G2: Siedem bardzo złych minut (1-1)

Do czwartej minuty trzeciej kwarty Boston Celtics grali jak równy z równym w drugim meczu przeciwko Milwaukee Bucks. Co prawda Khris Middleton znów zamienił się w Michaela Jordana, zdobywając już 20 oczek do przerwy a swojego dnia wyraźnie nie miał Kyrie Irving, lecz Celtowie byli w grze. I już nie byli. Przez kolejne osiem minut zdołali bowiem zdobyć zaledwie dwa punkty, oddając ten mecz gospodarzom. Kolejne niecelne rzuty, sporo błędów i strat i nagle z trzech punktów straty zrobiło się ponad dwadzieścia. Zbyt duża stagnacja w ofensywie nie pozwoliła tym razem Bostończykom nawiązać walki z rywalem, ale tak czy siak wywożą z Milwaukee jedno zwycięstwo i to jest cały czas najważniejsza informacja.

Celtics prowadzili pięcioma punktami po 12 minutach i przegrywali tylko czterema do przerwy. Od początku słabiutko spisywał się Kyrie (0/6 w pierwszej kwarcie), a Bucks trafili w pierwszej połowie rekordowe w historii klubu 11 trójek. Pięć razy karcił Celtów nie kto inny jak Khris Middleton, który w sezonie regularnym tylko trzy razy trafił w meczu co najmniej pięć trójek, z czego dwa razy… w październiku. Skrzydłowy drużyny z Wisconsin już przed rokiem w serii pierwszej rundy dał się Celtom mocno we znaki i teraz robi to wszystko raz jeszcze.

Mimo wszystko, dobrze rozpoczęta trzecia kwarta – 16 punktów, 6/8 z gry przez pierwsze pięć minut – dawała kibicom nadzieje. Nawet jeśli tym razem sędziowie ograniczyli trochę poczynania Celtów w defensywie, nie pozwalając im na tak fizyczną grę jak w otwarciu tej serii. Ale to, co stało się potem – w ciągu kolejnych siedmiu minut trzeciej odsłony – dziać się po prostu nie może (uwaga, drastyczne):

Pudło za trzy
Pudło za trzy
Pudło za trzy
Strata
Strata
Strata
Pudło za dwa
Strata
Pudło za dwa
Pudło za dwa
Dobitka (dwa punkty)
Pudło za dwa
Pudło za trzy
Pudła za dwa
Pudło za dwa
Strata
Strata

W taki sposób Celtics zakończyli trzecią kwartę i zakończyli w zasadzie swój udział w tym meczu. Brawa dla defensywy Milwaukee, która tym razem częściej zmieniała krycie i wybijała tym samym Celtów z rytmu. Na dodatek słabo spisała się w starciu numer dwa bostońska obrona, która zbyt często zapominała o strzelcach, pozostawiając im zbyt dużo miejsca, co gospodarze bardo dobrze wykorzystali, trafiając aż 20 z 47 prób zza łuku. Middleton trafił rekordowe dla siebie siedem trójek, po trzy dołożyli także Brook Lopez oraz niespodzianka – Eric Bledsoe.

To teraz tak: Kyrie spudłował aż 14 z 18 prób, Jayson Tatum i Terry Rozier nie trafili 8 z 10 rzutów, a Gordon Hayward był tylko 1/5. Trudno w takiej sytuacji wygrać, tym bardziej w Milwaukee. W pierwszej połowie – i na początku drugiej – grę Celtów ciągnęli więc głównie Marcus Morris (17 oczek), Jaylen Brown (16/6/3) oraz Al Horford (15/8/3), no a potem już się było z górki. Zawiódł jednak przede wszystkim Irving, który źle zaczął, potem chciał się przełamać aż za bardzo, źle kontrolował tempo i to wszystko negatywnie wpłynęło na cały zespół.

Szansa na odpowiedź w piątek. Playoffs wracają do Ogródka.