Hornets wracają w wielkim stylu

To była dziwna noc w NBA. Warriors przegrali aż 35 punktami z Mavericks, a Trae Young załatwił Sixers rzutem na 0.2 sekundy przed końcem spotkania, lecz to Boston Celtics zaliczyli najbardziej wstydliwą porażkę. Fakt faktem, że zabrakło kilku kontuzjowanych zawodników, ale przecież Celtowie na osiem minut przed końcem meczu prowadzili 112-94 i zdawało się, że nic złego im się nie przytrafi. Ale tak jak w zeszłym sezonie to oni robili comeback za comebackiem, tak w tym sezonie są tym zespołem, przeciwko któremu robi się powroty. W ciągu kolejnych ośmiu minut Bostończycy zdobyli bowiem… pięć punktów, oddając rywalowi aż 30 i przegrali 117-124, po raz kolejny zaliczając w tym sezonie tak spektakularny upadek.

Nie zagrali Baynes, Hayward i Horford, a w pierwszej piątce wyszedł Robert Williams, który jednak jeszcze w pierwszej połowie zaliczył źle wyglądający upadek i przez chwilę było strasznie. Timelord zszedł z boiska o własnych siłach, ale czeka go najpewniej kilka tygodni przerwy. Ale mimo tych braków Celtowie spisywali się naprawdę dobrze. Po spudłowaniu pierwszych pięciu prób zza łuku potem trafili aż 16 z 24 trójek i po 36 minutach prowadzili 98-89, a Kyrie Irving wygrywał pojedynek z Kembą Walkerem. No a potem przyszła czwarta kwarta.

Celtics są fatalni w ostatnich tygodniach w czwartych kwartach, a w piątek byli jeszcze gorsi. Kemba zdobył sobie 18 punktów, a wcześniej znakomity Kyrie nie potrafił odpowiedzieć. Bostończycy źle zareagowali (w sensie wcale) na agresywniejszą obronę Hornets, a z drugiej strony po raz kolejny w tym sezonie nie postanowili trapować Walkera, co po spotkaniu wytknął Irving. To trzecia porażka Celtów z rzędu i już dziesiąty raz w tym sezonie, kiedy pozwalają rywalowi wrócić z co najmniej 15 punktów. Brad Stevens wciąż nie wie, jak sobie z tym poradzić.

  • Kyrie Irving: 31 punktów, 12/23 FG, 4/11 3PT, 3/4 FT, 7 zbiórek, 6 asyst, 35 minut

Był świetny aż do tej feralnej czwartej kwarty. Już w pierwszej kwarcie miał 16 oczek, pokazał sporo efektownych akcji także pod koniec trzeciej, ale w tej decydującej znów czegoś zabrakło. Nie było odpowiedzi na wyczyny Walkera, nie było dobrych akcji, ale raczej hero-ball i m.in. dwa niecelne rzuty zza łuku.

  • Jaylen Brown: 29 punktów, 10/13 FG, 5/6 3PT, 4/7 FT, 4 zbiórki, 4 asysty, 30 minut

To w zasadzie jedyny zawodnik, o którym można po tym meczu napisać dobre słowo. 10/13 z gry, 5/6 zza łuku i aż 29 punktów – Brown dobrze odbił się po dwóch słabszych ostatnich meczach (w których łącznie zdobył 12 punktów), ale nawet to nie było w stanie uratować Celtów przed tą spektakularną porażką w Charlotte.

Marcus Morris dołożył jeszcze solidne 15/9/4 (i trafił 3/5 zza łuku), ale to by było na tyle. Jayson Tatum wciąż jest w dołku – i to coraz głębszym – bo w Charlotte miał 12 punktów z 17 rzutów i najgorsze w zespole -19 w 37 minut gry, a na dodatek także obił sobie plecy. Terry Rozier zdobył 12 oczek, ale w najważniejszym momencie postanowił oddać okropny rzut za trzy. Marcus Smart był 2/10 z gry, miał osiem asyst, trzy straty i pięć fauli. Chyba najlepsze co może się Celtom przytrafić to mecz back-to-back, by jak najszybciej wyrzucić to starcie z Hornets z pamięci.

Bostończycy w niedzielę podejmą u siebie dobrze grających ostatnio San Antonio Spurs, ale do gry powinien wrócić co najmniej Al Horford, a jest spora szansa, że zagrają także Gordon Hayward i Aron Baynes (a kto wie, może nawet Greg Monroe). Cały czas Bostończycy muszą walczyć o przewagę parkietu w pierwszej rundzie fazy play-off, ale z taką grą, taką postawą i tego typu porażkami coraz trudniej jest wierzyć, że w playoffs rzeczywiście zaczną grać na miarę oczekiwań. Brad Stevens zawodzi, gracze zawodzą, a czasu coraz mniej.