Morris i Brown bagatelizują sprzeczkę

Zarówno jeden, jak i drugi „zamieszany” stwierdzili, że to było nic takiego. Chodzi oczywiście o sprzeczkę między Jaylenem Brownem a Marcusem Morrisem, do której doszło w trakcie przerwy na żądanie w drugiej kwarcie czwartkowego spotkania w Miami. Morris miał mieć wtedy pretensje do młodszego zawodnika, że ten zbyt mozolnie wracał do obrony, co poskutkowało łatwymi punktami zespołu Heat. Cały incydent nagrał jeden z fanów siedzących zaraz za bostońską ławką rezerwowych – na wideo widać, jak Morris lekko szturcha Browna, przez co wielu potraktowało to jako bardzo poważne zajście. Takiego zdania nie miał jednak GM Danny Ainge i zdaje się, że także sami zainteresowani sprawę bagatelizują.

Już w piątek Ainge stwierdził, że tego typu sytuacje – kierowane emocjami – po prostu się zdarzają i on się akurat tym nie przejmuje. Wygląda na to, że podobnie myślą o tym również Jaylen Brown oraz Marcus Morris. Obaj stwierdzili w sobotę, że to nie była żadna poważna sprawa i „pogodzili się” jeszcze tego samego meczu, siedząc obok siebie na ławce. Morris przyznał, że to nie pierwszy raz, gdy zawodnicy Celtics skonfrontowali się w taki sposób, otwarcie mówiąc, że coś się komuś nie podoba, tyle tylko, że tym razem ktoś po prostu to nagrał.

I jak twierdzi Morris, ważne jest właśnie to, aby otwarcie komunikować między sobą takie rzeczy. Bo jak inaczej walczyć o mistrzostwo, jeśli drużyna nie jest ze sobą otwarta i szczera? W podobnych kategoriach myśli coach Brad Stevens, który dodał, że każdy z jego zawodników powinien czuć się komfortowo, mówiąc o tym, co czuje.

„Myślę, że jeśli jesteś zespołem przez 82 spotkania to nie jest to nic wielkiego. Byłem częścią wieli różnych zespołów i niekiedy docieranie się trwało trochę czasu, niekiedy wszystko klikało od pierwszego dnia, ale wszystkie te zespoły miały tego typu momenty, czy to przy włączonych, czy przy wyłączonych kamerach.”

Trener drużyny zdradził także, że obaj zawodnicy zgodnie stwierdzili następnego dnia, że wszystko między nimi jest w porządku, w związku z czym temat można chyba uznać za zamknięty. Miejmy nadzieję, że do podobnych starć nie będzie już dochodziło, przede wszystkim ze względu na to, że nie będzie ku temu powodów. Tak czy siak, jeśli coś podobnego miałoby się jeszcze zdarzyć, na miejscu będzie Marcus Smart – jego dojrzała interwencja nie uszła zresztą uwadze Stevensa, który pochwalił zawodnika, choć sam Smart ma przecież charakterek.