Udany powrót w Memphis

19 punktów wynosiła w pewnym momencie przewaga Memphis Grizzlies. Ale przecież mówimy tutaj o Boston Celtics, którzy nie załamali się faktem, że do przerwy przegrywali 17 oczkami, lecz zamiast tego zmotywowali się, by po przerwie zagrać znacznie lepiej, odrobić straty i koniec końców wygrać 112-103 na trudnym terenie w mieście Elvisa Presleya. Szarżę poprowadził nie kto inny jak znakomity ostatnio Kyrie Irving. Rozgrywający zapisał na konto 26 punktów oraz 13 asyst, zaliczając trzecie z rzędu double-double (najpierw punkty i zbiórki, a w dwóch ostatnich meczach punkty i asysty). Najlepszy mecz od czasu powrotu do gry po kontuzji zaliczył też Al Horford, trafiając najwięcej w karierze pięć trójek.

Pierwsza połowa przez długi czas była wyrównana, póki pod koniec drugiej kwarty Grizzlies nie zdobyli 12 punktów z rzędu i wyszli na wysokie prowadzenie, przeprowadzając zryw 21-4, w trakcie którego Celtics wyglądali całkiem bezradnie po obu stronach parkietu. To jednak także w pierwszej połowie miała miejsce ta akcja, czyli kandydat do najlepszego wsadu tego sezonu Celtów:

Jayson Tatum zdobył w tym meczu tylko siedem punktów, ale dołożył do tego także osiem zbiórek, pięć asyst, cztery przechwyty oraz blok, bo bostońska obrona wrzuciła wyższy bieg od początku drugiej połowy i Tatum miał w tym duży udział. Ba, nawet Guerschon Yabusele dał bardzo dobre minuty w defensywie i zdziwił się kilka razy Marc Gasol szybkością nóg Francuza. Bostończycy już w trzeciej kwarcie zmniejszyli więc straty, dobrze wykorzystując kolejne błędy i straty gospodarzy, jednak ostateczny cios zadali dopiero w ostatnich minutach.

Dość powiedzieć, że przez ostatnie 12 minut zdublowali Misiów (33-16), którzy przez pięć minut byli bez ani jednego punktu. Świetnie grał Kyrie, kreując zarówno dla siebie, jak i dla kolegów, z czego skorzystał m.in. Al Horford, trafiając kolejne trójki. Pośrednia w tym pomoc Yabusele, którego minuty w trzeciej kwarcie pozwoliły Horfordowi odpocząć. Ważne punkty zdobywali jeszcze Marcus Morris oraz Gordon Hayward, dzięki czemu Celtowie z nawiązką odrobili ostatecznie 19 punktów straty. To bardzo ważne zwycięstwo, wygrana w stylu Celtics 2017/18.

  • Kyrie Irving: 26 punktów, 8/16 FG, 2/4 3PT, 8/8 FT, 13 asyst

Jest w świetnej formie, co potwierdza w każdym kolejnym meczu. Znakomicie poprowadził ten comeback Celtów, wyrównując swój najlepszy w tym sezonie wynik asyst (13). Wiedział kiedy szukać okazji dla siebie, wiedział też kiedy szukać partnerów. Naprawdę wyglądał w tym meczu jak lider.

  • Marcus Morris: 22 punkty, 7/13 FG, 4/9 3PT, 4/4 FT, 4 zbiórki

Wciąż bardzo pewny punkt zespołu, zapewniający przede wszystkim sporo uniwersalności po obu stronach parkietu. Morris po ostatnich kilku meczach, w których świetnie trafiał z wolnych, przekroczył granicę 90-procentowej skuteczności i pod tym względem jest w top10 w lidze. Jakby tego było mało, na tę chwilę jest w klubie 50/40/90!

  • Al Horford: 18 punktów, 6/12 FG, 5/7 3PT, 6 zbiórek, 3 asysty

Z tak grającym Horfordem z reguły Celtics mają się dobrze. Pięć trafień zza łuku to znakomita wiadomość, bo po powrocie Big Al miał sporo problemów z trójką. To też jego najlepszy wynik w karierze. Jest więc powód, by prężyć muskuły. I wielkie brawa dla Yabusele, który dał bardzo solidną zmianę w trzeciej kwarcie (miał drugi najlepszy wskaźnik plus/minus w zespole), dzięki czemu Horford mógł dłużej odpocząć.

Najlepszy mecz od dawna zagrał też Gordon Hayward (14 punktów, trzy zbiórki, cztery asysty) i to widać jak na dłoni, że trochę więcej agresji oraz zdecydowania w jego grze działa cuda. Trzeba też pochwalić Marcusa Smarta (osiem punktów, cztery przechwyty), bo jak zwykle miał kilka bardzo ważnych zagrań w trakcie comebacku. Obie drużyny zebrały tylko po 36 piłek. Celtics trafili 50 procent swoich rzutów (w tym 16 z 36 trójek), rozdali 29 asyst i w poniedziałkową sylwestrową noc spróbują zakończyć kalendarzowy rok zwycięstwem nad San Antonio Spurs.