Rok temu Boston Celtics zaskoczyli wszystkich, kiedy wytransferowali pick numer jeden do Filadelfii i z trójką postawili na Jayson Tatuma, czyli ich zdaniem najlepszego dostępnego gracza, którego wzięliby z jedynką, gdyby transfer z Sixers nie doszedł do skutku. Szóstki postawiły wtedy na Markelle Fultza i choć wtedy taki był konsensus to dziś ta decyzja taka pewna wcale się nie wydaję. Także dla Juliusa Ervinga. Jedna z największych legend Sixers twierdzi bowiem, że to Jayson Tatum powinien zostać wybrany z pierwszym numerem ubiegłorocznego draftu. Taka wypowiedź z ust Dr. J z pewnością nie może wpłynąć pozytywnie na pewność siebie Fultza, będąc natomiast testamentem dla świetnej gry Tatuma w debiutanckim sezonie.
Takiego obrotu spraw nikt się chyba nie spodziewał – gdy Celtics wylosowali pick numer jeden snuliśmy wizję, jakoby Fultz miał być idealnym partnerem dla Isaiah Thomasa i wspólnie mieli stworzyć jeden z najlepszych backcourtów w lidze. Ale nic takiego się nie stało, bo nie dość, że Celtowie wytransferowali pierwszy pick i wcale nie postawili na Fultza, to potem oddali jeszcze Thomasa, pozyskując w zamian Kyrie’ego Irvinga. Fultz rzeczywiście został wybrany z jedynką, a do Bostonu trafił Tatum oraz pierwszorundowy pick Lakers 2018 lub Kings 2019.
Debiutanckie sezonu Fultza i Tatuma nie mogły być też bardziej różne. Tatum zachwycał już w lidze letniej i rozpoczynał przecież sezon w pierwszej piątce obok Gordona Haywarda, a po jego kontuzji zyskał więcej minut, większą rolę i odpowiedział znakomitą grą. Na przełomie stycznia i lutego trafił w końcu na tzw. rookie wall, ale w końcówce sezonu znów zaczął zachwycać swoją grą, a teraz ma już cztery kolejne mecze w fazie play-off z co najmniej 20 punktami – w historii Celtics tylko jeden inny rookie tego dokonał i był to… Larry Bird.
Fultz z kolei większość sezonu nie grał, bo choć Sixers już w grudniu mówili, że bóle w ramieniu ustąpiły to jednak pojawiły się jakieś dziwne problemy z rzutem młodego zawodnika i nie wiadomo było w zasadzie, jakie było podłoże tych problemów. Rozgrywający wrócił do gry pod koniec sezonu, a w ostatnim meczu RS zaliczył nawet triple-double jako najmłodszy w historii, ale w fazie play-off spędził na parkiecie łącznie ledwie 23 minuty – w dwóch ostatnich starciach z Heat nie pojawił się na parkiecie i nie widzieliśmy go także w grze w Bostonie.
Wszystko to powoduje, że na ten moment znacznie więcej pochwał (zasłużonych) zbiera Tatum, który gdzieś tam nieśmiało włączył się do walki o nagrodę dla najlepszego pierwszoroczniaka, choć przez cały sezon był „tym trzecim” za Benem Simmonem oraz Donovanem Mitchellem. Julius Erving, rozmawiając telefonicznie w programie „Get Up” na temat tego właśnie wyścigu, wprost stwierdził, że to skrzydłowy Celtics powinien być numerem jeden w zeszłorocznym naborze, mówiąc sporo rzeczy, po których Jayson mógł się uśmiechnąć:
„To Tatum powinien zostać wybrany z numerem jeden w drafcie. Jest znakomity. Zawsze tak jest, że jeśli wybierasz zawodnika, który w trakcie playoffs potrafi wznieść się na wyższy poziom to jest to ktoś wyjątkowy.”
Celtics od samego początku utrzymują, że wybraliby Tatuma z jedynką, a za sprawą transferu dostali nie tylko tego gracza, którego chcieli, ale też dodatkowy asset. Przed draftem mało kto miał jednak skrzydłowego wyżej niż Fultza, lecz teraz coraz więcej osób zdaje się mieć wątpliwości, czy Sixers podjęli dobrą decyzję – tym bardziej, że bardzo łatwo wyobrazić sobie Tatuma obok Simmonsa czy Embiida, bo 20-latek udowodnił w tym sezonie, że świetnie pasowałby do systemu 76ers. Zamiast tego, ma on bardzo duże znaczenie w systemie Celtics.
Nie można jednak stwierdzić już teraz, że Sixers tamten transfer przegrali – Fultz wciąż może być jeszcze wielki i wciąż może jeszcze rzucić rękawice Tatumowi, nie tylko w bezpośrednich pojedynkach, ale także w starciach Celtics-Sixers, które w tym roku zdają się mieć pierwszą z wielu odsłon. Taka, a nie inna wypowiedź Ervinga nie doda mu jednak pewności siebie, choć sam Fultz stwierdził, że to po prostu dodatkowa motywacja. Tak czy siak, prawie rok po tamtych wydarzeniach, to Jayson Tatum zdecydowanie bardziej wygląda jak pierwszy numer draftu.