Czy C’s mogą sobie pozwolić na utratę Irvinga?

Niektórzy mówią wprost: nie wracaj. Inni proponują: odwieziemy cię na lotnisko. A jeszcze inni dodają: miłej zabawy z mediami w Nowym Jorku. Nie ma żadnych wątpliwości, że postawa Kyrie Irvinga była jednym z największych rozczarowań w tym ogólnie rozczarowującym sezonie Boston Celtics. Lider, który miał zagwarantować spokój w fazie play-off, nie spełnił obietnicy i dziś coraz więcej fanów nie chce wiązać z nim przyszłości. Ale czy Celtics mogą sobie na to pozwolić?

To był frustrujący sezon, w którym Celtics tylko kilka razy pokazali nam, na co naprawdę ich stać. Znacznie częściej kazali się zastanawiać, czy będą w stanie grać na miarę potencjału, kiedy przyjdzie najważniejszy czas w sezonie. Dziś już wiemy, że udało się to tylko przez pięć meczów, co potwierdziły cztery kolejne porażki z Bucks i szybkie odpadnięcie z walki o mistrzostwo. W dużej mierze frustracje sezonu wynikały z tego, co robił i co mówił Kyrie Irving. Najpierw zapewniał, że zostanie, potem nie składał obietnic – poza tą, że w playoffs będzie inaczej.

Niestety nie było, a sam Irving zaliczył w serii z Bucks jeden z najgorszych swoich okresów strzeleckich. To tylko jeden sezon, lecz Kyrie w zasadzie wszystko zrobił nie tak i szybko „przekonał” wielu kibiców, że nie nadaje się na lidera. Dziś wiele osób nie chce go dłużej oglądać w Bostonie i z utęsknieniem wspomina czasy, gdy drużyną dowodził Isaiah Thomas. Irving w lipcu wejdzie na rynek wolnych agentów i nikt – poza nim samym i zapewne jego ojcem – nie ma pojęcia, jakie podejmie decyzje. Nowy Jork z KD, a może Los Angeles z LeBronem?

Takie rozwiązanie to dla wielu fanów Celtics opcja pożądana.

Tyle tylko, że trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy Celtowie mogą sobie na to pozwolić. Jakkolwiek źle nie poszło Irvingowi w czterech meczach przeciwko Bucks, to wciąż topowy gracz w NBA na jednej z najważniejszych pozycji. Daleko mu od bycia liderem, lecz w tej chwili Bostończycy po prostu mogą nie mieć lepszej opcji niż sprowadzić Irvinga z powrotem. Wiele wskazuje na to, że generalny menedżer Danny Ainge cały czas marzy o sparowaniu Irvinga z Anthonym Davisem, co mogłoby przekonać obu zawodników do pozostania w Bostonie.

Ale co, jeśli Irving zdecyduje się odejść? Celtowie w takim scenariuszu nie za bardzo mają jak zastąpić swojego jedynego all-stara. Przede wszystkim nie ma na to środków, a przecież ewentualne odejście Irvinga poprzez wolną agenturę oznacza mniej więcej tyle, że Celtics nie dostaną w zamian nic. Można zapomnieć o sign-and-trade z udziałem Irvinga ze względu na ograniczenia kontraktowe przy tego typu konstrukcjach (mówiąc prościej: takie rozwiązanie zwyczajnie świecie nie opłacałoby się Irvingowi pod względem finansowym).

Można też zapomnieć o ściąganiu w miejsce Irvinga topowych wolnych agentów, bo nie będzie na to po prostu cap space. Poziom salary cap na przyszły sezon to około $109 milionów dolarów. W jakiej sytuacji Celtom udałoby się wygenerować całkiem rozsądne pieniądze na rynek wolnych agentów? Musiałoby się stać następujące:

  • Irving, Baynes i Horford odrzucają opcję zawodnika,
  • Celtics zrzekają się praw do wszystkich wolnych agentów (Irving, Baynes, Horford, Rozier, Morris, Theis, Wanamaker),
  • w składzie zostają Hayward, Smart, Tatum, Brown, Yabusele i Williams.

Ta szóstka zarobi w przyszłym sezonie łącznie około $64 miliony dolarów (z czego dokładnie połowę Gordon Hayward), a do ogólnej kwoty należy jeszcze dodać pensje dla trzech wyborów w drafcie (około $8 milionów dolarów) oraz „wypełniacze” składu. Oznacza to, że Celtowie musieliby całkowicie pożegnać się nie tylko z Irvingiem, ale też m.in. Horfordem, Baynesem i Morrisem, aby wygospodarować sobie znaczące pieniądze w salary cap i spróbować podziałać na rynku wolnych agentów. Trudno wyobrazić sobie, aby to mogło się stać.

O wiele bardziej prawdopodobny jest scenariusz, że Horford podpisze niższą, ale dłuższą umowę, ale wtedy tym bardziej – nawet przy odejściu Irvinga i reszty wolnych agentów – zabraknie pieniędzy na topowych wolnych agentów. I chyba głównie dlatego Celtics będą gotowi, by 1 lipca złożyć Kyrie’emu ofertę maksymalnego kontraktu (ewentualnie dogadać się z nim, by podpisał umowę typu 1+1). Od jego decyzji zależy wiele kolejnych kroków Ainge’a, w tym także to, czy i jak bardzo Celtowie zaangażują się w próby ściągnięcia Davisa.

Jednocześnie można się spierać, że odejście Irvinga będzie jak „dodanie poprzez odjęcie” – z takim liderem Celtom i tak nie poszło najlepiej, a przecież wciąż jest ta perspektywiczna bostońska młodzież, na której można rozwijać zespół. Z drugiej strony, powrót Irvinga (jakby nie patrzeć zawodnika wielce utalentowanego, którego ciężko będzie zastąpić) i druga szansa to może być po prostu najlepsza opcja dla Celtics. Wtedy pozostaje mieć nadzieje, że Kyrie wróci jako lepszy gracz i lepszy lider. A kto wie, może nawet tym razem Davis będzie u jego boku.

Tak czy siak, zdaje się, że odejście Kyrie’ego byłoby dla Celtów sporym problemem – tym bardziej, że trudno byłoby znaleźć w takiej sytuacji rozwiązanie, w ramach którego Bostończycy łatają dziurę po Irvingu i zastępują go graczem o podobnym poziomie talentu. Takim kimś nie jest już chyba na pewno Terry Rozier, choć mimo jego ostatnich wypowiedzi ewentualny powrót do Bostonu w przypadku odejścia Irvinga nie jest wcale wykluczony. Wszystko to powoduje, że Celtics są skłonni dać Irvingowi drugą szansę – także na zmazanie frustracji tego sezonu.