Playoffs 2019: Celtics vs Pacers

Już od tygodni wszystko wskazywało na to, że Boston Celtics i Indiana Pacers zmierzą się w pierwszej rundzie tegorocznej fazy play-off. Nie wiadomo było tylko, gdzie ta seria się rozpocznie. Ostatecznie to jednak Celtowie – głównie za sprawą dwóch bezpośrednich zwycięstw nad drużyną Pacers – wywalczyli sobie czwarte miejsce w konferencji, dzięki czemu już w niedzielę playoffs rozpoczną się pod dachem TD Garden. Będzie to nieco inny start tej fazy niż przed rokiem. Z jednej strony, wtedy nie było dużych oczekiwań, ale też pozycja wyjściowa Celtów była dużo lepsza niż teraz. Z drugiej strony, teraz jest „ledwie” czwarte miejsce w konferencji, ale też znacznie większe oczekiwania, bo przecież zdrowi są Gordon Hayward oraz Kyrie Irving.

Ta dwójka w niedzielę po raz pierwszy w karierze zagra mecz fazy play-off w koszulce Celtics. Obaj trafili z formą w idealnym momencie, bo Kyrie trafia ostatnio niesamowite wręcz rzuty, a Hayward jest w trakcie swojego najlepszego okresu w tym sezonie. Pozycja startowa nie jest może idealna, bo aż trzy zespoły na Wschodzie okazały się być lepsze – w tym przede wszystkim Milwaukee Bucks, którzy jako jedyni w całej lidze dobili do pułapu 60 zwycięstw – ale bostońscy zawodnicy wierzą w siebie i swoje umiejętności, niezależnie od tego, kto będzie ich rywalem.

Tak się jednak złożyło, że w niedzielę zacznie się seria z drużyną Indiana Pacers. I na pewno nie będzie to seria łatwa – takich w fazie play-off nie ma, bo tu liczy się każda pozycja, każde posiadanie i nawet te najmniejsze detale mogą zadecydować o ostatecznym wyniku. Dobrze więc, że przynajmniej w tej pierwszej rundzie Celtowie po swojej stronie mają przewagę parkietu, tym bardziej, że Pacers od czasu kontuzji Victora Oladipo pod koniec stycznia wygrali tylko pięć z 18 spotkań na wyjeździe, pokonując w tym czasie Heat, Pelicans, Wizards, Pistons i Hawks.

Bostończycy przystąpią do tej serii także z pewnym komfortem, jaki dają im te dwie wygrane z Pacers w ostatnich tygodniach: pod koniec marca u siebie (choć tam ekipa z Indianapolis była blisko zwycięstwa) oraz na początku kwietnia na wyjeździe, gdzie Celtics bez najmniejszych problemów poradzili sobie z rywalem. Te dwa mecze dały nam też sporo ciekawego materiału do analizy, dlatego warto jest przyjrzeć się, gdzie będą klucze tej serii i jakie aspekty będą najważniejsze. To bowiem właśnie tam rozegra się to, kto przejdzie dalej.

Jak poradzić sobie z obroną Pacers?

Indiana Pacers mają top3 defensywę w całej lidze (top10 od kontuzji Oladipo) i to jest w głównej mierze zasługa Mylesa Turnera, który sam jest kandydatem do nagrody dla najlepszego obrońcy rozgrywek. Ma najwięcej bloków w lidze, najlepszą średnią i zablokował więcej rzutów niż… cała drużyna Cavs. Jest podporą obrony, która pozwala Pacers wygrywać mecze (choć udało się wygrać tylko cztery z ostatnich 13 spotkań). Podopieczni Nate’a McMillana przy okazji są jedną z najlepiej wymuszających straty drużyn w lidze, a świetnie spisuje się weteran Thad Young.

Nie są jednak jak większość zespołów – nie przekazują krycia zbyt często, wolą raczej grać twardą obronę jeden-na-jednego i przedzierać się przez kolejne zasłony. Pokazują przy tym sporo woli walki, serca i zaciętości. Mimo tego, są jedną z najrzadziej faulujących drużyn w lidze – po prostu każdy wie, jakie jest jego miejsce w systemie i każdy jest z reguły tam, gdzie być powinien. Bostońska ofensywa w obu meczach z Pacers pod koniec sezonu pokazała jednak, że jest w stanie poradzić sobie z taką obroną, zdobywając w tych dwóch meczach 117 oczek na 100 posiadań.

Po pierwsze, jest Kyrie Irving. Ktoś, kto samemu może sobie wykreować rzut, tak jak wiele razy zrobił to w pierwszej połowie starcia w Indy. Pacers mogą rzucić wielu zawodników na Irvinga – nie będzie to Collison, Joseph, Evans czy Matthews – jednak żaden z nich nie jest w stanie wyłączyć Kyrie’ego z gry. Pod koszem czeka jeszcze Myles Turner, lecz Irving i z nim potrafi sobie poradzić: czy to ekwilibrystycznym wejściem pod kosz po zasłonie Horforda, czy też szybkim wjazdem, gdy defensywa Pacers – i przede wszystkim Turner – nie zdąży się ustawić.

Ba, to może być nawet trójka z dziewiątego metra jak to było w kolejnej akcji… Swoją drogą, warto zwrócić uwagę, że Irving całkiem nieźle poradził sobie w tej pierwszej akcji w obronie. Pacers dość często w tych dwóch meczach próbowali atakować Kyrie’ego poprzez wykorzystanie przewagi wzrostu i siły Wesa Matthewsa, natomiast Brad Stevens czuje, że Irving jest w stanie sobie poradzić, bo rzadko kiedy Celtics podwajali w tego typu sytuacjach. Tutaj na przykład była lekka pomoc od Horforda, ale Irving zdołał dobrze domknąć próbę Turnera.

Po drugie, agresywna gra do kosza takich zawodników jak Jayson Tatum czy Gordon Hayward sprawiła mnóstwo problemów Pacers w Indianapolis, tak samo jak kolejne agresywne wejścia Jaylena Browna w pomalowane w meczu w TD Garden. Cała trójka jest niezwykle ważna dla sukcesów Celtics w tegorocznej fazie play-off. X-faktorem zdaje się być przede wszystkim Hayward, który akurat jest w najlepszej formie w tym sezonie, a Bostończycy cały czas nie przegrali spotkania, w którym Gordon zdobył 20 lub więcej punktów (6-0 w takich meczach).

Po trzecie, agresywnie pchanie piłki w szybkich atakach. Tak jak zrobił to Kyrie, tak jak robił to Brown i tak jak starają się to robić Celtics jako drużyna. Dość powiedzieć, że w każdym z czterech pojedynków Celtów z Pacers w tym sezonie podopieczni Brada Stevensa zdobywali co najmniej 22 punkty po szybkich atakach, a średnia 26.8 punktów z kontry to zarówno ich najlepszy wynik w starciu z danym rywalem, jak i najgorszy wynik Pacers. Fakt faktem, że tempo w fazie play-off spada, ale Bostończycy z pewnością będą chcieli szybko przechodzić z obrony do ataku.

Jeszcze jedna rzecz odnośnie Turnera: jest jeden zawodnik, który może wyciągać 23-latka spod kosza i jest to oczywiście Aron Baynes. Przed rokiem nikt się nie spodziewał tego, że Australijczyk trafi siedem z 16 prób (44 procent) w serii z Sixers, skutecznie wyciągając tym samym Joela Embiida z pomalowanego. W tym sezonie trapiony kontuzjami Baynes trafił jak do tej pory 21 z 61 prób za trzy (34 procent), w tym 5/8 licząc od 16 marca. Dwa trafienia przyszły w tych starciach z Pacers, w obu 32-latek zaliczył także double-double.

Za pierwszym razem Turner nawet nie próbował dobiec do Baynesa, za drugim był już znacznie bardziej wyczulony. Jeszcze dwa-trzy takie trafienia i Turner będzie musiał zdecydowanie bardziej pilnować Australijczyka. Granie dwoma wysokimi (Horford-Baynes) to zresztą coś, co przynosiło Celtom sporo dobrego przed rokiem, szczególnie po bronionej stronie parkietu. W tym sezonie ta dwójka spędziła razem na parkiecie jednak tylko 163 minuty, natomiast w tym czasie Celtowie byli lepsi od rywala średnio aż o 18.6 punktów na 100 posiadań.

W jaki sposób zatrzymać atak Pacers?

Tak jak już to ustaliliśmy, Indiana Pacers to drużyna, która wygrywa mecze swoją obroną. Zaciętością, wolą walki i defensywą, która wymusza straty i żywi się każdym błędem rywala. Atak to jednak zupełnie inna sprawa. Pacers w marcu zdobywali średnio tylko 106.5 punktów na 100 posiadań (czwarty najgorszy wynik w lidze w tym okresie), wygrywając ledwie cztery z 14 spotkań. Od czasu kontuzji Oladipo mają ledwie 23. atak w NBA pod względem efektywności. Nic więc dziwnego, że w ostatnich tygodniach drużyna zaliczyła tak dużo porażek.

Trudno jest wygrywać, grać dobrze i intensywnie w obronie, kiedy nie układa ci się po drugiej stornie parkietu. Po kontuzji lidera drużyny więcej odpowiedzialności w ataku dostali Bojan Bogdanović oraz pozyskany w trakcie sezonu Matthews. Szczególnie ten pierwszy dał się poznać jako strzelec wyborowy: w przekroju całego sezonu zalicza najlepsze w karierze 18.0 punktów przy 43-procentowej skuteczności zza łuku (w tym prawie 21 oczek na mecz od czasu urazu Dipo). Pod koniec marca rzucił Bostończykom aż 30 punktów w Ogródku.

Celtowie wyszli więc znacznie lepiej przygotowani na poczynania Chorwata i w Indianapolis głównie Marcus Smart zatrzymał obrońcę Pacers na ledwie czterech oczkach i 1/8 z gry. Było dużo mocnej, fizycznej obrony w wykonaniu Smarta, który świetnie grał off-ball i nie pozwalał swojemu rywalowi na wykreowanie sobie jakiejś większej przestrzeni. To udało się Bogdanovicowi tylko raz w tym spotkaniu, ale na więcej Smart nie pozwolił. Niestety, bostoński klub będzie musiał radzić sobie w pierwszej rundzie bez swojego 25-letniego zawodnika.

Warto przypomnieć, że Celtics przed rokiem przez cztery pierwsze mecze musieli radzić sobie bez Smarta. Tym razem guard może opuścić nie tylko pierwszą, ale też nawet drugą rundę i to fatalna dla Celtów informacja. Jego obrona – nie tylko na graczu z piłką, ale także bez piłki – to rzecz bardzo wartościowa, tym bardziej przy takiej drużynie jak Pacers, która mocno polega na ścinających w kierunku kosza zawodników. Pacers bywają szczególnie groźni, gdy dobrze trafiają za trzy (trafili na przykład 12 z 27 rzutów w Bostonie i byli blisko wygranej).

W przekroju całego sezonu są w top5 ligi, jeśli chodzi o skuteczność zza łuku, choć są przy tym najrzadziej rzucającą za trzy drużyną w NBA do spółki ze Spurs. Nie może przejść pod zasłoną na Bogdanovicu (42.5 3P%), nie możesz zostawić na obwodzie Turnera (38.8), musisz mieć Douga McDermotta (40.8) blisko siebie i nie możesz zapomnieć o Darrenie Collisonie (40.7). Pacers są 25-8 w tym sezonie, gdy trafiają co najmniej 40 procent trójek (9-5 po kontuzji Oladipo). Tylko Celtics oraz Warriors zdołali wygrać w Indianapolis przy takiej skuteczności gospodarzy.

Dobra wiadomość jest więc taka, że Boston Celtics to od lat jedna z najlepiej broniących za trzy drużyn w lidze. Celtowie mimo swojego rollercoasteru utrzymali pozycję w top10 efektywności defensywnej (średnio 107 punktów na 100 posiadań, jakie zdobywają rywale to szósty wynik w NBA), a do tego mają szósty wynik w lidze, jeśli chodzi o skuteczność rywali za trzy (34.4 3P%). Tylko Bucks kontestują średnio więcej rzutów za trzy w każdym meczu (29.3 do 27.0). Ale Pacers w czterech meczach tego sezonu trafili 38.2 procent trójek przeciwko Celtom.

Szczególnie dobrze wypadają Turner (5/8) i Tyreke Evans (7/15). Ten drugi gra jednak w tym sezonie mocno w kratkę, choć latem miał być dla Pacers niezwykle ważnym dodatkiem do drużyny, a stał się… jednym z najgorzej kończących akcje graczy w całej lidze. Na drugim biegunie znajduje się Domantas Sabonis, który jest jednym z kandydatów do nagrody dla najlepszego szóstego gracza. 22-latek w czterech meczach przeciwko Celtics w tym sezonie robił średnio 14/8/4, trafiając 21 z 35 rzutów (60 procent) oraz 12 z 14 wolnych (86 procent).

Litwin jest jednak w zasadzie jedynym pewnym punktem ławki Pacers, na której znajdziemy kilku zawodników, których Brad Stevens może spokojnie obrać za cel tak jak zrobił to przed rokiem z takimi graczami jak Jabari Parker czy Marco Belinelli. Będą to wspomniany Evans, ale też McDermott czy na przykład Cory Joseph, który gra słabiutki sezon, a od marca trafił tylko 28 procent swoich rzutów (30/106 FG, w tym 4/21 za trzy). Całkiem przydatny w starciu w TD Garden okazał się dla Pacers ledwie 21-letni TJ Leaf, który napsuł Celtom sporo krwi.

Nie ma żadnych wątpliwości, że przewaga głębi oraz talentu jest w tej serii po stronie Bostonu. To w barwach Celtics będzie biegał najlepszy gracz tej serii, może także drugi najlepszy, trzeci najlepszy… Pacers z Oladipo byli znacznie inną, dużo lepszą drużyną. To przecież 26-letni obrońca trafił wielkie rzuty na zwycięstwo podczas pierwszej wizyty Celtów w Indianapolis. Od czasu jego kontuzji Pacers mieli jednak sporo problemów z wygrywaniem zaciętych końcówek – tak jak w Bostonie, kiedy to rzut na zwycięstwo trafił stworzony do tego Kyrie Irving.

Dość powiedzieć, że razem z Oladipo drużyna z Indianapolis wygrała 11 z 15 zaciętych meczów (przewaga nie większa niż pięć punktów w ostatnich pięciu minutach meczu), a bez niego zanotowała bilans 12-14 w takich spotkaniach. To po stronie Celtics będzie więc w tej serii dużo więcej rzeczy: nawet bez Smarta mają większą głębie składu, więcej talentu, a do tego Brada Stevensa, który będzie mógł skupić się na jednym przeciwniku i także pokazać się z lepszej strony niż w sezonie regularnym. Jednocześnie błędem jest przekreślanie Pacers.

Wszak ten zespół jest odrobinę podobny do Celtów z zeszłego sezonu. Odrobinę, bo Pacers mimo wszystko mają problemy z wygrywaniem meczów na wyjazdach i mają też problem z wygrywaniem zaciętych końcówek. Wszystko to powoduje, że Celtics trafili chyba na najlepszego rywala w pierwszej rundzie na jakiego mogli trafić (tym bardziej biorąc pod uwagę to jakie mieli w tym sezonie problemy z takimi zespołami jak Magic czy Nets). Seria sama się jednak nie wygra, a na dodatek Bostończycy będą musieli sobie radzić bez serca swojej drużyny.

Ale nawet to nie powinno im przeszkodzić w awansie do kolejnej rundy. Przez cały sezon słyszeliśmy wszak o tym, że drużyna nie może się doczekać fazy play-off i że dopiero wtedy pokaże swój potencjał w pełni. Ten był bowiem widoczny zbyt rzadko, co poskutkowało takim, a nie innym sezonem regularnym. Miejmy więc nadzieję, że Celtics rzeczywiście są w stanie przełączyć się na tryb o nazwie „playoffs” i zaczną grać na miarę potencjału już w pierwszej rundzie. Jak każdy inny zespół rozpoczną zmagania od zera. Udało się, dotrwaliśmy. Czas na playoffs.