G4: Witaj druga rundo! (4-0)

Pierwszy sweep w karierze Brada Stevensa (i pierwszy bostońskiego klubu od 2011 roku) stał się faktem: Boston Celtics pokonali w niedzielę 110-106 drużynę Indiana Pacers, wygrywając tym samym po raz czwarty w tej serii. W czwartym kolejnym meczu bohaterem drużyny był inny zawodnik. Tym razem okazał się nim Gordon Hayward, który zaliczył swój najlepszy jak do tej pory mecz w barwach C’s w fazie play-off. Skrzydłowy zapisał na konto 20 oczek i był najlepszym strzelcem zespołu. Świetnie spisali się też zresztą Marcus Morris oraz Terry Rozier, a całe trio bostońskich rezerwowych zdobyło łącznie aż 49 punktów, trafiając prawie 70 procent rzutów. Celtowie czekają już więc w drugiej rundzie na rywala, którym najpewniej będą Milwaukee Bucks.

Mecz numer jeden: Marcus Morris ożył. Mecz numer dwa: Kyrie Irving był wielki. Mecz numer trzy: Jaylen Brown ożył. Mecz numer cztery: Gordon Hayward był wielki. Bostończycy pokazują, co to znaczy głębia składu. W niedzielę podopieczni Brada Stevensa znów sporo tracili piłkę i to jest nadal coś, nad czym muszą mocno popracować, jednak solidna defensywa i znakomita egzekucja w czwartej kwarcie pozwoliły wygrać drugi z rzędu mecz w Indianapolis. I to nawet przy słabiutkiej skuteczności Ala Horforda oraz Kyrie’ego Irvinga (łącznie 8/32).

Bo wielka była w tym meczu bostońska ławka rezerwowych: Gordon Hayward miał 20 punktów, Marcus Morris dołożył 18 oczek, a Terry Rozier zapisał na konto 11 punktów. Wspólnie zdobyli 49 punktów, trafiając 18 z 26 rzutów. To tyle samo trafień, ile cała pierwsza piątka, choć starterzy potrzebowali do tego aż 52 prób. Można było więc ten mecz wygrać znacznie łatwiej, ale na Pacers to i tak starczyło. Zdaje się więc, że Bostończycy w idealnym momencie sezonu złapali rytm w żagle, ustaliła się rotacja i wszyscy trafili z formą właśnie na playoffs.

  • Gordon Hayward: 20 punktów, 7/9 FG, 3/3 3PT, 3/3 FT, 3 zbiórki, 2 asysty, 2 przechwyty

Pierwszy rezerwowy od czasu Rasheeda Wallace’a z maja 2010 roku, który zdobył co najmniej 20 oczek i trafił co najmniej 77 procent prób w spotkaniu fazy play-off. Myles Turner potężnie wsadził nad Haywardem w drugiej kwarcie, ale to nie załamało skrzydłowego. Pewność siebie, agresywna gra na kosz, a do tego także ważne trafienia zza łuku i to jest Gordon Hayward, jakiego chce się oglądać.

  • Marcus Morris: 18 punktów, 7/11 FG, 2/4 3PT, 8 zbiórek

Kolejne solidne spotkanie w wykonaniu Mooka. Fakt faktem, że tego półdystansu jest u niego dużo, ale gdy ma swój dzień i trafia to jest naprawdę wartościowym zmiennikiem. To jest tak proste. Udana rehabilitacja w tych dwóch meczach na wyjeździe po 0/8 w G2. Ogółem, na cztery mecze trzy razy było solidnie, więc tę serię Morrisowi na pewno można zapisać na plus.

18 oczek miał też Jayson Tatum, po 14 dołożyli Horford oraz Irving, a oczko mniej Jaylen Brown. Słówko o Irvingu oraz Horfordzie: mieli problemy ze skutecznością, ale obaj byli w tej serii niezwykle dla Celtów ważni. W niedzielę dołożyli zresztą 14 zbiórek (12 od Horforda, dwie od Irvinga) oraz 12 asyst (pięć od Horforda, siedem od Irvinga) oraz pewną rękę na linii rzutów wolnych (11/13), kiedy Pacers próbowali jeszcze wrócić w końcówce. Warto dodać, że Bostończycy zagrali niemal perfekcyjnie w crunchtime, a czwartą kwartę wygrali 37-34.

Teraz przed nimi sporo odpoczynku, bo druga runda rozpocznie się w okolicach weekendu – może w piątek, a być może nawet później. Jutro najprawdopodobniej Celtowie poznają rywala i będą to oczywiście Milwaukee Bucks, którzy w serii z Detroit Pistons prowadzą już 3-0. Nie wiadomo jednak, czy na serię drugiej rundy zdąży wrócić Marcus Smart – zawodnik ma się coraz lepiej, jednak wedle optymistycznych przewidywań jego powrót do gry miałby mieć miejsce gdzieś pod koniec zmagać w tej drugiej rundzie. Najważniejsze, że Celtics grają dalej.