Były cztery kolejne zwycięstwa, teraz są już dwie porażki z rzędu. Boston Celtics przegrali drugie kolejne spotkanie na Florydzie, tym razem ulegając 103-105 drużynie Orlando Magic. Trwa więc sezon nieregularnej gry bostońskiego zespołu, a frustracja w Orlando narosła tym bardziej, że Celtowie powinni byli ten mecz spokojnie wygrać. Jeszcze w trzeciej kwarcie prowadzili przecież różnicą nawet 12 punktów. Do pewnego momentu trzeciej kwarty grali dobrze, może nie wybitnie, ale zdawało się, że wszystko mają pod kontrolą. W ostatniej odsłonie to jednak Magic zdominowali parkiet, odrobili straty i szaleńcza pogoń Celtów w samej końcówce nie przyniosła skutku, podobnie jak próba Jaysona Tatuma na dogrywkę.
Obie drużyny trafiły w pierwszej kwarcie ledwie 12 z 44 rzutów, ale to Celtics prowadzili dziesięcioma punktami do przerwy, a potem nawet 12 oczkami w trzeciej kwarcie. Do tego momentu to było dobre spotkanie w ich wykonaniu – ale potem wszystko posypało się jak domek z kart. Jak dobrze zaznaczył Al Horford, bostoński zespół gra twardo i równo tylko czasami. Nie pomaga, gdy jako drużyna trafiasz 68 procent rzutów wolnych i 25 procent trójek. Nie pomagają proste błędy w obronie i nie pomaga kolejny raz bardzo słaba ławka rezerwowych.
I tak z 12 punktów na plusie w trzeciej kwarcie zrobiło się nawet dziewięć punktów straty na niecałe dwie minuty przed końcem spotkania. Celtics mieli więc nawet szansę, żeby mimo tego deficytu doprowadzić do dogrywki i za podjętą walkę im chwała, ale ten deficyt nie powinien się w ogóle pojawić. Nic więc dziwnego, że Brad Stevens mówił po meczu, że sporo było w tym spotkaniu dobrych momentów, ale też sporo bardzo złych. I dlatego jest to tak rozczarowująca porażka. Stevens dodał, że Bostończycy wciąż mają jeszcze mnóstwo pracy do wykonania.
Najlepszym strzelcem zespołu był Kyrie Irving (25 oczek, pięć zbiórek, sześć asyst), który w końcówce wkurzył się na Gordona Haywarda. Ten podał bowiem do Tatuma, który z kolei miał dobrą pozycję, ale spudłował – Kyrie chciał, żeby to on miał akcję na dogrywkę/zwycięstwo poprzez współpracę z Horfordem. Frustracja rozgrywającego Celtics była widoczna także po spotkaniu, gdy po raz kolejny już w tym sezonie wyraził spore niezadowolenie tym, jak się rzeczy mają i po raz kolejny zakwestionował podejście młodych zawodników, mówiąc tak:
„Weszliśmy w ten sezon z wielkimi oczekiwaniami. Dla każdego to coś nowego. Nie jest to łatwe, ale to wszystko, z czym mierzymy się dziś to nic w porównaniu z tym, co czeka nas w walce o tytuł. Jeśli teraz jest trudno to myślicie, że droga do finałów będzie usłana różami?”
Dodał także, że młodzi gracze po prostu nie wiedzą, co to znaczy być zespołem mistrzowskiego kalibru i nie zdają sobie sprawy, z tego, ile pracy trzeba codziennie wkładać w to, by takim zespołem się stać. Irving przestrzegł również przed tym, by nie bagatelizować sezonu regularnego, bo na ten moment cel numer jeden to jak najlepsze rozstawienie przed playoffs, w związku z czym drużyna nie może zadowolić się piątym miejscem w tabeli. Ale po dwóch porażkach na Florydzie z rzędu czołówka konferencji wschodnie znów trochę zyskała nad Celtami.
Sezon nieregularnej gry trwa – jaki zespół zobaczymy na Brooklynie w poniedziałek? Za nami 42 mecze rozgrywek, czyli ponad połowa już sezonu, a Bostończycy wciąż szukają odpowiedzi, zaliczając prawdziwy rollercoaster wrażeń.