Pierce zmagał się z depresją

O problemie zdrowia psychicznego wśród zawodników NBA bardzo dużo się w przeciągu ostatniego roku mówi. Z pewnością więcej niż jeszcze jakiś czas temu i jest to rzecz bardzo dobra. Zapoczątkowali to głównie DeMar DeRozan i Kevin Love, którzy jako pierwsi opowiedzieli o swoich problemach związanych z depresją czy atakami paniki. Teraz okazuje się, że ten problem jest znany lidze już od wielu, wielu lat. Jak bowiem czytamy w artykule Jackie MacMullan – pierwszym z pięciu – z depresją zmagał się również Paul Pierce. Wszystko to efekt ataku nożownika, jaki Pierce cudem przeżył latem 2000 roku. Tamto wydarzenie wyrządziło bardzo duże szkody w psychice zawodnika, który zbyt długo zwlekał z poproszeniem o pomoc.

Tak przynajmniej sądzi sam Pierce, który w rozmowie z ESPN przyznał, że powinien był otworzyć się wcześniej, bo depresja wręcz zjadała go od środka. Ale po kolei, bo tak jak o ataku nożownika wiedzieliśmy bardzo dużo, tak o depresji Pierce’a już nie. Za kilka dni – 25 sierpnia – minie dokładnie 18 lat od ataku nożownika w klubie Buzz w Bostonie. The Truth przeżył tamten atak cudem: został dźgnięty nożem 11 razy, a jedna rana prawie sięgnęła serca. Konieczna była operacja, a sam Pierce mówił potem, że żyje, bo miał na sobie dość grubą skórzaną kurtkę.

Zawodnik wyszedł ze szpitala stosunkowo szybko – na tyle szybko, że zdołał rozegrać wszystkie 82 mecze w sezonie 2000/01. Ba, notował wtedy średnio 25.3 punktów oraz 6.4 zbiórek na mecz i choć sami Celtics byli wtedy w rozsypce to jednak koszykówka była dla Pierce’a wszystkim. Czymś, co po prostu go uratowało. Bo po ataku pozostały nie tylko blizny na ciele, lecz również w psychice. Po wyjściu ze szpitala Pierce przez długi czas był niespokojny, zaniepokojony. Nie mógł spać, a przed jego domem przez 24 godziny patrolowali funkcjonariusze.

Gdy bostoński klub zaproponował pomoc, skrzydłowy był pewien, że poradzi sobie samemu. Mimo to, przez ponad rok walczył z depresją i tylko koszykówka sprawiała, że czuł się normalnie. Normalne z pewnością nie było codzienne życie – Pierce źle się czuł w miejscach publicznych, bo atak odebrał mu pewność siebie. Nie chciał nigdzie wychodzić, a gdy pewnego razu ktoś zadzwonił i Paul usłyszał w słuchawce dziwny głos drwiąco mówiący „zabiję cię”, wpadł w paranoję. Jedynym miejscem, w którym czuł się bezpiecznie był parkiet.

„Myślę, że to dlatego wróciłem do gry tak szybko. Siedzenie w domu i myślenie o tym wszystkim nie pomagało. Nie opuściłem ani jednego treningu, siedziałem przy parkiecie godzinami, ponieważ to tam czułem się bezpiecznie. Nie chciałem, aby treningi się kończyły, gdyż to oznaczało, że musiałem wracać do świata, który naprawdę mnie przerażał.”

Potem zaczęły się ataki paniki – pierwszy jeszcze przed startem sezonu 2000/01, gdy Celtics zorganizowali akcję promocyjną, w której gracze witali wchodzących do hali kibiców. Pierce początkowo zgodził się, aby wziąć w tym udział, ale nie był to najlepszy pomysł – spocone dłonie, szybkie bicie serca, problemy z oddychaniem. Były kapitan drużyny żałuje dziś, że nie posłuchał klubu wcześniej, gdy Celtowie starali się nakłonić go, aby porozmawiał z ekspertem. Fakt, że chciał poradzić sobie sam, odsunął go od przyjaciół, kolegów z drużyny czy nawet rodziny.

„Powinienem był otworzyć się wcześniej. Zjadało mnie to żywcem. Gdy jednak zacząłem rozmawiać z członkiem mojej rodziny, to mi pomogło. Uświadomiłem sobie, że powinienem był zrobić to wcześniej. Teraz mówię wszystkim, że jeśli potrzebują pomocy to niech nie zwlekają. Moja depresja była zła, naprawdę zła. Nigdy nie chce już się tak czuć.”

Jak więc widzimy, problem zdrowia psychicznego jest w NBA dobrze znany, natomiast przez lata był tematem tabu, tak jak zresztą w wielu innych miejscach. Depresja i innego tego typu choroby są jednak niezwykle groźne i powinno się o nich rozmawiać, dlatego bardzo dobrze, że w NBA słyszymy o tym coraz częściej. Jeśli potrzebujesz pomocy, nie bój się tego powiedzieć. To, że ktoś przyzna, że ma depresję, wcale nie czyni z niego słabego. Wręcz przeciwnie. Wymaga to wielkiej odwagi. Jednak tylko i dopiero wtedy naprawdę można z depresją walczyć.