Nie wiadomo, co musi się stać, aby Brad Stevens został w końcu doceniony za swoją pracę z Boston Celtics. Nie znamy co prawda jeszcze wyników głosowania na Trenera Roku, gdzie coach Celtów wymieniany był jako jeden z faworytów, ale wiemy już za to, komu taką nagrodę przyznało środowisko trenerów. Najwięcej głosów wśród szkoleniowców zebrał Dwane Casey, podczas gdy ani jednego głosu nie dostał Brad. Tak, to nie jest pomyłka. Żaden spośród innych 29 trenerów nie zagłosował na Stevensa. Trudno to wytłumaczyć i trzeba mieć tylko nadzieję, że Stevens zdobył znacznie więcej szacunku w corocznym głosowaniu mediów. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że po trenerze Celtics tego typu rzeczy spływają.
Spływają i to jest bardzo dobre podejście, bo Stevens od samego początku prezentuje postawę „praca, praca i tylko praca”, dlatego też takie nagrody (lub ich brak) z pewnością nie robi na 41-letnim szkoleniowcu większego wrażenia. Trudno jednak pojąć to, że nie otrzymał nawet jednego głosu od innych trenerów. Nagrodę zgarnął Casey (przynajmniej coś w tym tygodniu wygrał), a prócz niego głosy zebrali też Brett Brown (Sixers), Nate McMillan (Pacers), Popovich (Spurs), Snyder (Jazz), Terry Stotts (Blazers), D’Antoni (Rockets) oraz… Doc Rivers (Clippers).
Warto dodać, że z tej ósemki już tylko Brown oraz D’Antoni pozostaje na placu gry, jeśli chodzi o fazę play-off. Casey jest ponoć na gorącym krześle, niepewny swojej przyszłości jest Stotts, a głos dla Riversa (który ma przedłużyć kontrakt w Los Angeles) to rzecz co najmniej dziwna. Tak czy siak, Stevens bez względu na głosowania i konkursy robi swoje, a my jako kibice możemy tylko mieć nadzieję, że znacznie lepiej poszło mu w głosowaniu mediów (oficjalna nagroda przyznawana przez NBA), bo miło byłoby w końcu zobaczyć, że Brad jest doceniany.