To będzie bardzo ekscytująca seria pierwszej rundy fazy play-off, to na pewno. Boston Celtics wygrali 114-112 z zespołem Indiana Pacers w piątek, a decydujące o zwycięstwie punkty zdobył Kyrie Irving, który wcześniej znów trochę zawodził, ale w tym najważniejszym momencie stanął na wysokości zadania. To bardzo ważne zwycięstwo Celtów, którzy zrównali się bilansem z Pacers i wskoczyli na czwarte miejsce w konferencji. Bostończycy prowadzą bowiem w serii sezonu regularnego 2-1, więc przy takim samym bilansie to oni są w tabeli wyżej. Przed nami jednak jeszcze jeden pojedynek tych zespołów (w piątek 5 kwietnia), ale zanim do niego dojdzie to Celtowie rozegrają jeszcze trzy spotkania. Pierwsze już dziś na Brooklynie.
Do końca sezonu pozostało sześć spotkań, a w piątek Celtowie zyskali małą przewagę nad Pacers, jeśli chodzi o przewagę parkietu w pierwszej rundzie fazy play-off. Prawie pewne jest, że obie te drużyny spotkają się na rozpoczęcie playoffs i ta wygrana sprawia, że Celtics są teraz w nieco lepszej sytuacji. Ale ten mecz dobrze pokazał, że Pacers nie będą wcale łatwym rywalem i nawet przy przewadze parkietu postawią bardzo trudne warunki. Co z tego, że w piątek przegrali swój szósty z siedmiu ostatnich meczów (szósty raz z rzędu na wyjeździe)?
Bojan Bogdanović kontynuuje znakomitą grę (35 punktów w niedzielę, 28 w środę i 27 w piątek), Myles Turner kąsa zza łuku (był 3/6 w Ogródku), a niespodziewanym bohaterem z ławki Pacers okazał się być TJ Leaf, który mocno dał się we znaki gospodarzom. Miał trzy zbiórki w ataku (z 14 całej drużyny) i w 12 minut gry zdobył 12 oczek. Celtowie też mieli jednak swoich bohaterów, choć o zwycięstwo drżeliśmy do samego końca. Warto dodać, że Pacers – przegrali mecz dwoma punktami – zgubili siedem punktów na linii rzutów wolnych (16/23).
Po stronie Celtów bardzo dobrze znów działał duet Aron Baynes – Al Horford, który rozpoczął ten mecz. Baynes od początku był bardzo aktywny, robił sporo zamieszania na tablicy rywala i ostatecznie zaliczył pierwsze w sezonie double-double (13 punktów i 13 zbiórek). Łączna linijka bostońskiego froncourtu: 32 punkty (14/25 FG), 20 zbiórek (6 w ataku) i 4 bloki. Ważna rzecz: Baynes spędził na parkiecie aż 33 minuty. To dopiero drugi jego raz w barwach Celtics z co najmniej 30 punktami, przy czym ten pierwszy był w meczu z dwoma dogrywkami.
Kto jeszcze zasługuje na wyróżnienie? Na pewno Kyrie, bo choć w czwartej kwarcie miał kilka słabszych momentów (coś jak Terry Rozier) to jednak 30 punktów z 22 rzutów, 3/8 za trzy i 5/5 z wolnych to wciąż dobry występ – tym bardziej jak się trafia game-winnera. Al Horford zrobił po prostu swoje (19/7 plus trzy bloki), Jaylen Brown dołożył 16 oczek (świetne wejścia pod kosz, znakomita szybkość), a obaj Jayson Tatum i Gordon Hayward zdobyli po 11 punktów. Dystrybucja rzutów: Kyrie (22), Big Al (15), Baynes i JB (10), Morris (8), GH (7) i JT (6).
Oddzielny akapit dla Marcusa Smarta za trafienie tej niesamowitej trójki w 45 minucie spotkania, po której Tommy Heinsohn mógł tylko wykrzyczeć „aaaaaaah” w ekstazie radości. Smart jak zwykle zrobił zresztą wiele dobrego dla zespołu (sześć asyst i cztery przechwyty). Terry Rozier (0/3 z gry) i Marcus Morris (3/8 z gry, w tym 1/5 za trzy) zagrali odpowiednio 15 i 20 minut, czyli najmniej w zespole. Bostończycy trafili ponad połowę swoich rzutów (44/86), 48 procent trójek (13/27), wygrali walkę na tablicach (43-41), lecz Pacers wciąż byli blisko.
Gdziekolwiek ta seria się nie zacznie, będzie gorąco. Więcej wideo tutaj, więcej cyferek tutaj.