Fani Minnesota Timberwolves cieszą się z faktu, że ich zespół tylko dwa razy w sezonie spotyka Boston Celtics. Po raz drugi w trwających rozgrywkach katem Wilków okazał się bowiem Gordon Hayward. Skrzydłowy na początku grudnia w Minneapolis zaliczył 30 punktów, dziewięć zbiórek oraz osiem asyst, co pod wieloma względami było historycznym występem. W środę z kolei 28-latek ten wynik poprawił, zdobywając 35 oczek. W ten sposób Hayward poprowadził Celtów do pewnego zwycięstwa pod nieobecność Kyrie’ego Irvinga, co fajnie wykorzystał też m.in. Terry Rozier, który już w pierwszej kwarcie zdobył 11 punktów i ostatecznie także zaliczył bardzo dobry występ. Starcie z Wolves było pierwszym z czterech kolejnych meczów u siebie.
Celtics od samego początku grali z dobrą energią i już w pierwszej kwarcie prowadzili 21-11, ale dopiero pięć minut drugiej kwarty, kiedy to zdobyli 16 punktów bez odpowiedzi rywala, pozwoliły objąć nawet 20-punktowe prowadzenie. Zaraz po przerwie obudził się Karl-Anthony Towns, który tylko w trzeciej kwarcie zdobył 19 oczek, ale bostoński zespół nie pozwolił Wilkom na odrobienie strat. Wciąż znakomicie grał bowiem Hayward, dobijając w czwartej kwarcie do 35 punktów, choć przecież ledwie mecz wcześniej nie trafił wszystkich sześciu prób.
Był to zresztą jego pierwszy od sześciu lat mecz bez ani jednego punktu. Lepszej odpowiedzi na tak słabe spotkanie być nie mogło. No bo 28-latek znów przeszedł do historii. Jego 35 punktów to najlepszy wynik rezerwowego Celtics od kwietnia 2005 roku. Jakby tego było mało, żaden inny rezerwowy w historii bostońskiego klubu nie miał 35 oczek i pięciu asyst w jednym spotkaniu. Jest też więcej powodów do pozytywnego myślenia: Hayward aż trzy razy wsadził przeciwko Wolves z góry i teraz ma już dziesięć wsadów w tym sezonie:
Jak sam mówi, porusza się już całkiem dobrze, ale pod względem skakania nie jest już tak fajnie. Kibice muszą sobie jednak uświadomić, że tak właśnie wygląda powrót po tego typu kontuzji. Dość powiedzieć, że Hayward wprost przyznał, że odczuwa po meczu mały ból w kostce. Tak czy siak, sam zaznaczył, że w kwietniu czy w maju będzie znacznie lepiej niż teraz. No a koledzy jak zwykle musieli popsuć mu idealną fryzurę i podobnie jak w Minneapolis wylali na niego sporo wody, gdy Gordon odpowiadał na pytania Dorris Burke:
Oby więcej takich meczów, takich momentów.
- Gordon Hayward: 35 punktów, 14/18 FG, 4/7 3PT, 3/3 FT, 5 asyst
Szkoda, że z Wolves grają Celtics tylko dwa razy w ciągu całego sezonu. Drugi raz to właśnie przeciwko ekipie z Minneapolis przychodzi najlepszy mecz Haywarda w tym sezonie. Tylko cztery spudłowane rzuty, 4/7 zza łuku i spektakularny występ skrzydłowego.
- Terry Rozier: 16 punktów, 6/10 FG, 2/5 3PT, 5 asyst, 5 przechwytów
Trzeci w tym sezonie start i po raz trzeci bardzo solidny występ Roziera, który do 16 punktów dołożył także pięć asyst oraz pięć przechwytów. Poziom jego pewności siebie zmienia się diametralnie w momencie, gdy Terry wie, że zacznie mecz od pierwszej minuty.
- Al Horford: 15 punktów, 7/9 FG, 1/2 3PT, 5 zbiórek, 4 asysty
Dobry występ Horforda, który w ledwie 23 minuty zrobił swoje. Całkiem nieźle radził sobie ze swoim uczniem Townsem, któremu sprzedał nawet dwa bloki.
12 punktów miał Marcus Morris, który jednak przedwcześnie zszedł z parkietu po dość niebezpiecznej wywrotce, co skutkowało urazem szyi i nie wiadomo, czy to się nie skończy jakąś przerwą. Jaylen Brown zdobył 10 oczek, słabiej tym razem Jayson Tatum, który spudłował osiem z 11 prób, ale miał najlepsze w zespole +22 (najgorsze -7 miał… Hayward). Kolejne spotkanie w piątek z Dallas Mavericks i będzie to szansa na rewanż, a potem jeszcze dwa starcia w TD Garden, w tym pojedynek z Indiana Pacers, którzy mają trzy zwycięstwa więcej od Celtów.