Celtics jednak na liście Davisa

Szybko zmieniła się narracja w sprawie Anthony’ego Davisa. Tak jak można się było tego spodziewać, w momencie gdy minął trade deadline, a Davis pozostał zawodnikiem New Orleans Pelicans to okazało się, że środkowy jednak nieco cieplej patrzy w kierunku Boston Celtics. On sam w rozmowie z dziennikarzami przyznał w sobotę, że Celtowie są na jego liście preferowanych zespołów i „nigdy nie mówił, że ich tam nie ma”. Wcześniej przed trade deadline pojawiły się raporty, że Celtics na takiej liście nie widnieją, lecz dla większości jasne było, że to raczej zagrywka obozu Davisa, by przeforsować transfer do Los Angeles Lakers. Jakby tego było mało, bostoński zespół nie mógł wykonać ruchu po 26-latka przed trade deadline.

Wszystko to spowodowało, że w doniesieniach m.in. Adriana Wojnarowskiego rzeczywiście nie było wzmianki o Celtics – na liście Davisa znalazło się za to miejsce dla takich klubów jak Lakers, Clippers, Bucks oraz Knicks. Teraz można już oficjalnie dodać tam Celtów, choć dla generalnego menedżera Danny’ego Ainge’a nie ma to większego znaczenia, bo według różnych źródeł Ainge tak czy siak chce spróbować ściągnąć Davisa do Bostonu. Wiele osób obawiało się jednak, że środkowy może po sezonie „uciec” do Lakers, choć teraz tych obaw jest mniej.

Davis wprost stwierdził bowiem, że najważniejsze jest dla niego wygrywanie, a to Celtics i Bucks jawią się jako najmocniejsze zespoły na tej jego liście. Tyle tylko, że Milwaukee nie za bardzo ma czym przekonać Pelicans, bo to przecież do nich będzie należeć ostateczna decyzja, gdzie wysłać swoją gwiazdę. Dodatkowo, w Bostonie gra dobry kumpel Davisa, czyli Kyrie Irving, jest też dobry trener, dobry generalny menedżer, supernowoczesny ośrodek treningowy i znakomite warunki właśnie do tego, by wychodzić na parkiet, robić swoje i wygrywać.