Magic przetrwali w Bostonie

Nie udało się zrobić prezentu na 42. urodziny Brada Stevensa – nie da się bowiem wygrać spotkania, w którym pudłuje się tyle rzutów z dobrych lub bardzo dobrych pozycji. Boston Celtics przegrali 90-93 z Orlando Magic w czwartym meczu rozgrywek, w którym ani przez chwilę nie prowadzili i cały czas musieli gonić wynik. Dali sobie sporo szans na powrót do spotkania, ale wielu okazji nie potrafili wykorzystać. Stevens stwierdził jednak po meczu, że pod względem ofensywnym – pomijając 31 niecelnych prób zza łuku – było to najlepsze starcie Celtów jak dotychczas, przynajmniej biorąc pod uwagę wypracowane pozycje. Warto przypomnieć, że przed rokiem Celtics też zaczęli sezon od dwóch zwycięstw i dwóch porażek.

Nie zagrał w tym spotkaniu Aron Baynes (problemy ze ścięgnem udowym) i to było widać od samego początku, gdy Magic już w pierwszej kwarcie wygrywali 16-4 w pomalowanym i jak zwykle pole do popisu miał Nikola Vucević (24 punkty, 12 zbiórek). Goście szybko wyszli więc na prowadzenie i nie oddali go do końca meczu, choć raz po raz musieli oglądać się za siebie na goniących Celtów. Ci próbowali w drugiej kwarcie, gdy postawili znacznie lepsze warunki w obronie, a świetne minuty z ławki dali m.in. Marcus Smart czy w końcu Daniel Theis.

W trzeciej kwarcie mieliśmy jednak powtórkę z pierwszej i dopiero zryw pod koniec już meczu pozwolił gospodarzom zachować jeszcze jakieś nadzieje na zwycięstwo. Swoje zrobił Kyrie Irving, wielką trójkę z lewego rogu trafił Jaylen Brown, ale w odpowiedzi nie pomylił się Jonathan Isaac i ten rzut w zasadzie rozstrzygnął losy tego spotkania. Celtics mieli jeszcze dwie całkiem niezłe próby na remis, lecz najpierw spudłował Kyrie, a potem także Gordon Hayward (wcześniej 3/4 zza łuku) i było to bardzo dobre podsumowanie meczu niewykorzystanych szans.

  • Kyrie Irving: 22 punkty, 10/18 FG, 2/8 3PT, 8 zbiórek, 5 asyst, 2 przechwyty

Dobry mecz Irvinga, który szczególnie w drugiej połowie trafił kilka naprawdę trudnych rzutów, a w pierwszej połowie znów bardzo solidnie pokazał się po bronionej stronie parkietu. Po meczu mówił nawet, że tak jak w zeszłych sezonach za mocno odpuszczał, tak w tym sezonie chce podjąć to wyzwanie i robić różnicę także w defensywie. Na razie jednak chcielibyśmy, aby znów zaczął robić tę różnicę po stronie rywala, gdyż tego cały czas brakuje. Jest w porządku, ale w przypadku Irvinga to za mało. Wciąż czekamy na 30-punktowy występ rozgrywającego.

  • Al Horford: 15 punktów, 5/13 FG, 1/7 3PT, 4/4 FT, 6 zbiórek, 4 asysty

Nie on jedyny miał problem z trafianiem zza łuku, ale sześć niecelnych prób na siedem oddanych rzutów? To się dawno nie zdarzyło. Prócz tego byłoby w porządku, no może poza faktem, że Vuc miał zbyt dużo swobody po atakowanej stronie parkietu, no ale tu znów wyszedł brak Baynesa.

  • Gordon Hayward: 11 punktów, 4/8 FG, 3/5 3PT, 4 zbiórki, 3 asysty

Wciąż na limicie minut, ale wrócił po jednym meczu absencji i jako jedyny trafił więcej niż dwie trójki w spotkaniu. Niestety ostatnią swoją próbę – na remis – spudłował, jednak tak czy siak zaliczył solidne spotkanie. Po spotkaniu przypomniał jednak, że kostka jest obolała i przez jakiś czas tak po prostu będzie.

Horforda statystyki zza łuku już znacie, to teraz reszta: Brown 1/4, Tatum 0/5, Smart 1/4, Rozier 1/5. Łącznie wyszło 9/40 zza łuku, gdzie naprawdę sporo tych pozycji to były tzw. open looks. Tatum w ciągu ledwie kilka sekund próbował dwa razy bez żadnego krycia i dwa razy piłka odbiła się od obręczy. Szkoda, bo mecz był jak najbardziej do wygrania, ale też to starcie pokazuje, ile jeszcze pracy przed bostońskim zespołem. Defensywa działała tylko czasami, ale z drugiej strony – Baynes po trzech meczach znów jest najlepszym defensorem w lidze.

Martwić się, czy się nie martwić? To dopiero cztery mecze, a Celtics tak samo wystartowali przed rokiem (choć wtedy w innych okolicznościach). Ktoś powie – Raptors też się jeszcze docierają, bo Kawhi itp., a wygrali wszystkie cztery spotkania. Tyle tylko, że sytuacja jest zupełnie inna, bo w Toronto wymienili jedną gwiazdę na drugą, a w Bostonie trzeba na nowo wkomponować dwie gwiazdy, gdzie jedna gwiazda to rozgrywający, a druga to kolejne ważne nazwisko na skrzydle. No i popatrzcie też, w jak znakomitej formie jest Kyle Lowry.

Jaylen Brown trafia tymczasem niewiele ponad 30 procent swoich rzutów (nie za trzy, ale ogólnie). Celtowie są ostatni w lidze pod względem średniej rzutów wolnych. Po meczu opuścili już Aron Baynes i Gordon Hayward. Mnóstwo rzeczy jest do poprawy, na co wskazuje sam bilans 2-2 po czterech meczach, ale nie popadajmy w panikę. Do kwietnia jeszcze naprawdę sporo czasu, by wszystko zaczęło funkcjonować tak jak powinno. Jak ktoś chce to boxscore ze starcia z Magic jest tutaj. A w czwartek kolejny trudny sprawdzian, czyli wyjazd do Oklahomy.