Tatum nie traci czasu

Pierwszy mecz sezonu i od razu deklaracja siły. Boston Celtics prowadzeni przez Jaysona Tatuma łatwo pokonali Philadelphia 76ers w starciu otwierającym rozgrywki NBA. Młody skrzydłowy zapisał na konto 23 punkty, dziewięć zbiórek oraz trzy asysty i momentami wyglądał jak najlepszy na parkiecie zawodnik, czym potwierdził, że jego znakomita gra w fazie play-off kilka miesięcy temu to nie był przypadek. Tatum w ciągu ostatniego roku – od swojego debiutu w NBA, gdy jego pierwszą próbę w lidze zablokował LeBron James – przeszedł długą drogę, by stać się jednym z najbardziej perspektywicznych zawodników w całej lidze. Sam zresztą mówi, że teraz jest bardziej pewny siebie i czuje znacznie większy komfort niż w trakcie debiutanckiego sezonu.

I to było we wtorek widać. Cofnijmy się o 365 dni do 17 października, a zobaczymy kogoś zupełnie innego. Jayson Tatum karierę w NBA zaczął od niecelnych rzutów, starając się przemóc stres, jaki towarzyszył mu nie tylko z powodu samego debiutu, ale też faktu, że ten debiut jest w starciu z LeBronem Jamesem. Jakby tego było mało, chwilę po starcie tamtego spotkania Gordon Hayward złamał kostkę i wszystko się zmieniło. Tatum ostatecznie zakończył tamto spotkanie z double-double, jak i z nową rolą, w której chcąc nie chcąc musiał się odnaleźć.

20-latek był więc trochę lepiej przygotowany do kolejnego skoku, gdy kilka miesięcy później z urazem sezon zakończył Kyrie Irving. Ale i w tym przypadku Tatum nie miał problemów, by się odnaleźć. Celtics mocno na nim polegali w fazie play-off, a – wtedy jeszcze jako niesamowity rookie – skrzydłowy odpowiedział znakomitą grą w zespole, który był tak blisko detronizacji LeBrona i awansu do finałów. Wiele się więc przez ten okres zmieniło i zmienił się także sam Tatum, który stał się przez ten czas lepszym koszykarzem. I zaprezentował to we wtorek.

Ta płynność ruchów, ta lekkość poruszania się. Elektryzujący wsad tutaj, lekki jak piórko rzut z wyskoku tam. Joel Embiid w wielu akcjach nie miał nic do powiedzenia, choć kilka razy naprawdę stanął na wysokości zadania. Co z tego, skoro piłka znajdowała drogę do kosza? Tatum nie marnował czasu i już w pierwszym meczu pokazał wszystko to, co charakteryzuje największe gwiazdy ligi: spokój i jednocześnie ogromną pewność siebie, agresywność i jednocześnie wielką cierpliwość. By być najlepszym graczem na parkiecie, potrzebował dotknąć piłkę 59 razy.

Znacznie mniej niż m.in. Kyrie Irving (82), Joel Embiid (75) czy Ben Simmons (111). To oczywiste, że role wszystkich tych zawodników są inne, ale ta statystyka dobrze pokazuje to, że Tatum wpływa na mecz w zasadzie za każdym razem, gdy dotyka piłkę. Tego wieczora, w którym Kyrie pudłował na potęgę (12 z 14 jego prób nie znalazło drogi do kosza), a Hayward grał pierwszy pełny mecz od prawie półtora roku, to właśnie Jayson Tatum objął kontrolę i Celtics pokonali Sixers różnicą prawie 20 punktów. Jeden mecz, ale NBA powinna się bać.

To jasne, że przed Bostonem jeszcze calutki sezon i wiele batalii do stoczenia, w tym m.in. z Kawhim Leonardem i jego Raptors (pierwsze takie starcie już w piątek), lecz ten jeden mecz pokazuje, jaki wpływ na grę zespołu może mieć 20-letni zawodnik. Jeśli ktoś nie załapał tego w kwietniu, maju tego roku to ma szansę zrozumieć to teraz.

„Czuje się zdecydowanie bardziej komfortowo, jestem spokojniejszy i wiem, czego się spodziewać. W zeszłym roku wszystko było dla mnie nowe.”

W tym roku nie jest i wiedzą o tym już Sixers. Swoją drogą, decyzja by postawić na Markelle Fultza może ich prześladować jeszcze  długi czas. Tatum tak czy siak miał być numerem jeden, zanim C’s doszli do porozumienia z 76ers – tak przynajmniej twierdził kiedyś sam 20-latek. Tymczasem teraz Tatum jest nie tylko znacznie lepszy niż Fultz, ale też znacznie… tańszy. W tym sezonie Fultz zarobi $8.3 miliona dolarów do $6.7 milionów dla Tatuma. Potem te różnice są jeszcze większe ($9.7 mln do $7.8 mln w 2019 oraz $12.3 mln do $9.9 mln w 2020).