics, Clippers; druga – Celtics, Sixers, Wizards
  • 2016: pierwsza runda – Celtics, Nets, Mavs, Cavs; druga – Wolves, Sixers, Heat, Mavs/Grizzlies, Cavs
  • 2017: pierwsza runda – Celtics/Nets, Grizzlies; druga – Celtics, Cavs
  • 2018: pierwsza runda – Celtics, Nets; druga – Celtics
  • 2019 i lata kolejne: pierwsza runda – Celtics; druga – Celtics

Oczywiście, sporo zależy od wszelakich zastrzeżeń, o których więcej przeczytacie w dziale salary cap. To wyżej to jednak najbardziej prawdopodobny scenariusz, choć oczywiście nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy Memphis Grizzlies w sezonie 2016/17 nie będą ponownie dołować w Konferencji Zachodniej. Tak czy siak, liczba tych wyborów jest ogromna. Niektórzy mogliby się zastanawiać, czy Ainge przypadkiem nie przesadza. To właściwe pytanie, tym bardziej, że mówimy o NBA, a więc o lidze, w której mistrzostw się wyborami w drafcie nie zdobywa. Ainge ma jednak dla wszystkich bardzo dobrą i niesamowicie trafną odpowiedź:

“Nie, ponieważ wybory w drafcie zawsze są wymienialne; zawodnicy nie.”

Ten trafny komentarz doskonale obrazuje podejście Ainge’a, który zbiera tyle picków, ile tylko może i prawdopodobnie nadal będzie zbierać. Wartość wyborów w drafcie w dzisiejszych czasach stale rośnie, nawet jeżeli są to wybory pod koniec pierwszej czy na początku drugiej rundy. Powód jest bardzo prosty, jak zwykle chodzi o pieniądze. Dlatego też tak duża liczba wyborów w końcu Celtom zaprocentuje. Jak? Możliwości jest kilka: albo zrobienie solidnej paczki z tych wyborów i przesunięcie się w drafcie wyżej (świeży przykład: dwa wybory z drugiej rundy sprawiły, że Celtics w drafcie 2013 przesunęli się o trzy miejsca w górę i z 13-tką pozyskali Kelly Olynyka), albo też transfer po uznaną/wschodzącą gwiazdę, w którym wybory w drafcie będą stanowiły swego rodzaju motyw przewodni. A jak wygląda sytuacja Celtów w salary cap?

Zawodnik 2014/15 2015/16
Gerald Wallace $10,105,855 $10,105,855
Marcus Thornton $8,575,000
Tayshaun Prince $7,707,865
Avery Bradley $7,191,011 $7,730,337
Brandon Bass $6,900,000
Marcus Smart $3,283,320 $3,431,040
Evan Turner $3,278,000 $3,425,510
Will Bynum $2,915,908
Jameer Nelson $2,732,000 $2,854,940
Austin Rivers $2,439,840
Vitor Faverani $2,090,000
Kelly Olynyk $2,075,760 $2,165,160
Tyler Zeller $1,703,760 $2,616,975
James Young $1,674,480 $1,749,840
Jared Sullinger $1,424,520 $2,269,260
Jae Crowder $915,243 $1,181,348
Phil Pressey $816,482 $947,276
Erik Murphy $100,000
GWARANTOWANE: $65,929,044 $33,493,977
SUMA: $65,929,044 $38,477,541

Celtics są w tym momencie prawie $9 milionów dolarów pod luxury tax (choć trzeba jeszcze odjąć kontrakt Riversa, czyli kolejne $2.4 miliona), co czyni z nich mocnego kandydata do wielu telefonów przed trade deadline. Telefonów od drużyn, które będą chciały zejść poniżej próg podatku od luksusu, o czym już wcześniej wspominałem. Po sezonie z ksiąg spadają kontrakty Thorntona, Prince’a czy Bassa, co sprawia, że mogą być łakomymi kąskami dla innych drużyn (tym bardziej, że to przecież solidni role-players), ale z drugiej strony Celtom wcale nie powinno być spieszno z ich transferowaniem, wszak schodzące kontrakty też się przydadzą.

Bardzo prawdopodobne, że Celtowie będą mieli tego lata około $20 milionów dolarów na wolnych agentów, co daje im niespotykaną w ostatnich latach w Bostonie elastyczność finansową. A wybory w drafcie tylko i wyłącznie nadają tej elastyczności lepszy kształt. Pozostaje jeszcze kwestia tego, co zrobić z Geraldem Wallace’em, który w tym momencie jest najlepiej opłacanym zawodnikiem w składzie i w przyszłym sezonie zarobi ponad $10 milionów dolarów. Można być użyć tzw. stretch-provision, rozkładając jego kontrakt na trzy kolejne sezony, w czasie których do salary cap rokrocznie wliczałoby się $3.4 miliona dolarów. Miejsca w salary cap będzie jednak na tyle, że nawet tak duży kontrakt Wallace’a będzie do przełknięcia, a lepszą opcją niż jego rozłożenie jest po prostu wyczekanie. No i nie zapominajmy, że za rok o tej porze ta umowa Wallace’a będzie umową spadającą, a więc już nie będzie tak źle wyglądać. Ba, przy prognozach na lato 2016 będzie bardzo wartościowa.

Czy więc Celtics mają szanse na przyciągniecie jakiegokolwiek topowego agenta? Bajki o tym, że Boston nie przyciąga są powszechnie znane, ale fakty są takie, że nie przyciąga również tak zachwalane Los Angeles – ostatnim topowym wolnym agentem, który związał się z Lakers był przecież Shaq O’Neal, jeszcze w zeszłym wieku. Ainge po raz pierwszy będzie miał do wydania sporo pieniędzy i po raz pierwszy będzie miał okazję sprzedać zarówno siebie, jak i Boston wolnym agentom, starając się o ich usługi. A na rynku będą lub mogą być m.in. Kevin Love, LaMarcus Aldridge, Jimmy Butler, Marc Gasol, DeAndre Jordan czy Kawhi Leonard.

Jeśli jednak to się nie powiedzie to Ainge wciąż będzie mógł wrócić do starej drogi, czyli do wymian, a tutaj cały czas będzie miał spore pole do popisu. Ważne jest jednak, aby pewna grupa młodych zawodników Celtics cały czas się rozwijała – tak, aby stworzyć naprawdę dobre podwaliny pod zespół i zachęcić tym samym innych zawodników do przyjścia do Bostonu. Warto też pochwalić Ainge’a, że zabezpieczył się także na tę odrobinę dalszą przyszłość, mając wybory w drafcie 2017 (lub dalszym) od Grizzlies oraz w drafcie 2018 od Nets. Dzięki temu zespół będzie stabilniejszy, gdy znów stanie się liczącą siłą lub też cały czas będzie posiadał całkiem wartościowy kapitał, gdy tą licząca siłą będzie wciąż próbował się stać.

Rajon Rondo i Brandan Wright będą po sezonie wolnymi agentami, Jeff Green wolnym agentem może być – jeśli odstąpi od umowy. Ainge nie chciał ryzykować utraty któregokolwiek z nich za nic, dlatego też zdecydował się wytransferować całą trójkę. Osłabił zespół w tej chwili, ale było to działanie stricte przyszłościowe. Za każdego wyciągnął naprawdę solidne assety, choć można zrozumieć, że wielu kibiców nie przejawia wielkiej ekscytacji takimi assetami – z drugiej strony, Ainge handlował Rondo i Greenem od wielu lat, dlatego też doskonale wiedział, jaką obaj prezentują wartość. Dlatego w mojej ocenie oba transfery były transferami dobrymi.

Dodatkowo, Ainge osłabił drużynę w tym sezonie, co zwiększa także potencjalną wartość tegorocznego wyboru Celtics w drafcie. Wydaje się bowiem, że teraz doskonale już wiemy, w jakim kierunku ten sezon się potoczy – Celtowie będą mieli dobre momenty gry, młodzi zawodnicy będą mieli sporo okazji do rozwoju, a drużyna nie będzie sobie radziła z silniejszą konkurencją. Trzeba też jednak pamiętać, że Bostończycy grają na Wschodzie, gdzie szanse na playoffs mają w zasadzie wszyscy. No, może poza New York Knicks. Czy Celtics są zespołem na poziomie play-off? Nie byli takim z Rajonem Rondo i Jeffem Greenem, nie są takim zespołem także i teraz.

Jeśli jednak ktoś wierzy jeszcze, że Celtowie o playoffs powalczą to niedługo powinien się z tych marzeń wyleczyć – Celtowie za parę dni zagrają sześć kolejnych meczów na Zachodzie, co powinno znacząco te marzenia o fazie posezonowej oddalić. Ainge z kolei nakłada na siebie coraz większą presję, w zasadzie z każdym kolejnym ruchem jest jej coraz więcej. Wytransferowanie dwóch najlepszych zawodników zespołu w ciągu niecałego miesiąca to spore ryzyko i mogłoby się wydawać, że to także spory krok w tył, ale Ainge doskonale wie, że jeśli teraz zrobi krok w tył to w przyszłości może to zaprocentować kilkoma krokami do przodu. W ostatnich tygodniach nie tylko zachował on cały młody korzeń zespołu, ale też pozyskał kolejne wybory w drafcie i nie przyjął w zamian żadnych długoterminowych zobowiązań, powiększając tylko elastyczność zespołu. To były mądre decyzje, ale by Celtics wrócili do statusu contendera Ainge ma jeszcze trochę takich decyzji do podjęcia. I oby wszystkie kolejne także były decyzjami mądrymi.