Sixers wreszcie ogrywają Celtów

42 rzuty wolne, absencja Gordona Haywarda i brak Marcusa Smarta (został wyrzucony z parkietu) oraz Arona Baynesa (skręcona kostka) w drugiej połowie – tego właśnie potrzebowali 76ers, by po raz pierwszy w tym sezonie pokonać Boston Celtics. Dodajmy do tego fakt, że Kyrie Irving aż 31 ze swoich 36 punktów zdobył przed czwartą kwartą, a bostońska defensywa kilka razy zasnęła w samej końcówce. Oczywiście, to wielkie zwycięstwo dla 76ers, którzy wygrali z Celtics po raz pierwszy maja, natomiast to Bostończycy przez większą część tego meczu – na dodatek rozgrywanego w Filadelfii – byli drużyną nieco lepszą. Do szczęścia zabrakło niewiele, jednak błędy w obronie i niecelne rzuty Irvinga okazały się być bardzo kosztowne.

Celtics prowadzili w tym meczu 39-30 po 12 minutach, a potem nawet 58-43 w drugiej kwarcie, kiedy okazało się, że Terry Rozier żyje, ma się dobrze i jest w Filadelfii po to, by poprzeć swój trash talking dobrą grą. T-Ro przed tym meczem wysłał bowiem kilka ciosów w stronę 76ers (nie wygraliście z nami od czasów Iversona, a z Embiidem kojarzy mi się słowo „frajer”). Niestety to co udało się Celtom w tym meczu zbudować na przełomie drugiej i trzeciej kwarty zabrał Marcus Smart, który zupełnie niepotrzebnie wdał się w gierki Embiida.

Smart nie wytrzymał ciśnienia i źle zareagował na lekki łokieć podkoszowego Sixers. Guard Celtics po prostu popchnął Kameruńczyka, przez co wyleciał z boiska i choć ten ogień i charakter walczaka to po prostu część Smarta to jednak trudno to zachowanie nazwać mądrym. Mimo wszystko, Celtowie radzili sobie dobrze i tak w zasadzie zawalili dopiero końcówkę. W niej pazurki pokazał Embiid, większe pazury także Jimmy Butler, a nie zrobił tego m.in. Kyrie (tylko pięć oczek i 1/6 z gry, ostatnie punkty zdobył na 4:46 przed końcem spotkania).

Szkoda, bo był na dobrej drodze, by pozamiatać Sixers raz jeszcze (miał przecież 31 punktów po trzech kwartach), ale skończyło się na 36 punktach z 29 rzutów. Joel Embiid miał 37 z 17, bo aż 21 razy stawał na linii rzutów wolnych – to dużo więcej niż cały bostoński zespół (16), a ta różnica w wolnych wyniosła aż 27 na korzyść gospodarzy. Trochę dużo. Al Horford miał 22/6/5, a Terry Rozier zagrał jeden z lepszych swoich meczów w tym sezonie na 20 oczek (8/16 FG, 4/8 3PT) i sześć zbiórek. Cichutki mecz Browna i kolejne jajo Morrisa (2/9 z gry).

Bostończycy tak czy siak wygrali trzy z czterech meczów przeciwko Sixers w tym sezonie, a najgorszą wiadomością może nie być ta o porażce (co więcej, praktycznie nie ma już szans na trzecie miejsce, więc pozostaje walka o czwarte w perspektywie dwóch jeszcze pojedynków z drużyną Pacers), lecz ta o kolejnej wymuszonej przerwie Arona Baynesa, który nie zagra najpewniej aż do fazy play-off, a być może nawet dłużej. W związku z tym, całkiem prawdopodobne staje się to, że swoją szansę na powrót do NBA otrzyma jednak Thomas Robinson.