Dawno niewidziany Kendrick Perkins przejechałby na rowerze z Houston do Bostonu, gdyby generalny menedżer Danny Ainge zaproponował mu kontrakt. Czyżby więc szykował się wielki powrót środkowego, który właśnie w barwach Celtics zaczynał karierę i w tym samych barwach chciałby ją zakończyć? Ainge przyznał, że rozmawiał z Perkiem na temat powrotu, ale nie jest pewien, czy w chwili obecnej to dobry pomysł. Warto dodać, że na ten moment nie jest to także możliwe ze względu na brak miejsca w bostońskim składzie, jako że wciąż nierozwiązana jest sytuacja Jabariego Birda. Tak czy siak, ewentualny powrót Perkinsa miałby chyba tylko i wyłącznie charakter pewnego zakończenia rozdziału w życiu zawodnika.
Perkins sam stwierdził bowiem, że jeżeli uda mu się podpisać kontrakt z klubem w NBA w tym sezonie to będą to jego ostatnie rozgrywki. Na razie 34-latek celuje w powrót w okolicach stycznia, kiedy zespoły będą mogły podpisywać umowy 10-dniowe. Marzeniem zawodnika jest zakończenie kariery w barwach Celtics, czyli w tym samym miejscu, gdzie w 2003 roku to wszystko się zaczęło. Perkins nadal nazywa Boston swoim „drugim domem” i nie ma w tym nic dziwnego – to w Beantown spędził osiem lat, na dodatek to tam odnosił największe sukcesy.
Ewentualny powrót nie byłby dla Celtów wzmocnieniem, przynajmniej nie pod względem czysto sportowym – Perk lata temu przestał odgrywać w lidze ważną rolę, choć z pewnością cały czas byłby przydatnym weteranem w szatni bostońskiego zespołu. Na razie jednak do powrotu nie dojdzie, choć Danny Ainge w wywiadzie radiowym przypomniał, że na przestrzeni sezonu wiele się może jeszcze zmienić. Teraz jednak Celtowie nie tylko nie mają miejsca w składzie, ale też zdaniem Ainge’a niepotrzebny jest kolejny podkoszowy w rotacji.