To był trudny mecz dla Boston Celtics – grany dzień po wizycie w Oakland, na dodatek bez Kyrie Irvinga, który dostał wolne i przeciwko młodej, walecznej drużynie, która lubi grać szybki basket. Nic więc dziwnego, że wynik tego spotkania ważył się do ostatnich sekund – o wygranej Celtics zadecydował Gordon Hayward, który na dwie sekundy przed końcem meczu trafił trudny rzut z odejścia i było 111-109. W odpowiedzi Kings zdołali rzucić jeszcze za trzy, ale solidna bostońska defensywa sprawiła, że próba Harrisona Barnesa nawet nie doleciała do obręczy. Tym samym Celtowie wygrali swoje drugie spotkanie z rzędu i są już 2-0 na tym wyjeździe. Pozostały jeszcze dwa spotkania w Staples Center – najpierw z Lakers, potem z Clippers.
Co za 24 godziny dla Gordona Haywarda – najpierw 30 oczek w starciu z Warriors, a teraz game-winner przeciwko Kings. Skrzydłowy Celtics sam mówił po meczu, że to bardzo ważne dla niego trafienie, nie tylko dlatego, że buduje pewność, ale również dlatego, że kilkadziesiąt sekund wcześniej to Hayward głupio faulował Buddy’ego Hielda przy jego próbie zza łuku, dzięki czemu zawodnik Kings dostał trzy rzuty wolne i mógł wyrównać wynik spotkania. Celtowie byli bez czasu na żądanie, więc Hayward wziął piłkę w ręce, pognał na drugą stronę i oddał trudny rzut.
Z pełnego biegu, wypadając za linię końcową trafił jednak jak się okazało zwycięski rzut i dał bardzo ważne zwycięstwo Celtom, którzy w Sacramento prowadzili nawet 10 punktami, lecz za każdym razem musieli liczyć się z odpowiedzią tego młodego zespołu Kings. Gospodarze kilka razy zakuli z kontrataków, choć Celtowie postawili na szybki powrót do obrony kosztem zbiórek w ataku (tylko trzy). Ostatecznie pomogły trafienia Jaysona Tatuma, znakomicie spisał się też Al Horford, a ważne akcje w końcówce miał wreszcie odrodzony nieco Marcus Morris.
- Jayson Tatum: 24 punkty, 8/17 FG, 2/4 3PT, 6/6 FT, 3 zbiórki, 2 asysty
Był świetny przede wszystkim w pierwszej połowie, gdy wziął ciężar gry na siebie i spokojnie mógłby zdobyć w Sac-Town nawet 30 oczek, gdyby nie przydarzyło mu się kilka pudeł w prostych sytuacjach. Po kolejnym takim niecelnym rzucie Tatum zwiesił głowę, ale na całe szczęście nie stracił wiary w siebie i w końcówce trafił najpierw ważny rzut w izolacji, a potem pewnie wykonywał rzuty wolne.
- Al Horford: 21 punktów, 8/10 FG, 1/2 3PT, 4/4 FT, 11 zbiórek, 7 asyst
Bardzo dobry mecz Horforda, który w nieco ponad pół godziny gry zapisał na konto efektowne double-double i siedem asyst. Był pewny i Celtics mogli na niego liczyć, jeśli była taka potrzeba. Z nim na parkiecie Bostończycy byli najlepsze +18 i tylko Jayson Tatum (+11) był w miarę blisko tego wyniku.
- Marcus Morris: 19 punktów, 7/16 FG, 3/8 3PT, 2/2 FT, 5 zbiórek, 4 asysty
Na osiem prób zza łuku, prawie wszystkie to były dobre pozycje, z których Morris z pierwszej części sezonu spokojnie by trafił. Najważniejsze jest jednak to, że w końcówce próba Morrisa znalazła drogę do kosza, a trzeba też pochwalić go za poświęcenie i rzut po piłkę a’la Marcus Smart, co uratowało Celtom posiadanie.
Terry Rozier z reguły jako starter spisuje się lepiej (tym razem 16/6/2 i 4/10 zza łuku). Marcus Smart robił jak zwykle wszystko, a Jaylen Brown dołożył 10 oczek z ławki. Gordon Hayward tym razem nie był tak skuteczny jak w Oakland, bo spudłował m.in. wszystkie trzy próby zza łuku, ale trafił tę najważniejszą próbę i zakończył mecz z 12 punktami i 5 asystami na koncie. To już siódma z rzędu wygrana Bostończyków bez Irvinga. Przed nami jeszcze dwa wyjazdowe mecze, oba w Staples Center w Mieście Aniołów, ale to dopiero w sobotę.
A na koniec jeszcze skrót występu, game-winner i wywiad z Haywardem: