Greg Monroe w końcu znalazł klub. Podkoszowy zmienia otoczenie, choć nie dywizję – od przyszłego sezonu Monroe zagra bowiem dla Toronto Raptors, czyli rywala Boston Celtics z dywizji atlantyckiej. 28-latek podpisze jednoroczną umowę wartą $2.2 miliona dolarów i będzie zmiennikiem dla Jonasa Valanciunasa. Bostońscy fani już nie mogą się doczekać pojedynków Kyrie Irvinga z nowym środkowym Raptors. Monroe ma bowiem za sobą całkiem udany sezon regularny w barwach Celtics, ale też katastrofalną fazę play-off, w trakcie której zostały obnażone wszystkie jego słabości, z obroną akcji pick-and-roll przede wszystkim. Głównie z tego powodu Celtowie odpuścili sobie chyba walkę o przedłużenie umowy z Monroe.
Raptors szukali wzmocnienia pod koszami po tym, gdy oddali Jakoba Poeltla do San Antonio w wymianie po Kawhi Leonarda. Monroe to z pewnością wzmocnienie, choć najpewniej tylko na czas sezonu regularnego. Pokazał to w zeszłym sezonie, gdy na 26 meczów sezonu zasadniczego dołączył do Celtics i w tym czasie notował średnio 10.2 punktów oraz 6.3 zbiórek na spotkanie, dając się poznać jako naprawdę solidny zmiennik. Wszystko zmieniło się jednak w playoffs, gdyż Monroe ze swoją słabiutką defensywą nie był w stanie wytrzymać na boisku.
Średnia minut spadła więc o około dziesięć minut na mecz, a do tego 28-latek zagrał tylko w 11 z z 19 meczów, jakie Celtics rozegrali w tegorocznej fazie play-off. Raptors zyskują więc gracza, który powinien im pomóc w sezonie regularnym i który od lat sprawiał Celtom duże problemy, wtedy jeszcze jako gracz Pistons oraz Bucks. Mimo wszystko, w playoffs Monroe to raczej non-factor i ktoś, w kogo Brad Stevens będzie mógł potencjalnie celować w ewentualnej rywalizacji z Toronto. Bo przecież taki Kyrie Irving bardzo łatwo słabości Grega obnaży.