Stevens: To był mały cud

Występ Kemby Walkera w poniedziałkowym starciu przeciwko Sacramento Kings jest „wątpliwy”, jak to Celtics określili w niedzielę. Sam fakt, że Bostończycy nie wykluczyli obecności Walkera na parkiecie jest wręcz znakomity, biorąc pod uwagę jak strasznie wyglądał uraz 29-latka.

Była druga kwarta meczu w Denver, gdy na parkiecie pojawiły się nosze. To nigdy, przenigdy nie jest dobry sygnał. Poszkodowany był Kemba Walker, który wbiegł wprost w Semiego Ojeleye i runął na ziemię. Zamarli niemal wszyscy, także ci, których w Kolorado w tym czasie nie było i pojedynek mogli oglądać tylko przed telewizorami. Wśród takich osób była też Andrea Walkera, czyli mama 29-letniego rozgrywającego.

Na całe szczęście dziś niemal na pewno wiemy już, że skończyło się tylko na wielkim strachu. Walker już w niedzielę wykonał kilka ćwiczeń, a seria kolejnych badań wykluczyła jakiekolwiek poważne urazy – okazało się, że koniec końców nie doszło nawet do wstrząśnienia mózgu. W związku z tym Kemba mógłby powrócić do gry już w poniedziałek, lecz wydaje się, że Celtics zachowają po prostu dodatkowe środki ostrożności.

To fantastyczne informacje. Mały cud, jak określił to w niedzielę Brad Stevens. Oficjalnie zdiagnozowano bowiem kontuzję Walkera jako uraz szyi (neck sprain). To chyba najlepszy możliwy scenariusz, jakie można było rozgrywać w głowie, gdy Kemba niemal nieruchomo leżał na parkiecie Pepsi Center. Różne myśli przychodziły do głowy Andrei Walker, lecz któryś z członków bostońskiego sztabu od razu wykonał telefon, by była na bieżąco.

Dzięki temu wiedziała, że Walker udaje się do szpitala, gdyż na hali w Denver nie ma odpowiedniego sprzętu. Niedługo potem udało jej się też porozmawiać z synem – Kemba szybko zapewnił ją, że wszystko w nim w porządku i w swoim stylu powiedział, że chce wrócić do gry już w poniedziałek. Czy tak się stanie zadecyduje sztab medyczny, ale samo to, że rozważany jest taki scenariusz to najlepsze możliwe zakończenie tamtych wydarzeń.


W razie gdyby Kemba nie zagrał to do składu został powołany Tremont Waters, czyli gracz two-way Celtów, który całkiem nieźle radzi sobie w Maine Red Claws w G-League. W niedzielę usłyszeliśmy też, że rehabilitacja Gordona Haywarda przebiega zgodnie z planem, a skrzydłowy jest już nawet w stanie trochę porzucać. Uraz nie przeszkadza mu też w… graniu w gry komputerowe, co jest jednak osobliwą częścią rehabilitacji.