Tatum coraz lepiej podaje

Sporo się mówiło o letnich treningach Jaysona Tatuma z Kobe Bryantem. Szczególnie na starcie sezonu można było zaobserwować, jak młody zawodnik dosłownie przejął kilka ruchów od byłego gracza Los Angeles Lakers. Jednak w ostatnim czasie 20-latek zbiera coraz więcej krytyki za bycie aż za bardzo jak Kobe, przynajmniej w kontekście selekcji rzutowej, gdyż sporo jego rzutów to dobrze kontestowane próby z mid-range. Jest to jednak coś, o co wielu obawiało się już wtedy, gdy Tatum trafiał do NBA z NCAA. Tam bowiem żył głównie na półdystansie i jednym z największych jego problemów miał być przecież m.in. rzut za trzy. Skrzydłowy miał jednak świetny debiutancki sezon, znajdując doskonały balans między trójką i pomalowanym.

Wszak jakby nie patrzeć, Jayson Tatum trafił ponad 43 procent trójek w debiutanckich rozgrywkach i zachwycał efektownymi wejściami pod kosz. W tym sezonie skrzydłowy oddaje 15 procent rzutów mniej spod obręczy, a do tego ponad połowa jego prób z gry to rzuty z wyskoku. Taki rozkład rzutów jest zresztą jednym z największych problemów Celtics i ich ataku na starcie sezonu, gdy drużyna cały czas szuka „swojej” gry. Na całe szczęście, wygląda na to, że Tatum to nie Kobe przynajmniej pod względem podań, gdyż skrzydłowy podaje coraz lepiej.

Oczywiście, to nie prawda, że Bryant nie umiał podawać – w najlepszym sezonie notował ponad sześć asyst na mecz, a w przekroju długiej kariery jego średnia wynosi prawie pięć asyst w każdym spotkaniu. Kobe po prostu zdecydowanie bardziej wolał rzucać i z tego też powodu powstał ten mit o niepodającym zawodniku. Tak czy siak, przy słabej selekcji rzutowej Tatuma, jest przynajmniej jedna zadowalająca rzecz w jego grze na starcie sezonu. Po dziesięciu meczach, 20-latek notuje średnio 2.7 asyst na mecz, czyli o 1.1 więcej niż w zeszłym sezonie.

Tatum miał przynajmniej trzy asysty w każdym z ostatnich pięciu meczów i jak na razie tylko raz (w Nowym Jorku, gdzie robił dużo innego, a i skuteczność Celtów pozostawiła wiele do życzenia) zakończył mecz bez asysty. Warto wspomnieć, że w zeszłym sezonie miał aż 26 takich spotkań. I choć ten wzrost o nieco ponad jedną asystę na mecz nie jest przesadnie duży to jednak postępy widać gołym okiem. Widać na przykład, że bostoński skrzydłowy wzmocnił się tego lata i pracę na siłowni widać w tego typu akcjach pick-and-roll:

20-latek może spokojnie utrzymać rywala na biodrze i znaleźć partnera dobrym podaniem. Dodatkowo, zdaje się, że Tatum potrafi też znacznie lepiej czytać obronę przeciwnika, czego można było się spodziewać, biorąc pod uwagę jego ogólny rozwój, jak i sporo doświadczenia z debiutanckiego sezonu, w którym miał okazję zagrać kilkaset minut w fazie play-off. Tatum ma odpowiednią szybkość i dobry pierwszy krok, by z łatwością dostać się w pomalowane (co udowodnił wielokrotnie w zeszłym sezonie) i znaleźć tam kogoś takiego jak Al Horford:

No i jest jeszcze to dobre podanie, które Semi Ojeleye zamienił na trzy punkty w starciu z Milwaukee Bucks. Tatum bez problemu ogrywa Brooka Lopeza po dryblingu, wymusza pomoc Ersana Ilyasovy i oddaje piłkę na obwód do niekrytego kolegi:

Choć skrzydłowy cały czas nie jest tak samo skutecznym i regularnym strzelcem jakim był w trakcie debiutanckich rozgrywek, z pewnością stał się lepszym podającym i jest to coś, co może tylko i wyłącznie pomóc jego ofensywie. Miejmy więc nadzieję, że Tatum szybko porzuci te rzuty a’la Kobe z półdystansu (albo zacznie je po prostu trafiać, choć to po prostu nie są najbardziej efektywne próby w dzisiejszej NBA) właśnie na rzecz częstszych wizyt w pomalowanym, w szczególności, że potrafi kreować nie tylko dla siebie, ale również dla kolegów.