G1: Horford 1, Giannis 0 (1-0)

Po co męczyć się w sezonie regularnym skoro przewagę parkietu można zyskać jednym meczem? Boston Celtics w fantastycznym stylu otworzyli serię drugiej rundy z Milwaukee Bucks, wygrywając 112-90 w Wisconsin. Tym samym pozostają jedyną niepokonaną jak do tej pory drużyną w tegorocznej fazie play-off. Ale jak mówi Gordon Hayward, bostoński zespół przyjechał do Milwaukee nie po jedno, lecz po dwa zwycięstwa. To pierwsze jest efektem znakomitej zespołowej gry po obu stronach parkietu. Z jednej strony udało się spowolnić poczynania Giannisa, a z drugiej strony w pełni wykorzystać strategię defensywą Bucks, którzy cały mecz zapraszali Celtów do rzucania, z czego Bostończycy chętnie korzystali.

Celtics mają ogromne szanse na wygranie tej serii, jeśli najlepszym graczem na parkiecie jest Al Horford. Tak właśnie było w niedzielę, kiedy Boston zaserwował rywalowi najgorszą porażkę w całym sezonie i już w pierwszym meczu przejął przewagę parkietu. To oczywiste, że do końca serii jeszcze daleko i przed Celtami wciąż bardzo trudne zadanie, lecz wejście w ten pojedynek mieli naprawdę imponujące. I to należy docenić, i z tego należy się cieszyć. Tym bardziej, że Bucks poza zrywem 15-0 w drugiej kwarcie nie mieli w tym meczu inicjatywy.

Formowanie muru dla Giannisa odbywało się w odpowiedni sposób, a Horford raz za razem udowadniał, że jego wartości dla Celtics po prostu nie da się przecenić. Grek miał sporo problemów pod koszem i nie był nawet blisko średniej 17 punktów zdobywanych w pomalowanym, bo ostatecznie zapisał na konto łącznie tylko 22 oczka z 21 rzutów, z czego trzy razy trafił zza łuku. Bostończycy tymczasem po spudłowaniu 12 z 17 trójek w pierwszej połowie trafili znakomite 8/14 w drugiej połowie, zaliczając doskonałą trzecią kwartę.

Tę odsłonę wygrali bowiem aż 36-21: bardzo dobrze tempo dyktował Kyrie Irving (11 asyst), kolejne trójki trafiał Big Al, a dobry ruch piłki oraz zawodników prowadził do czystych pozycji, które na punkty zamieniali m.in. Hayward, Rozier czy Morris. Solidna, zespołowa gra, na którą Bucks nie mieli odpowiedzi. W pierwszej połowie ratowali ich jeszcze seryjnie trafiający Middleton, Hill czy Mirotić, lecz w drugiej tej siły ognia nie było widać. Lopez, S. Brown, Bledsoe, Connaughton oraz Ilyasova to łącznie osiem trafień na 36 prób (22 procent).

  • Kyrie Irving: 26 punktów, 12/21 FG, 2/5 3PT, 7 zbiórek, 11 asyst, 33 minuty

Mówi się, że mistrzowskie doświadczenie ma spore znaczenie w fazie play-off. Kyrie pokazuje, że to prawda. 26-latek wie, jak wygrywać z najlepszymi, ma to już za sobą i teraz korzystają na tym Celtics. To było bardzo dobre spotkanie w wykonaniu Irvinga, który nie panikował, lecz znalazł fantastyczny balans między zdobywaniem punktów oraz playmakingiem. 11 asyst to wyrównanie jego rekordu kariery w fazie play-off.

  • Al Horford: 20 punktów, 8/16 FG, 3/5 3PT,  11 zbiórek, 3 asysty, 3 bloki, 32 minuty

Bucks mieli kandydata na MVP, ale Celtics mieli Horforda. Najwyraźniej w najlepszej formie w całym sezonie. Big Al w pierwszej rundzie nie trafiał na dobrym procencie zza łuku, ale w pierwszym meczu w Milwaukee jego półdystans i trzy trafienia za trzy były bronią śmiertelną dla gospodarzy. No i ta postawa w defensywie. Czapki z głów, Panie Horford. To kolejny już rok, gdy 32-latek swoją wartość pokazuje przede wszystkim w playoffs.

  • Jaylen Brown: 19 punktów, 8/14 FG, 3/7 3PT, 4 zbiórki, 36 minut

Gdy Jayson Tatum zaliczył iście smarfiański występ (cztery punkty, 2/7 FG, ale też sześć zbiórek, trzy bloki, asysta i przechwyt), jego nieco starszy kolega dołożył 19 oczek i wsadził nad Giannisem. Dokładnie pięć lat po tym wpisie na twitterze, kiedy usłyszał od nauczyciela, że ten za pięć lat widzi go… w więzieniu. Brown już przed rokiem był znakomity w serii z Bucks, zdobywając średnio ponad 20 punktów w sześciu meczach (w tym 34 w starciu numer cztery), zanim w G7 nie doznał kontuzji ścięgna udowego.

Co w tym meczu poszło dobrze? W zasadzie wszystko. Giannis trafił tylko 33 procent swoich rzutów z gry i nawet te trójki nie mogą straszyć Celtów, bo Grek jest zbyt nierównym strzelcem, by się tym przejmować. Co ciekawe, on sam miał więcej rzutów wolnych (10) niż calutki bostoński zespół (8), lecz ta różnica w rzutach wolnych nie przeszkodziła Celtom pokonać rywala ponad 20 punktami! Bostończycy świetnie powstrzymali za to Bucks pod tablicą: gospodarze zdobyli tylko 26 oczek w pomalowanym, a C’s wygrali zbiórki wynikiem 51-44.

W jednym zdaniu: prawie wszystko co mogło w tym meczu pójść po myśli Brada Stevensa się spełniło. Teraz pytanie, w jaki sposób odpowie Giannis (miał tylko dwie asysty i powinien lepiej znajdować swoich kolegów) oraz Budenholzer. Trener Bucks to świetny szkoleniowiec, ale w przeszłości jako coach Hawks miał problemy z wprowadzeniem usprawnieniem. Lepsza gra kilku zawodników powinna jednak pomóc, ale Celtowie udowodnili przede wszystkim sobie samym, że mają narzędzia, by Bucks pokonać. Drugi pojedynek tej serii we wtorek.