Gordon Hayward: Powrót jak maraton

Powroty po kontuzji nigdy nie są łatwe dla sportowców. Fizyczne rany mogą zagoić się w miarę szybko, dzięki czemu zawodnik wraca do pełni sprawności fizycznej, lecz bardzo często to psychika odgrywa w tym wszystkim największą rolę. Przekonuje się o tym Gordon Hayward, który w październiku 2017 roku na oczach całej sportowej Ameryki przeżył swój najgorszy koszmar.

To było jedno z firmowych zagrań Gordona Haywarda. Skutecznie zdobywał po nim punkty dziesiątki razy. Jak sam potem mówił, jeszcze w barwach Utah Jazz co najmniej raz w meczu Joe Ingles narzucał mu taką piłkę, a on wsadzał ją z góry. I tym razem wszystko było takie same. No może nie do końca wszystko, bo inni byli koledzy Haywarda na boisku.

Skrzydłowy właśnie grał swoje pierwsze minuty w barwach Boston Celtics, gdzie zdecydował się przenieść latem 2017 roku, podpisując maksymalny kontrakt o wartości $128 milionów dolarów za c cztery lata gry. Wywołał przy tym niemałe emocje, szczególnie wśród fanów z Salt Lake City. To tam Hayward grał od 2010 roku, to tam święcił swoje największe sukcesy — w tym wybór do Meczu Gwiazd w lutym 2017 — i to tam rozegrał chwilę wcześniej najlepszy sezon w karierze. Pokusa gry dla Celtics i ponowne spotkanie z trenerem Bradem Stevensem, tym samym który dwukrotnie poprowadził Butler Bulldogs z Haywardem na czele do finału turnieju NCAA, była jednak zbyt duża.

Nowe miasto, nowi koledzy, nowe cele.

To była piąta minuta sezonu, kiedy Hayward zmylił Jae Crowdera, uzyskał nad nim przewagę szybkości i mógł znaleźć się za jego plecami. Piłkę narzucał mu tym razem Kyrie Irving. Ten sam, z którym kilka tygodni wcześniej przedstawiał się Celtics na konferencji prasowej. Hayward wyszedł z rozbiegu w powietrze, a potem stracił równowagę i upadł.

Z tej akcji nie będzie punktów.

Po chwili okazało się, że z tego sezonu już nic nie będzie.

Złamana kość, nienaturalnie przemieszczona kostka, która wygięła się po prostu w drugą stronę. Hayward od razu poczuł, że coś jest nie tak, ale przynajmniej na początku wcale nie zalał go ból. Dopiero po chwili, gdy jego mózg połączył wszystkie fakty, przyszedł ból. Ta chwila trwała wieczność. Cisza temu towarzysząca, szok na twarzach zawodników, kibiców, sztabów szkoleniowych tylko to spotęgowała. Do kontuzjowanego podbiegli lekarze, zaczęli coś mówić, a potem wstawili kostkę z powrotem na miejsce. I właśnie wtedy Hayward poczuł najpotworniejszy ból w życiu. Piekło dopiero się jednak zaczynało.

***

Wedle statystyk Google, najczęściej wyszukiwanym sportowcem w Stanach Zjednoczonych w 2017 roku był bokser Floyd Mayweather. Drugie miejsce w tym zestawieniu zajął Gordon Hayward.

Pierwsze dni po kontuzji były dla Haywarda prawdziwym szokiem. Z jednej strony, ogromna ilość przesyłanego wsparcia i słów otuchy. Koledzy z boiska, kibice, a nawet Barrack Obama. Z drugiej strony, złość i rozczarowanie, że ten długo wyczekiwany sezon skończył się tak szybko i tak katastroficzną kontuzją. Operacja się udała, a przed skrzydłowym jawiła się wizja długiej i żmudnej rehabilitacji.

Z tygodnia na tydzień Hayward mógł robić coraz więcej. Na początku bardzo się złościł, gdy nie udawały mu się kolejne ćwiczenia. Trenerzy z nim pracujący zachęcali go więc, wymyślając zakłady i konkursy. Wtedy odzywała się w 29-latku ta żądza rywalizacji, z której znany był od małego, kiedy jako uczeń szkoły średniej wygrywał… turnieje tenisowe. Dopiero potem, gdy urósł o ponad 20 centymetrów, zdecydował się związać swoją przyszłość z koszykówką.

Z tygodnia na tydzień ustępował także ból, choć to zależało też od dnia i wykonywanych ćwiczeń. Bywało lepiej, bywało gorzej. Nie ustępowało za to zwątpienie. Najgroźniejszy przeciwnik Haywarda. Myśli przychodziły nocami i nie dawały spać.

Czy ja w ogóle będę jeszcze w stanie zagrać?

Celtics pod jego nieobecność radzili sobie… znakomicie. Po dwóch porażkach na starcie sezonu przyszła 16-meczowa seria bez przegranej. Hayward nie był jednak w stanie oglądać poczynań swoich kolegów. Z reguły udawało mu się oglądać mecz tylko do przerwy, a potem wyłączał telewizor. Gdy koledzy wygrywali, czuł się źle, bo nie był tego częścią. Gdy przegrywali, czuł się źle, bo nie mógł im pomóc. Jak sam przyznał, to najgorsza część kontuzji – dopada cie depresja i mentalnie nie jesteś w stanie sobie z tym poradzić.

Trenowałeś całe lato, zmieniłeś klub, by zagrać dla Boston Celtics. A teraz jedyne co możesz miesiącami robić to patrzeć na wszystko z boku.

Od samego początku Hayward miał wsparcie w kolegach z drużyny, pomagał mu sztab szkoleniowy, zarząd klubu. Kibice nieustannie dodawali mu otuchy, tak samo żona i dwie córeczki. Ważną częścią rehabilitacji od strony mentalnej był także psycholog sportowy. Swoją pomoc zaoferował również Paul George, który latem 2014 roku przeżył podobną kontuzję. On także widywał psychologa sportowego i przekonał sie, że aspekt fizyczny to tylko jedna część powrotu. Druga — aspekt mentalny — bywa nawet bardziej skomplikowana. Zbudowanie odpowiedniego poziomu pewności siebie i wejście z powrotem na właściwy poziom komfortu jest niezwykle trudne, a jednocześnie to być może kluczowy element w powrocie do uprawiania sportu, co podkreśla wielu psychologów.

***

29-latek swój pierwszy oficjalny mecz od czasu kontuzji rozegrał niemal dokładnie rok po tamtym feralnym wydarzeniu. 16 października 2018 roku Hayward wybiegł na parkiet w Bostonie i zdobył 10 punktów w wygranym 105-87 starciu. W międzyczasie Celtics byli o krok od finałów NBA, odpadając w finałach konferencji po siedmiu meczach, a skrzydłowy latem przeszedł drugą operację, co opóźniło jego rehabilitację o kilka tygodni.

Ale teraz wszystko wreszcie wróci do normy, prawda?

Gdy po kilku tygodniach sezonu Hayward obejrzał swoje pierwsze występy po powrocie, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Kim jest ten gość? Dlaczego tak wolno biega?

Zawodnik nie zaprzestał pracy z psychologiem. Jak sam przyznał, to wstydliwe, bo chcesz pokazać siłę, bo chcesz pokazać, że nie potrzebujesz pomocy. Powrót na boisko to jedno, ale powrót do „normalności” to druga sprawa. Tymczasem sezon trwał, rozgrywano kolejne mecze, a Hayward nie wyglądał jak ten sam zawodnik z najlepszego w karierze sezonu 2016/17, gdy notował średnio 21.9 punktów, 5.4 zbiórek oraz 3.5 asyst na mecz w barwach Jazz. Był wtedy gwiazdą numer jeden i liderem zespołu.

Kibice szybko tracili cierpliwość, tym bardziej przy słabym starcie rozgrywek całej drużyny z Bostonu i problemach, których symbolem stał się przede wszystkim Gordon. Nie wszyscy zdawali się rozumieć, że on potrzebuje czasu. Że nic nie jest już takie jak przed rokiem, zanim jeszcze doszło do kontuzji. I że znalazł się w zupełnie nowej roli, debiutując przecież w nowym klubie u boku nowych kolegów.

Jako jeden z niewielu rozumiał to Paul George. Cierpliwości – taka była jego rada dla Haywarda. Taki powrót jest jak maraton. I rzeczywiście z czasem 29-latek zaczął grać coraz agresywniej i lepiej.

Spotkania z psychologiem nie dotyczyły już jednak tylko mentalnego aspektu kontuzji, ale też coraz większej presji ze strony kibiców, którzy potrafili bardzo wyraźnie i dosadnie pokazać swoje niezadowolenie z formy najlepiej opłacanego gracza w zespole. Niektórzy domagali się nawet transferu, inni przestali po prostu wierzyć, że Haywardowi uda się z powrotem wejść na wysoki poziom.

On sam zaciska zęby i pracuje dalej. Nad sobą, nad swoją grą i nad psychiką. Sezon zakończył w słabym stylu, tak jak i cała drużyna Celtics, która już po pięciu meczach odpadła w drugiej rundzie fazy play-off, choć przed sezonem wielu widziało w nich faworyta do (co najmniej) finałów. Hayward jako perfekcjonista i były all-star nadal ma więc wiele do udowodnienia.

Dużo leży w głowie, dlatego też tak ważna w jego przypadku jest praca z psychologiem. W poprzednim sezonie miewał mecze bardzo dobre, jak i bardzo słabe. Grał nierówno i gdy pod koniec sezonu regularnego wydawało się, że wreszcie łapie rytm to w fazie play-off znów zniknął. Czy w rozgrywkach 2019/20 pojawi się stary dobry Hayward? Jak pokazuje przykład Paula George’a, powroty po takich kontuzjach rzeczywiście są jak maraton. Długie, wyczerpujące, ale też niezwykle satysfakcjonujące, gdy uda ci się osiągnąć cel.

I to wciąż jest dla Gordona Haywarda możliwe.