Ojeleye: Obudźcie się!

Celtics jak zwykle ostatnimi czasy zbyt łatwo dali rywalowi zbudować sobie 22 punkty przewagi już do przerwy, a gdy Rockets rozpoczęli drugą połowę od trafienia dwóch kolejnych trójek, Semi Ojeleye nie wytrzymał. Rzadko kiedy młody skrzydłowy jest głośnym głosem w szatni, tym bardziej przy swojej roli zawodnika głębokiej rotacji, ale w tamtym momencie Semi nie mógł już po prostu tego znieść. Nie mógł znieść faktu, że jego koledzy znów rozpadają się jak domek z kart w obliczu wyzwania i trudnej sytuacji. Bo tu już nawet nie chodzi o trafione czy przestrzelone rzuty, ale raczej o to, by pokazać trochę siły, choć odrobinę woli walki – tym bardziej, kiedy drużyna wygląda tak jak gdyby poddała się już na starcie drugiej połowy.

Ten obrazek to dla fanów Celtics nowość. Jeszcze kilka miesięcy temu, choć z pewnością już radziej niż w poprzednich latach, Bostończycy potrafili zmobilizować się do lepszej gry i odrabiać wielkie straty, by wygrywać spotkania, które praktycznie były już przegrane. Wtedy nie było poddawania się, była walka i to walka do końca. W niedzielę w Bostonie pojawił się zespół Rockets, który już do przerwy prowadził 65-43 i sytuacja mocno przypominała końcówkę 2017 roku, gdy w dramatycznych okolicznościach Celtowie odrobili aż 26 punktów straty.

Ale jak się okazało, tak jak wtedy Celtowie potrafili pokazać walkę i straty odrobić, tak w niedzielę tej walki w nich nie było. Zaraz po przerwie w dwóch kolejnych akcjach bostońska defensywa znów straciła z oczu Erica Gordona, który przecież już w pierwszej połowie zdobył aż 20 oczek, a mimo to na starcie drugiej znów miał dwie czyste pozycje na obwodzie i w obu sytuacjach się nie pomylił. Brad Stevens, który w tym sezonie wyjątkowo nie potrafi dotrzeć do drużyny, szybko poprosił o czas na żądanie, a wtedy emocje jak nigdy wcześniej okazał Semi Ojeleye:

„Weźcie się kurwa obudźcie!”

Jak mówił skrzydłowy po meczu, z reguły nie jest tak wygadany, ale w tamtym momencie poczuł, że zespół po prostu rozpada się na kawałki. Wystarczył rzut oka na twarze zawodników, by wiedzieć, że oni już wtedy się poddali, a to był dopiero początek drugiej połowy.

„Myślę, że trzeba wreszcie spróbować to zmienić. Przecież ten sezon nam się marnuje.”

Semi dodaje, że jednym z najważniejszym powodów, dla których gra się w koszykówkę jest bycie częścią grupy, która jest dla ciebie jak druga rodzina, jak grupa braci. I niestety Celtics w tym sezonie nie potrafią taką grupą być przez cały czas, choć – jak mówi Ojeleye – kilka razy pokazali już, że są do tego zdolni, dlatego koniec końców to musi się udać. Najważniejsze pytanie brzmi jednak, dlaczego to wciąż się tej grupie nie udało i niestety na to pytanie cały czas nie ma odpowiedzi. Jest to pytanie, które dręczy Celtów w zasadzie od dobrych kilku miesięcy.

W niedzielę ostre słowa Ojeleye – który nie mówi zbyt dużo, ale wtedy znalazł idealne słowa – zdały się podziałać, bo Celtowie ruszyli w końcu do przodu i udało im się nieco odrobić straty, choć koniec końców nie było takiego comebacku jak w grudniu 2017 roku. Był to wreszcie moment – choć nie do końca udany – kiedy Celtics nie zwiesili głów, lecz pokazali wolę walki. Chociaż na chwilę, obudzili się, ale to cały czas za mało. Pytanie, czy będzie to wreszcie początkiem czegoś większego podczas rozpoczynającej się we wtorek serii meczów na Zachodzie.