Irving: Boston to miejsce dla mnie

Media day za nami. Jednym z najważniejszych tematów dnia – tak jak można się było tego spodziewać – była przyszłość Kyrie’ego Irvinga, ale zdaje się, że marzenia fanów Boston Celtics zostały spełnione. Kyrie nie uciekał bowiem tym razem od deklaracji, zasłaniając się tym, że skupia się tylko i wyłącznie na najbliższym sezonie. Wręcz przeciwnie, rozgrywający po raz kolejny w ostatnich dniach wybiegł daleko w przyszłość. Wprost stwierdził bowiem, że niekiedy myśli z nadzieją o tym, że kiedyś jego koszulka z numerem #11 zawiśnie pod dachem w TD Garden. Potem dodał jeszcze, że Boston to miejsce dla niego, a na koniec dołożył stwierdzeniem, że Celtics po prostu nie dadzą mu odejść i on nie ma nic przeciwko.

To był smutny dzień dla fanów Knicks, bo Kyrie Irving zdecydowanie nie wygląda dziś na kogoś, kto chciałby po zakończeniu sezonu zamienić Boston na Nowy Jork. Jeszcze kilka miesięcy temu 25-latek nie chciał nic deklarować i mówił, że liczy się tylko kolejny sezon. To się jednak zmieniło – najpierw niedawny wywiad dla ESPN, a teraz wypowiedzi podczas media day. Zaczęło się od wywiadu dla oficjalnej strony Celtów, w którym to Uncle Drew stwierdził, że marzeniem jest, aby #11 dołączyło w przyszłości do szerokiego grona zastrzeżonych numerów:

Ale to był dopiero początek. Irving w zasadzie przez cały media day powtarzał, że Boston to miejsce dla niego. Że po roku wreszcie czuje się tutaj komfortowo. Że kto nie chciałby być częścią tak utalentowanej drużyny? I na koniec, że „gdybyśmy tylko wiedzieli, jak wyjątkowa jest bostońska organizacja…”, po czym Kyrie stwierdził wprost:

„Nawet jeśli chciałbym przetestować rynek to Celtics powiedzą „nie, nie – wracasz do nas”, a ja nie będę miał nic przeciwko temu.”

To chyba słowa najbliższe jakiejkolwiek deklaracji. I są to słowa, które nastrajają nas wszystkich bardzo optymistycznie, co do tego, że Kyrie jest w Bostonie na dłużej. Wielu nie uwierzy, póki zawodnik nie podpisze nowej umowy, ale przecież te słowa mówią wiele. Irivng raz jeszcze mógłby zasłonić się „tu i teraz”, ale tego nie zrobił. Co więc się zmieniło? Tego nie wiemy, lecz wygląda na to, że 25-latek jest po prostu pod ogromnym wrażeniem bostońskiej organizacji. Tego, jak załatwia się tutaj sprawy i co w te kilka lat udało się tutaj stworzyć.

Jasne, być może Danny Ainge już dawno zapewnił Irvinga, że ten dostanie kontrakt maksymalny. A może chodzi o to, że Celtics nie szczędzili pieniędzy dla Marcusa Smarta, udowadniając, że są w stanie sypnąć sporą kasą, gdy mistrzostwo pojawia się na horyzoncie? A może to po prostu ten zespół i ci utalentowani zawodnicy, bo sam Kyrie stwierdził w poniedziałek, że to najlepszy pod względem talentu skład, w jakim grał. Tak czy siak, nieważne jaki jest powód, choć wiele się może wydarzyć, powinniśmy przyzwyczaić się do widoku Irvinga w zielonej koszulce.