Kolejna frustrująca porażka Celtów

Nie jest dobrze, kiedy New York Knicks przerywają swoją serię sześciu kolejnych porażek w Bostonie. Ale w obozie Celtics ogólnie jest teraz dobrze. Bostończycy mają bowiem na koncie tyle samo zwycięstw co porażek i narasta frustracja, nie tylko zresztą kibiców. Nie może być inaczej, kiedy przegrywasz z Knicks, a lepszy bilans mają m.in. Los Angeles Lakers czy nawet Sacramento Kings. Tak, to nie jest kłamstwo. Nic więc dziwnego, że po meczu Brad Stevens wprost stwierdził, że Celtowie mają „50 tysięcy” problemów, choć Ameryki tym nie odkrył. Kiedy nastąpi przebudzenie? Celtics przegrali po raz trzeci z rzędu i odległą fantazją zdają się być dziś przedsezonowe zapowiedzi przewidujące ponad 60 wygranych w sezonie.

Czy to już ten czas, żeby zacząć się martwić? Chyba tak, bo Celtowie po prostu nie potrafią odpowiedzieć na słabą grę i nie widać zmian. W środę przez długi czas grali bardzo słaby basket, pozwalając Knicks na zryw 27-7 w drugiej kwarcie, dzięki czemu nowojorski zespół prowadził 16 punktami do przerwy i potem nawet 21 punktami na około dziesięć minut przed końcem spotkania. Kolejny desperacki zryw w końcówce i kilka trafień zza łuku pozwoliło Celtom zniwelować straty do ledwie trzech punktów, ale w ostatniej minucie wielką trójkę trafił Trey Burke.

Rozgrywający Knicks zaliczył jeden z najlepszych meczów w karierze, zdobywając 29 punktów (11/20 z gry, 4/6 za trzy) i dołożył też 11 asyst w 32 minuty z ławki. Świetnie dla Knicks spisali się też m.in. Noah Vonleh czy Tim Hardaway Jr. Było tak źle, że w pewnym momencie dało się słyszeć buczenie, choć nie wiadomo, czy to przypadkiem nie było dla Knicks, że wygrywają (Zion Williamson, hello). Ale trudno się kibicom dziwić, bo ten zespół nie jest tak dobry jak miał być i pytanie, co z tym zrobić, bo na razie nie wiadomo jak C’s mają z kryzysu wyjść.

  • Kyrie Irving: 22 punkty (9/25 FG, 2/9 3PT), 6 zbiórek, 13 asyst, 3 przechwyty

Trochę gorzej pod względem rzutowym, ale Kyrie to wciąż jeden z niewielu zawodników Celtics, co do których nie można się niczego za bardzo przyczepić. Nie dość, że wygląda dobrze w ataku (w środę miał season-high 13 asyst) to jeszcze cały czas mocno stara się w obronie i gdyby wyniki drużyny byłyby inne to Irving spokojnie mógłby mieć wysokie miejsce w wyścigu po MVP.

  • Marcus Morris; 21 punktów, 7/13 FG, 3/6 3PT, 4/4 FT, 8 zbiórek, 4 asysty

I kolejny, którego postawa w tej pierwszej części sezonu nie budzi żadnych większych zastrzeżeń. Morris to pewny punkt bostońskiej ławki, o czym przypomniał w środę, notując 21 punktów, osiem zbiórek oraz cztery asysty.

  • Gordon Hayward: 19 punktów, 6/14 FG, 2/7 3PT, 5/5 FT, 7 zbiórek, 3 asysty, 2 przechwyty

Hayward zdobył przeciwko Knicks najwięcej w sezonie 19 punktów i po raz drugi z rzędu wyszedł z ławki. Solidne spotkanie, obok Irvinga miał najlepszy w zespole wskaźnik „+/-” i jeszcze tylko Marcus Morris był na plusie spośród pozostałych bostońskich zawodników.

Gdzie się podział defensor Al Horford? Celtowie mają ogromne problemy w bronieniu akcji pick-and-roll, co potrafi udowodnić już nie tylko Kemba Walker, ale nawet Trey Burke. Cały czas brakuje skuteczności – było źle, jest jeszcze gorzej. Celtowie w środę spudłowali pierwszych dziesięć trójek, a zmagania zakończyli z dziesięcioma trafieniami na 33 próby. Ogółem nie trafili nawet 40 procent swoich rzutów. Terry Rozier w 16 minut gry nawet punktu nie zdobył. Marzenia o 60 zwycięstwach w sezonie i blowoutach są dziś wprost wyśmiewane.

Ale może to jest właśnie coś, czego Celtics potrzebowali? Pisaliśmy już, że pewne rzeczy zostały ogłoszone za szybko. Celtowie może nawet już kilka meczów temu zeszli na ziemię i uświadomili sobie, że awansu do finału nie znajdą przy szatni. Teraz potrzebna jest odpowiedź, pokazanie charakteru, gdy wszyscy znów zaczynają w nich wątpić. Bo jak pokazały ostatnie lata, to zwątpienie jest czymś, co Celtów napędza. Jest paliwem tego zespołu. Miejmy więc nadzieję, że i w tym sezonie będzie podobnie. Jeśli nie – trudno będzie to wszystko wytłumaczyć.