Spurs za mocni dla Celtów

Gdyby Boston leżał na Zachodzie to w tej chwili Celtics nie łapaliby się do fazy play-off. Ale na całe szczęście Boston to wschodnie wybrzeże, więc nawet czwarta kolejna porażka nie wyrzuca Celtów z playoffs, choć coraz większe są obawy o to, czy tegoroczna przygoda bostońskiej drużyny w fazie posezonowej nie będzie przypadkiem bardzo krótka. Tym bardziej, że w nocy Pacers łatwo ograli u siebie Nuggets. Celtowie tymczasem z powrotów Baynesa i Haywarda cieszyli się tylko przez krótki moment, bo LaMarcus Aldridge wykorzystał kolejny mecz absencji Horforda i już w pierwszej kwarcie urządził sobie strzelaninę, zdobywając 19 oczek. Ostatecznie miał aż 48 punktów, 20/31 z gry oraz 13 zbiórek i 6 asyst w zwycięstwie 115-96.

Po meczu szatnia Celtów długo się nie otwierała i zawodnicy znów sobie porozmawiali, choć takich rozmów było już w tym sezonie sporo, a skoro nadal są potrzebne to znaczy, że te poprzednie nie przynosiły efektów. W tej chwili coraz więcej kibiców wątpi, że Celtowie naprawdę obudzą się na fazę play-off i jak mówi Brad Stevens ten zespół zasłużył sobie na takie głosy zwątpienia. Coach Celtics dodaje, że teraz nadszedł więc czas, aby podwinąć rękawy i dać z siebie wszystko. Pytanie tylko, czy tę drużynę rzeczywiście stać na coś więcej.

W niedzielę zniszczył ich Aldridge, ale też fatalna skuteczność zza łuku: 0/7 w pierwszej kwarcie, 3/24 po 36 minutach gry i 7/35 na koniec spotkania. Nie zagrał kontuzjowany Jayson Tatum, ale on akurat w tym elemencie chyba by nie pomógł. Fajnie, że do gry wrócili Aron Baynes (9/8) oraz Gordon Hayward (13/10/3), ale bez Horforda strefa podkoszowa Celtów cierpiała niemiłosiernie. Dopiero na trzy minuty przed końcem na parkiet wszedł Greg Monroe, który podpisał w niedzielę kontrakt na 10 dni i przypomniał, co może dać bostońskiej drużynie:

Ale to niestety nie jest to, czego Celtom w tej chwili potrzeba, a przynajmniej nie najbardziej. Celtics kończą więc poprzedni tydzień bez zwycięstwa, choć warto dodać, że to starcie ze Spurs było dla gospodarzy w back-to-back, a tacy Hornets wygrali też w Toronto rzutem Lamba z połowy boiska. Zdarza się, jak widać. Jaylen Brown po znakomitym meczu w Charlotte tym razem znów słabiutko (1/8 z gry, 0/5 za trzy) i to wciąż jest zbyt nieregularna gra, tak jak całej drużyny zresztą. We wtorek wyjazd do Cleveland, być może na ten mecz wróci już Big Al.