Oj, bardzo potrzebowali tego zwycięstwa Boston Celtics. I choć to wciąż nie był dobry mecz w wymiarze pełnych 48 minut to jednak Celtowie byli zespołem wyraźnie lepszym od Hawks i po znakomitej pierwszej kwarcie bez większych problemów poradzili sobie z Jastrzębiami na ich parkiecie w Atlancie. Sześciu bostońskich zawodników zdobyło co najmniej 10 punktów, a najwięcej mieli Aron Baynes (16) i Jayson Tatum (14). Pod nieobecność odpoczywającego Ala Horforda (problemy z kolanem), sporo minut dostał m.in. Semi Ojeleye, który pokazał się z całkiem przyzwoitej strony, a szansę na grę otrzymał także Robert Williams i jak zwykle zachwycił swoim atletyzmem, dwa razy wsadzając z góry i raz blokując rywala.
Taki mecz był Celtom potrzebny i akurat trafiło na Hawks, czyli na jeden z najgorszych zespołów w tym sezonie. Słaba defensywa Jastrzębi w połączeniu ze słabą formą Trae Younga (pięć punktów, 2/7 z gry i 0/5 za trzy) nie dała wątpliwości, kto w piątek był lepszy. Celtowie zaczęli zresztą w świetnym stylu, wygrywając w pierwszej kwarcie 45-23 i wszystko działało naprawdę dobrze. Było dobre dzielenie się piłką, w końcu wpadały rzuty za trzy (7/11 po 12 minutach), dzięki czemu udało się nawet w pewnym momencie zdublować gospodarzy (56-27).
Fakt faktem, że były znów momenty przestoju (ba, Hawks wygrali nawet drugą kwartę, w której Celtics trafili łącznie ledwie cztery rzuty i zdobyli 16 oczek; w ostatniej odsłonie był remis), natomiast od początku do końca Bostończycy mieli ten mecz pod kontrolą. Zrobili to, co mieli zrobić i wykonali zadanie w stu procentach. Odpoczął sobie Al Horford, tylko 20 minut zagrał Kyrie Irving i nikt nie przekroczył nawet granicy 25 minut. Prawie dziesięć minut na parkiecie spędził sobie więc Robert Williams, który zrobił w tym czasie to co robić potrafi:
Celtowie mieli 31 asyst przy 42 trafieniach, ale po siedmiu trójkach w pierwszej kwarcie, w trzech kolejnych trafili łącznie tylko sześć z 29 prób zza łuku. Wciąż nie może wstrzelić się Jaylen Brown, który tym razem zaliczył 0/3, a w całym sezonie ma jak na razie ledwie 19 trafień na 72 oddane rzuty (26.4 procent). Kto spisał się w piątek najlepiej?
- Aron Baynes: 16 punktów, 5/7 FG, 9 zbiórek, 4 asysty
Znakomicie współpracował z kolegami, stawiając bardzo dobre zasłony, a do tego samemu był bardzo efektywny i zdobył team-high 16 oczek z siedmiu ledwie rzutów. Był to chyba najlepszy mecz Australijczyka w tym sezonie, który potrzebował do tego ledwie 23 minut i sprawił, że nikt tak w zasadzie nie zauważył, że Al Horford nie gra.
- Jayson Tatum: 14 punktów, 6/11 FG, 2/5 3PT, 2 zbiórki, 2 asysty
Kilka dobrych podań, całkiem skuteczna gra i po raz kolejny udane wejścia pod kosz. W przypadku Tatuma dzieje się sporo dobrego, gdy już zdecyduje się zaatakować pomalowane.
- Gordon Hayward: 11 punktów, 4/7 FG, 1/3 3PT, 5 zbiórek, 4 asysty, 2 bloki
Znów wyszedł z ławki, miał najlepszy wskaźnik +/- w całym zespole (+20) i pod względem fizycznym wygląda już prawie jak ten sam Gordon Hayward z Utah Jazz. Świetnie się rusza, jest też zresztą coraz bardziej odważny. Trochę więcej zdecydowania w grze, trochę więcej skuteczności i będzie już naprawdę dobrze.
Prócz tej trójki w double-figures zameldowali się także Irving (13 oczek), Brown (10) oraz Terry Rozier (12). Pełen boxscore do sprawdzenia tutaj, a więcej skrótów wideo jak zwykle tutaj. Celtowie z Atlanty szybko musieli lecieć do Teksasu, gdzie w sobotę grają back-to-back w Dallas. Dobrze więc, że w piątek udało się wygrać pewnie i nikt nie musiał grać dużych minut. Mavs to jednak znacznie groźniejszy rywal niż Hawks, tym bardziej, że mają m.in. Doncica czy DeAndre Jordana, z którym Celtics z reguły mają sporo problemów.