Misja wykonana, Pacers ograni!

Tak mało było w tym sezonie blowoutów, że jak już się zdarzą to cieszą niezwykle mocno. A już w ogóle, jeśli Boston Celtics rozjeżdżają rywala w najważniejszym meczu sezonu regularnego. Celtowie po znakomitej drugiej połowie wygrali 117-97 w Indianapolis w pojedynku, który był najpewniej zapowiedzią pierwszej rundy fazy play-off. Dzięki temu są już o krok od tego, by zapewnić sobie przewagę parkietu w tej serii. Za sprawą wygranej nie tylko mają bowiem mecz przewagi nad Pacers na dwa spotkania przed końcem, ale też po swojej stronie mają tie-breakera, gdyż w całym sezonie trzykrotnie pokonali drużynę z Indianapolis. Dzięki temu nawet przy takim samym bilansie to Celtics będą w tabeli wyżej.

To był bez wątpienia najważniejszy mecz tego sezonu, w którym Celtics musieli stanąć na wysokości zadania i… zrobili dokładnie to. Już w pierwszej połowie udało im się zbudować kilkanaście punktów przewagi, a w trzeciej uciekli już gospodarzom na dobre. Prym wiedli tutaj przede wszystkim Jayson Tatum (22 punkty) oraz Gordon Hayward (21 oczek). Ten ostatni trafił wszystkie dziewięć rzutów z gry, znów grał sporo do kosza i znów był naprawdę pewny siebie. Sześciu bostońskich zawodników zakończyło spotkanie z co najmniej 11 punktami!

  • Jayson Tatum: 22 punkty, 9/19 FG, 1/5 3PT, 3/4 FT, 7 zbiórek, 3 przechwyty, 34 minuty

Choć w Indianapolis trafił tylko jedną z pięciu trójek to w ostatnich kilku spotkaniach znów trafia na dobrym procencie (nawet po tym występie przeciwko Pacers to jest ponad 50-procentowa skuteczność w ostatnich sześciu meczach). Był najlepszym strzelcem zespołu i takiego Tatuma pamiętamy z ubiegłorocznej fazy play-off.

  • Gordon Hayward: 21 punktów, 9/9 FG, 3/3 FT 4 zbiórki, 2 asysty, 26 minut

Pierwszy raz zaliczył dwa z rzędu mecze na co najmniej 20 punktów. Celtics są 6-0 w takich spotkaniach. 9/9 z gry oznacza, że został pierwszym Celtem od czasu Kevina McHale’a w 1986 roku, który zdobył co najmniej 20 oczek na 100-procentowej skuteczności. X-factor.

  • Kyrie Irving: 17 punktów, 7/14 FG, 1/3 3PT, 6 asyst, 27 minut

No w końcu nie musiał grać w czwartej kwarcie! Wcześniej bardzo dobrze odpowiadał na ataki Pacers, samemu zdobywając już 11 oczek w pierwszej odsłonie. Solidne spotkanie w wykonaniu 26-latka.

Po 11 oczek dołożyli jeszcze Aron Baynes (Australijczyk lekko podkręcił kostkę, miał też 11 zbiórek i dwa bloki), Al Horford oraz Marcus Morris, który wrócił do gry po kilku meczach absencji (i spudłował dziewięć z 13 prób). Solidny mecz zaliczył Brad Wanamaker, a w drugiej połowie wcale nie zagrał Terry Rozier, który musiał udać się do szpitala i otrzymał kroplówkę. Jaylen Brown nie zagrał. Celtowie trafili ponad 50 procent swoich rzutów, ale tylko 26 procent trójek (7/27). To zdecydowanie był jeden z najlepszych ich występów w całym tym sezonie.

Celtowie mają teraz mecz przewagi nad Pacers i wystarczy, że wygrają jeszcze jeden z dwóch pozostałych meczów (w niedzielę z Magic lub we wtorek z Wizards), aby samodzielnie zapewnić sobie czwarte miejsce. Jedna porażka Pacers też ich „urządza”. Co ciekawe, w tej chwili Celtics cały czas mają szansę na… trzecie miejsce w konferencji wschodniej. Sixers przegrali bowiem trzy ostatnie mecze i jeśli przegrają wszystkie pozostałe mecze do końca, a Boston ogra Magic oraz Wizards to Zieloni przeskoczą drużynę z Filadelfii w tabeli.