Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych – tym razem również z udziałem Adama. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo “Dzień Święty należy Święcić”.
[Timi] Zaczynamy kolejny Tygodnik. Zaczynamy niestety od dwóch TAKICH SAMYCH porażek na otwarcie drugiej rundy przeciwko Knicks. Potwierdziło się jedno. Że wyniki z sezonu zasadniczego nie mają absolutnie żadnego znaczenia. I że nasz problem z trwonieniem wysokich przewag – tak dobrze znany z sezonu zasadniczego – wciąż niestety istnieje. Celtics w obu spotkaniach zbudowali 20 punktów przewagi w trzeciej kwarcie, a potem w decydujących momentach nie byli w stanie wyegzekwować tak naprawdę niczego. Dziś w NBA nie ma już bezpiecznych przewag (widzimy to także w innych seriach, o czym więcej za chwilę), ale żeby aż tak? Bolą te przestrzelone rzuty z czystych pozycji… A mówią, że nic dwa razy się nie zdarza. No to się zdarzył okropny koszmar – i to w najgorszym możliwym momencie tego sezonu.
[Adam] *^$*#@!^^$%#!_)&%$@* Takie chwile powodują, że jedyne co przychodzi do głowy to bluzgi… To jest w ogóle coś niepojętego dla mnie że to się mogło wydarzyć dwa razy i że było w zasadzie identyczne. Żeby jednak być szczerym w stosunku do siebie to dodam, że ja ciągle wierzę. Nie pomogliśmy sobie takim startem ale to nie znaczy, że jak zaczniemy wreszcie grać to czy nie wygramy. Tylko czy zaczniemy…?
[Timi] Ja sobie myślę tak – oba mecze do końca były “na styku”. W obu spotkaniach Celtics potrafili być stroną dominującą. Oczywiście w ostatecznym rozrachunku liczy się wynik, ale z obu tych spotkań można stwierdzić wprost, że Knicks nie grają jakiegoś magicznego basketu. Te dwa zwycięstwa zrobili różnicą łącznie tylko czterech punktów. Nie ma już w tej chwili marginesu błędu dla Celtics, ale wciąż daleko jest tej serii od rozstrzygnięć.
[Adam] Knicks spokojnie są do pokonania. Tego nikt nie kwestionuje chyba. Ale nie pokonają się sami. Oni się nie podłożą. Oni będą walczyć i jak im pomożemy w wygrywaniu z nami (a tak było już dwukrotnie) to pokazali, że potrafią z tego skorzystać. Obyśmy przestali im pomagać.
[Timi] Nie ma co rozmawiać o plusach i minusach po takich meczach. Nawet jeśli chcielibyśmy kogoś wyróżnić – a tak naprawdę nie ma za bardzo kogo – to nie ma to większego sensu przy takim wyniku. Jest 0-2, a powinno być 2-0, bo wszystko, co mogło pójść nie tak, tak właśnie poszło. Po pierwszym meczu trzeba było wyciągnąć wnioski. Nie stało się tak. Co gorsza, w tym drugim spotkaniu kilka błędów popełnił też właśnie nasz sztab. Po co te faule na Robinsonie w czwartej kwarcie, skoro i tak zaraz zszedł z parkietu, a Knicks dostali dzięki temu bonus? Dlaczego nie było przerwy na żądanie przed ostatnią akcją? Joe Mazzulla się nie popisał, ale to w sumie można powiedzieć niestety o całej bostońskiej drużynie.
[Adam] Te faule na Robinsonie były o tyle zabawne, że doskonale było widać, że jak tylko będzie ten drugi to od razu będzie zmiana i nic to nie da. Debilizm… Ale nie to mnie najbardziej boli. Najbardziej irytuje mnie to, że my wyglądamy po prostu fatalnie jeżeli chodzi o wytrzymałość oraz mental. Miałem nieodparte wrażenie, że w końcówkach to my oddychaliśmy rękawami i wcale nie wyglądało jakby nam się chciało. Do zbiórek w ataku kilkukrotnie nikt już nawet nie ruszył, a graliśmy na stojąco. Jeszcze gorzej wyglądało rzucanie. Wszystkie open czy wideopen wyglądały (albo sobie dopowiadam) tak jakby to był największy kłopot dla naszych bo przecież taki wide open to już trzeba trafić a oni się tego bali. Mental (pewność siebie, wiara w zespół i umiejętności, wiara, że co by się nie stało to to odwrócimy) i wytrzymałość. Tego nie ma. Oby szybo wróciło. Aha i jeszcze jedno mnie na razie bardzo martwi. Nie uważam, że Knicks grają dobrze. Oni według mnie też grają marnie, ale do końca, z większym szczęściem w końcówkach (Brunson przez ręce kilkukrotnie czy Bridges w game 2 dość dużo trafiali w 4 kwartach a niekoniecznie musieli). To nie jest tak, że Knicks grają koncert. Obie ekipy mogą i powinny grać lepiej. My niestety musimy ten skok zrobić o wiele większy i to na wyjeździe…
[Timi] To prawda. Ja wcześniej wspomniałem, że Knicks nie grają magicznego basketu, ale Ty też dobrze zauważyłeś tutaj, że oni mogą grać lepiej. Nie pokazali jeszcze swojej najlepszej strony. Co do mentalu – no pachną te porażki tymi Celtics sprzed dwóch lat. A już myśleliśmy, że przed rokiem udało się wyciągnąć wnioski z pewnych lekcji. Brakuje teraz takiego impulsu i przede wszystkim spokoju. Przypomina mi to trochę tę naszą zapaść ze stycznia, bo wtedy też był dołek rzutowy i problemy w końcówkach. Nie wpadało, to traciliśmy pewność siebie. I potem już nawet z czystych pozycji nie byliśmy w stanie się przełamać. Ten strach, o którym piszesz, powrócił w najgorszym możliwym momencie tego sezonu.
[Adam] Ano. Tak jak piszesz. Wyglądamy jak w styczniu. Straszny to był okres, ale potem przyszedł już ten naprawdę solidny. Czemu to się kurde tak szybko zmienia? Czy da się to jakimiś sesjami terapeutycznymi poprawić. Nie wydurniam się teraz, ale ten brak pewności i wiary aż bije w oczy według mnie. Może jeden dobry mecz nas napędzi. Oby taki się trafił szybko i oby tak było. Na razie w playoff według mnie zagraliśmy 2 dobre kwarty. Reszta to mniejsza lub większa męczarnia. Te 2 dobre kwarty to według mnie była druga połowa ostatniego meczu z Orlando…
[Timi] Uwag kilka – przed nami dwa mecze w Nowym Jorku i chyba absolutnie nikt nie zakładał, że Celtics polecą na te starcia do Madison Square Garden w takiej sytuacji. Są pod ścianą. Bardzo utrudnili sobie zadanie, bo Knicks są już w połowie drogi do sukcesu. Nie ma już w tej chwili marginesu na błąd. Mecz numer trzy trzeba wygrać, jeśli Celtics chcą zachować jakiekolwiek szanse na obronę mistrzostwa. O tytule nie ma zresztą co teraz myśleć. Najważniejszy jest ten kolejny mecz. Po takim koszmarze trudno jednak o pozytywne nastawienie, bo to rywal ma teraz wszystkie karty w ręce.
[Adam] Sami sobie zrobiliśmy po górkę. Sami się w to wpakowaliśmy. Cała przyszłość tej drużyny uzależniona jest od 2 najbliższych spotkań w Mecce koszykówki. I to nawet pada, że nie chodzi o przyszłość w kontekście tego sezonu, ale zmian na kolejne. Wierzę, że pokażemy że zasługujemy na miano obrońcy tytuły i wrócimy do naszego Ogródka. Ale musi nam się chcieć! Zobaczymy też czy wreszcie Krzysiu się przyda w tej serii i czy przestaniemy się bać. Zobaczymy. Oby.
[Timi] Porzingis niestety zmaga się ze skutkami tego choróbska – tak przynajmniej mówi on sam czy twierdzi Joe Mazzulla, choć tak po prawdzie, to też KP nie pierwszy już raz w karierze ma problemy z byciem efektywnym w fazie play-off. Miejmy nadzieję, że to się zmieni, bo to Krzyś miał być tym, który da drużynie impuls, gdy brakuje właśnie takiego przełamania bostońskiej ofensywie. Jeśli natomiast chodzi o przyszłość tej drużyny, to ona rzeczywiście jest trochę uzależniona od kolejnych meczów i tego co się podzieje, ale moim zdaniem te zmiany tak czy siak są nieuchronne. Czy zdobędziemy mistrzostwo, czy odpadniemy w drugiej rundzie – tu się raczej na pewno coś latem zadzieje. No ale na tym skupimy się już po wszystkim. Obyśmy mogli odłożyć te rozmowy jak najpóźniej.
[Adam] To rzeczywiście pewnie (oby) nie jest rozmowa na teraz. Mam jednak wrażenie, że inne zmiany mogą nas czekać w przypadku odpadnięcia teraz, a inne później. Ale to gdybanie. Co do Krzysia to tak jak go kocham i tak jak uważam, że nie ma w lidze gracza wysokiego, którego umiejętności lepiej pasują do naszej drużyny, tak niestety to jest kolejny raz. Parę dni temu jak rozmawiałem z kanalią to aż prosiłem go o sprawdzenie czy kiedykolwiek KP miał zdrową serię playoff. Miał raz. W pierwszej rundzie grając w Dallas. Poza tym nigdy wcześniej i nigdy potem. Potrzebujemy go cholernie, a niestety go nie ma i raczej nie będzie w pełni formy (co należy domniemywać na bazie tego co mówił Joe).
[Timi] Trudno jest osłodzić te dwie porażki na start serii. W sumie to chyba się nie da. Ale warto odnotować, że tegoroczna druga runda play-off jest szalona w całej lidze. Cavs też przegrali dwa pierwsze mecze u siebie. Co więcej, po pierwszej kolejce meczów – i to się zdarzyło pierwszy raz w historii ligi – to goście w każdej z czterech par mieli na koncie zwycięstwo. Jakaś totalna anomalia. No ale nie sprawia to wcale, że te porażki Celtics bolą mniej. Bolą może nawet bardziej, bo w tym całym ligowym szaleństwie na pewno liczyliśmy, że bostońska akurat ekipa pokaże mistrzowskie doświadczenie, charakter i spokój.
[Adam] To pokazuje, że każdy może wygrać z każdym. Ale jednak (co ciekawe łącznie z nami) to ciągle te ekipy wyżej rozstawiane są obstawiane przez buków do awansu dalej. Nie wiem na jakiej podstawie to robią, ale widziałem info że to ciągle My, Cavs, Thunder czy Sota mamy awansować. Cavs w nocy zrobili już pierwszy ruch w tą stronę i mają 1-2. Obyśmy kurde w sobotę zrobili taki sam. Tak czy siak to też ciekawie pokazuje, że własny parkiet nie jest już aż taką przewagą jak był kiedyś. Nie ma już chyba tylu sztuczek i innych nieprzyjemności robionym ekipom przyjezdnym, a także sędziowie wiedząc, że wszystko i tak będzie transmitowane dokładnie na cały świat mniej odwalają. Wygrywa lepszy. Trzeba tym lepszym być.
[Timi] Nuggets tymczasem zdołali obronić swój parkiet i prowadzą 2-1 w serii z Thunder. Najlepsza ekipa sezonu zasadniczego cały czas w trudnej sytuacji. I też Shai i spółka mają problemy z egzekucją w końcówkach. Ja też sobie na to patrzę i myślę, że dziś ten poziom jest już tak wyrównany wśród tych najlepszych ekip, że naprawdę nie ma się co dziwić, że obrona tytułu jest piekielnie trudna i od lat nikomu się to nie udało. Na razie bliżej jest kontynuacja tego trendu niż odwrócenie go przez Celtics, ale cały czas wierzymy.
[Adam] A jako, że od ostatniego tygodnia ciut się wydarzyło to chciałem zapytać jak oceniasz kilka ostatecznych rozstrzygnięć w pierwszej serii. Np to, że GSW pyknęli ostatecznie Houston? GSW jest o tyle też ciekawe, że potrafią sobie radzić bez Curry’ego, a to już totalna niespodzianka. To GSW takie mocne, czy nasz Udoka nie podołał?
[Timi] Mecze numer siedem rządzą się swoimi prawami. I tym razem doświadczenie wzięło górę. Dla Rockets to było tak naprawdę dopiero przetarcie szlaku. Po świetnym początku serii zniknął potem Jalen Green, a pewnie więcej kibice Houston oczekiwali też po Smithie Jr. Ale dla tego zespołu to był powrót do play-off po latach przerwy. Potrzeba czasu, bo to młoda ekipa, która już pod wodzą Udoki zrobiła gigantyczny krok. Mimo wszystko ten sezon Rockets należy więc ocenić jako spory sukces. I coś mi się wydaję, że to dopiero początek.
[Adam] Houston rzeczywiście sezon zasadniczy miało chyba trochę ponad stan. Ale w PO już nie pokazali według mnie niczego magicznego. Nie pokazali bo właśnie kilku ważnych graczy nie robiło tego co powinno. W przeciwieństwie jednak do naszych orłów to nie mam osobiście pewności czy Ci co nie dowożą regularnie w Hosuton kiedyś to mogą zmienić. Innymi słowy – osobiście nie jestem takim fanem Smitha Jr aby uważać, że to może być lider contendera. Nie jestem fanem Jalena Greena (aczkolwiek ten potencjał ma tylko czy ma głowę?). Sengun im się trafił pięknie (a to się ciągle łączy z naszymi losami bo to był nasz pick…), ale poza tym nie wiem czy mają innych absolutnych pewniaków. Houston zaczyna mi wyglądać jak ekipy George’a Karla. W sezonie zasadniczym pięknie lub przepięknie, ale w PO klapsiki. I akurat w tym przypadku raczej bym uznał to za sukces Udoki (że w sezonie zasadniczym grają ponad stan) niż jego porażkę (że w PO nie).


