Hayward: Jestem w pełni zdrów

Prawie rok po kontuzji, która zakończyła sezon Gordona Haywarda zaledwie pięć minut po rozpoczęciu sezonu, skrzydłowy Boston Celtics oznajmia, że jest w zasadzie w stu procentach zdrowy. Jakby na potwierdzenie tych słów dowiadujemy się, że od dwóch tygodni Hayward bierze udział w normalnych treningach i gierkach 5-na-5, gdzie jedynym limitem jest dzienna liczba takich sesji wynosząca (na razie) cztery. Nic więc dziwnego, że sam zainteresowany przyznaje, jak ogromnym szczęściem jest móc znów grać z kolegami, natomiast zaznacza przy tym, że przed nim wciąż jeszcze sporo pracy i czasu, zanim będzie z powrotem tym samym graczem, który w 2017 roku – jeszcze w barwach Utah Jazz – zagrał w Meczu Gwiazd.

To znakomite wiadomości, gdyż fakt, że Gordon Hayward gra już w normalnych gierkach treningowych oznacza, iż rzeczywiście będzie gotów na start obozu przygotowawczego. Ba, on już zapowiada, że na sto procent zamierza zagrać w pierwszym meczu nowego sezonu, czyli 16 października w starciu z Philadelphia 76ers. Następny miesiąc będzie jednak dla niego niezwykle ważny – Hayward zamierza wykorzystać obóz oraz mecze przedsezonowe, aby złapać rytm. Jak zresztą mówi, jest w stu procentach zdrowy, ale nie w stu procentach sobą.

„Nie powiem, że jestem w stu procentach sobą z koszykarskiego punktu widzenia, gdyż nie grałem przez rok. Dlatego cały czas staram się pracować nad pewnymi rzeczami jak rytm, itp. Ostatnim krokiem pod względem fizycznym jest złapanie raz jeszcze eksplozywności. To zajmie najwięcej czasu, ale poza tym czuje się bardzo dobrze.”

28-latek przyznał jednocześnie, że utrata calutkiego sezonu była najtrudniejszym doświadczeniem w jego życiu, głównie ze względu na mentalny aspekt całego tego procesu. Ale wszystko zbliża się już ku (szczęśliwemu) zakończeniu, a na dodatek Hayward raz jeszcze przypomniał, jak ogromne wsparcie otrzymał od rodziny czy kolegów. Począwszy od pracowników klubu, którzy latali do jego domu w San Diego, a skończywszy na tym, że z wyjazdów ulubione donuty przywoził mu… Aron Baynes. Dzięki temu gracz cały czas czuł się jak część drużyny.

Jednocześnie, skrzydłowy miał sporo okazji do tego, by pooglądać Celtics, którzy bez niego – ale w fazie play-off nie grał też przecież wcale Kyrie Irving – otarli się o finały ligi. Nic więc dziwnego, że ten poprzedni sezon tylko utwierdził Haywarda w przekonaniu, że Celtów stać na naprawdę dużo. Jak sam dodaje, przez ostatnie dwa tygodnie grywał z wieloma zawodnikami i zdał sobie sprawę z tego, jak dużo talentu jest w składzie bostońskiego klubu na przyszły sezon. Przy tym wszystkim, nie martwi się o to, kto będzie wychodził w pierwszej piątce:

„W ogóle się tym nie przejmuje. Jedyne, czym wszyscy się przyjmujemy to zdobycie mistrzostwa.”

Co ciekawe, zawodnik przyznał, że nie oglądał wideo z akcją, w której doszło do feralnej kontuzji i nie zamierza tego robić. Jak bowiem mówi, zostawił to już za sobą i chce iść tylko i wyłącznie do przodu. Hayward przekonywał również dziennikarzy, że będąc na parkiecie nie myśli o urazie i jak do tej pory nie miał w głowie żadnego strachu podczas gwałtownego ścinania, zmiany ruchu czy skakania. Raz jeszcze stwierdził, że jedyne, czego mu brakuje to rytm i pewne rzeczy, który po roku przerwy nie przychodzą już naturalnie. Ale od czego jest preseason?