Nawet niecelny wsad i niepotrzebny faul nie powstrzymały Jaysona Tatuma przed zostaniem bohaterem sobotniego starcia w Madison Square Garden. 20-latek zapisał na konto pierwsze w tym sezonie double-double, zdobywając team-high 24 punkty oraz 14 zbiórek. Ale to nie tylko cyferki robią wrażenie, bo Tatum miał też dwie kluczowe akcje tego spotkania, dzięki czemu Celtom udało się ostatecznie wygrać 103-101. Jak sam wynik wskazuje, nie było to łatwe zwycięstwo – Bostończycy trzy razy wychodzili nawet na 10 punktów przewagi i trzy razy pozwalali rywalom na dojście, co nie powinno mieć miejsca. Szczególnie dużo złego bostońskiej drużynie zrobił Tim Hardaway Jr., który trafił pięć z 12 trójek swojego zespołu.
To początek sezonu, więc nie wszystko wygląda jeszcze perfekcyjnie, choć Celtics z pewnością nie powinni pozwolić sobie na to, by rywal taki jak Knicks tyle razy był w stanie odrobić straty. Gra bostońskiej drużyny momentami wciąż wygląda… zbyt statycznie, szczególnie po atakowanej stronie parkietu. Najlepszy okres spotkania w sobotę przyszedł zaraz na starcie, gdy Celtowie prowadzili nawet 26-10 (pięć trójek tylko w pierwszej odsłonie), a świetne zawody grał Al Horford. Ale do przerwy przewaga Zielonych wynosiła już tylko dwa punkty.
Po przerwie historia była mniej więcej taka sama. Celtowie robili sobie przewagę, po czym pozwalali gospodarzom na zdecydowanie za dużo. Wielki mecz grał Hardaway Jr. do czasu, gdy spudłował w końcu dwie trójki. Wtedy jednak wsparli go koledzy i tylko znakomita postawa Jaysona Tatuma pozwoliła bostońskiej drużynie na wywiezienie z Nowego Jorku zwycięstwa. 20-latek w ostatniej minucie zdobył bowiem sześć punktów, a Trey Burke nie doprowadził do dogrywki, pudłując dwa z trzech rzutów wolnych, kiedy przy stanie 103-100 sfaulował go Tatum.
- Jayson Tatum: 24 punkty, 8/15 FG, 2/3 3PT, 6/6 FT 14 zbiórek, 2 przechwyty
Co tu dużo mówić? Tatum po trzech meczach sezonu notuje średnio 21 punktów i 11 zbiórek. W sobotę zapisał na konto pierwsze double-double, będąc przy okazji kluczowym zawodnikiem Celtics w decydujących momentach spotkania. Miał w tym meczu kilka naprawdę świetnych akcji – w tym także rzutów z odejścia – po których można sobie pomyśleć, że treningi z Kobe na coś się przydały.
- Kyrie Irving: 16 punktów, 6/16 FG, 6/7 FT, 5 asyst, 2 przechwyty
To cały czas nie jest ten Kyrie, którego chcemy oglądać, bo pojedynczymi akcjami można się ekscytować, lecz 16 punktów z 16 rzutów dużego wrażenia już nie robi. Celtics potrzebują lepszego Irvinga, który będzie w stanie przejmować mecze, bo tego się od niego oczekuje. W sobotę musiał zrobić to Tatum i z jednej strony jest to testament dla głębi Celtics, z drugiej także testament dla talentu samego Tatuma.
- Marcus Morris: 16 punktów, 4/12 FG, 2/5 3PT, 6/6 FT, 6 zbiórek, 2 asysty
Najlepszy z bostońskiej ławki i razem z Irvingiem drugi najlepszy strzelec drużyny, choć miał też najgorszy w zespole wskaźnik plus/minus (-17). Dwie asysty to dobra rzecz, ale Morris cały czas musi pracować nad podejmowaniem decyzji, bo te nie zawsze są trafne (co widać po jego skuteczności w tym spotkaniu: spudłował osiem ze swoich 12 prób).
10 oczek dołożył Terry Rozier (z ławki) oraz Aron Baynes. Ten drugi zaczął mecz w miejsce Gordona Haywarda – skrzydłowy miał grać w back-to-backs, ale po spotkaniu w Toronto pojawił się ból kostki i zdecydowano, że Hayward dostanie wolne. Baynes z kolei zrobił sporo dobrego w pierwszej połowie, lecz na drugą już nie wyszedł, gdyż naciągnął mięsień udowy i może trochę pauzować. Trzeci mecz, trzeci raz Celtowie wygrywają lub remisują na tablicach. 28/33 z linii rzutów wolnych też pomogło. Jaylen Brown (2/9 FG) musi grać lepiej.
Po boxscore skierujcie się tutaj, a więcej wideo jak zwykle tutaj. Kolejny mecz w poniedziałek w Bostonie.