Gdzie się podział Big Al?

Problemów w Bostonie jest sporo. Drużyna wygrywa u siebie, przegrywa na wyjazdach. Terry Rozier jest w fatalnej formie, Gordon Hayward cały czas nie potrafi do końca wkomponować się w zespół, a młodzi zawodnicy zdają się nie być po tej samej stronie co weterani. Wszystko to powoduje, że na półmetku sezonu Celtics utknęli na piątym miejscu w konferencji wschodniej, a coraz więcej kibiców zaczyna tracić cierpliwość. Z drugiej strony, tak jak wiele razy kwestionowaliśmy decyzje Danny’ego Ainge’a, rotacje Brada Stevensa czy formę niektórych graczy, tak Celtowie w każdym sezonie odkąd Stevens objął swoje stanowisko robili lepszy wynik i na koniec sezonu mało kto był rozczarowany. Jak będzie tym razem?

Nie można mówić, że ten sezon spisany jest już na straty. To oczywiste, że tak grający Celtowie będą mieli ogromny problem w playoffs, ale sezon regularny to nie playoffs i odwrotnie. Sęk w tym, że do końca sezonu regularnego pozostało jeszcze sporo czasu, w związku z czym przed C’s wciąż jeszcze sporo czasu, by znaleźć sposób na wszystkie problemy. Zdaje się, że jedną z kluczowych kwestii będzie tutaj forma tego, który w poprzednich sezonach zdawał się spinać cały zespół – Al Horford na ten moment gra jednak najsłabiej od wielu lat.

Nieregularnej formy Celtów można dopatrywać się w wielu powodach i wielu zawodnikach. Zbyt dużo talentu, za mało piłek, zbyt wielkie ego, a może po prostu to wciąż brak zgrania tej – jakby nie patrzeć – całkiem nowej przecież drużyny. Niestety w Bostonie nie „kliknęło” od samego początku, ale to nie znaczy, że koniec końców też nie kliknie. Hayward powoli wraca do formy, Brown zdaje się otrząsnął się już z problemów zdrowotnych i tylko Rozier wciąż gra jak cień samego siebie. W tym wszystkim jeszcze jeden ważny gracz nie wygląda tak jak zazwyczaj.

Mało kto obawiał się o to, w jaki sposób będzie starzeć się Horford, ale problemy z kolanem – które były przyczyną siedmiu meczów absencji podkoszowego w grudniu – dają się chyba mocno we znaki 32-latkowi. Big Al nie jest już taki Big, bo choć w ataku cały czas jest graczem wyjątkowym (jednym z sześciu środkowych, którzy notują średnio trzy trójki i trzy asysty na mecz) to jednak w obronie coraz częściej jest po prostu spóźniony. Swoją drogą, w ostatnich meczach brakuje Celtom także Arona Baynesa, który powinien jednak niedługo wrócić.

Baynes ma zresztą najlepszy defensywny rating spośród bostońskich podkoszowych, ale przez uraz Australijczyk zagrał najmniej minut. Horford z kolei ma jeden z najgorszych wyników w rotacji, choć to wciąż jest obrona top5 ligi. Jak jednak pokazuje Jonathan Tjarks z Ringera, podkoszowy notuje wyraźny regres w zasadzie w każdym elemencie obrony: gorzej broni więc nie tylko w akcjach pick-and-roll, ale też znacznie gorzej broni np. akcje tyłem do kosza. Widać to zresztą nie tylko w statystykach, bo Horford jest po prostu znacznie wolniejszy.

Celtics dali mu wolne w grudniu, a po jego powrocie wciąż trzymają go na limicie minut. Tak mało Big Al nie grał zresztą jeszcze nigdy w swojej karierze, co jest jednak rozsądnym posunięciem bostońskiego sztabu, biorąc pod uwagę, że to już dwunasty sezon Horforda w NBA, a przecież w trzech z ostatnich czterech sezonów ten sezon trwał dla niego aż do finałów konferencji (raz z Hawks i dwa razy z Celtics). Ale mniej minut dla Horforda – przy równoczesnym regresie zawodnika – powoduje, że traci na tym jakość gry bostońskiego zespołu.

Bo przecież Big Al to nie tylko wszechstronny defensor, ale też bardzo ważne ogniwo w ataku. To przecież w dużej mierze za sprawą znakomitej gry Horforda w dwóch poprzednich fazach play-off tak świetnie spisywali się m.in. Isaiah Thomas czy Terry Rozier. To przecież ta wszechstronność Horforda pozwoliła Celtom tak świetnie poradzić sobie m.in. z Giannisem czy Embiidem. O krok wolniejszy Horford w tego typu starciach to spory cios dla bostońskiej drużyny. Z drugiej strony, w dwóch poprzednich latach Big Al był naprawdę Big dopiero w playoffs.

W obu poprzednich sezonach regularnych zagrał jednak w All-Star Game, a teraz raczej się na to nie zanosi. Pytanie więc, czy Horford znów zostawia najlepsze na fazę play-off, a Celtics robią wszystko, by podkoszowy był jak najbardziej świeży i wypoczęty na najważniejszą część sezonu, czy też Horford po prostu zalicza wyraźny regres. Warto przypomnieć, że Big Al może tego lata odrzucić opcję kontraktu, więc jego forma będzie też ważnym czynnikiem odnośnie kolejnej jego umowy w Bostonie. Na ten moment forma Horforda jest jednak ważna tu i teraz.

Z powracającym po kontuzji Haywardem, coraz mniej efektywnym Horfordem i zbyt nieregularnie grającymi Brownem czy Tatumem, bardzo często jedynym prawdziwym all-starem w zespole jest Kyrie Irving, który do wygrywania meczów potrzebuje jednak większego wsparcia (Marcus Morris bardzo się stara, ale zbyt często to za mało) – tyczy się to szczególnie meczów wyjazdowych, gdzie Celtics mają największe problemy. Problemów byłoby mniej, gdyby Big Al częściej wciąż był Big – pozostaje nadzieja, że w drugiej części sezonu tak rzeczywiście będzie.