Boston Celtics nadal pozostają mocno osłabieni – Al Horford wypadł z gry na kilka meczów, Gordon Hayward nawet nie pojawił się w Waszyngtonie, a z powodu choroby przeciwko Wizards nie zagrał też świetny ostatnio Jaylen Brown. Mimo to bostońska drużyna zwyciężyła po raz siódmy z rzędu, pokonując 130-125 po dogrywce zespół gospodarzy, który rozpoczynał mecz z serią czterech kolejnych wygranych u siebie. W znakomitym stylu zakończył ją jednak Kyrie Irving, który w ostatniej minucie dodatkowego czasu trafił dwie wielkie trójki, dzięki czemu Celtics wyszli na prowadzenie i ostatecznie wygrali w D.C. Rozgrywający zapisał na konto aż 38 punktów oraz siedem asyst, a Boston wygrał w dogrywce 17-12.
To kolejny już „typowy” mecz Szpitalnych Celtics, który zapamiętamy na długo. Bostończycy polecieli do Waszyngtonu ze sporymi brakami kadrowymi, bo Brad Stevens miał do dyspozycji tylko dziesięciu zawodników (ewentualnie jeszcze PJ Dozier był dostępny). Ale jak zazwyczaj w takiej sytuacji, jego zespół odpowiedział w najlepszy możliwy sposób i po solidnym spotkaniu pokonał Wizards na wyjeździe. Irving wygrał pojedynek z Wallem, zdobywając osiem punktów w ostatnich 40 sekund spotkania, w tym trafiając te dwie, ogromne trójki:
Stevens określił je „niesamowitymi”, Wall dodał, że to były „niewiarygodne” trafienia, a wszystko musiało się też bardzo podobać dużej grupie kibiców Celtics w Waszyngtonie, którzy najpierw głośno skandowali „Let’s go Celtics!”, a chwilę potem także „M-V-P!” w kierunku Irvinga, który zamroził mecz na linii rzutów wolnych. 26-latek z 38 punktami na koncie był najlepszym strzelcem zespołu, trafiając przy tym wszystkie 10 rzutów wolnych – cała bostońska drużyna spisała się pod tym względem perfekcyjnie, bo Celtics zamienili na punkty wszystkie 25 wolnych.
Ogółem, aż 18 razy w tym meczu zmieniało się prowadzenie. Wizards pod koniec pierwszej połowy zdołali nawet wyjść na 10 punktów do przodu, ale Celtics szybko odpowiedzieli na starcie drugiej, wygrywając trzecią kwartą 38-22. W ostatnich dziesięciu minutach spotkania żaden z zespołów nie zbudował sobie jednak przewagi większej niż… trzy punkty, a Irving miał szansę na zamknięcie meczu w regulaminowym czasie gry, ale jego wejście pod kosz nie przyniosło skutku. Zamiast tego Kyrie przejął to starcie w ostatniej minucie dogrywki.
- Kyrie Irving: 38 punktów, 12/28 FG, 4/11 3PT, 10/10 FT, 7 asyst
Do zdobycia 38 punktów potrzebował aż 28 rzutów, ale koniec końców te najważniejsze próby trafiał, więc problemu nie ma żadnego. Do tego dołożył jeszcze siedem asyst i znów udało mu się na przykład wymusić faul w ataku. Fakt faktem, że Wall zdecydowanie za łatwo dostawał się pod kosz w crunchtime, ale to też efekt braków podkoszowych Celtics.
- Marcus Morris: 27 punktów, 11/20 FG, 1/4 3PT, 4/4 FT, 9 zbiórek
Kolejny już bardzo dobry mecz Morrisa, któremu zabrakło jednej zbiórki do efektownego double-double. Zdecydowanie wygrał pojedynek z Markieffem, choć w bezpośrednich starciach między nimi to wciąż starszy brat ma lepszy bilans. Tak czy siak, Morris potwierdza tylko to, że jest w znakomitej formie, bo w ataku wyczynia momentami cuda. 29-latek miał też najlepszy w zespole wskaźnik plus/minus (+14).
- Marcus Smart: 18 punktów, 5/12 FG, 1/5 3PT, 7/7 FT, 5 zbiórek, 3 asysty, 3 przechwyty
Klasyczny mecz Marcusa Smarta, który spędził nawet trochę minut w roli… środkowego i poszło mu całkiem nieźle. Smarta wszędzie było pełno, jak zwykle kreował chaos u przeciwnika i jak zwykle pokazał ogromne poświęcenie, zostawiając na parkiecie kawał serducha. Do tego dołożył 18 punktów, czyli prawie wyrównał swój najlepszy wynik w tym sezonie.
Double-double w postaci 12 punktów i 12 zbiórek to dorobek Jaysona Tatuma, a po raz kolejny dobrze swoje minuty (14) wykorzystał rookie Robert Williams, którzy korzysta na absencji Horforda i limicie minut Baynesa, który wrócił do gry po kilku meczach przerwy. Williams znów sobie poskakał, już w drugiej kwarcie miał dwa efektowne bloki, a do tego dołożył jeszcze sześć punktów i sześć zbiórek. To, ile jeszcze pracy przed nim pokazał jednak John Wall i jego znakomite wejścia pod kosz. Tak czy siak, pierwszoroczniak znów zrobił sporo dobrego.
Po więcej materiałów wideo skierujcie się tutaj, a jeżeli chcecie zobaczyć więcej cyferek ze środowego starcia w stolicy Stanów Zjednoczonych to przejdźcie tutaj. Celtics wracają do Bostonu na piątkowe starcie z Atlanta Hawks, po którym w sobotę lecą do Detroit na back-to-back z Pistons. Wygrali już siedem kolejnych meczów i w tabeli konferencji wschodniej są już bardzo blisko takich drużyn jak Pacers (18-10), Sixers (19-10) czy Bucks (18-9). Numerem jeden pozostają Raptors (23-7), którzy w środę bez Leonarda pewnie pokonali Warriors.