G1: Nowe Big Three w Bostonie (1-0)

Tak jak skończyli serię z Bucks, tak zaczęli serię z Sixers. Jaylen Brown nie zagrał w poniedziałek z powodu urazu ścięgna udowego, lecz nie powstrzymało to Boston Celtics przed wygraniem meczu numer jeden drugiej rundy z zespołem Philadelphia 76ers. Do zwycięstwa po raz kolejny poprowadziło Celtów trio, które można już nazywać nowym Big Three w Bostonie: to oczywiście Horford, Tatum oraz Rozier. Ta trójka zdominowała spotkanie, w którym Szóstki zdecydowanie nie wyglądały jak zespół z ostatnich tygodni, co gospodarze bardzo dobrze wykorzystali i otworzyli serię od wygranej 117-101. To niesamowita sprawa, jeśli pomyśleć, że w składzie Celtics są też jeszcze Brown, Kyrie Irving oraz Gordon Hayward.

Mimo braku tych zawodników, Celtowie nadal robią wszystkim ekspertom na złość, nadal robią z nich tylko „ekspertów” i nadal zadziwiają NBA. Jasna sprawa – nie ma co popadać w hurraoptymizm, natomiast trzeba docenić ten zespół, który w poniedziałek spisał się po prostu znakomicie, kiedy okazało się, że w drużynę trafił kolejny grzmot, jakim jest uraz Browna. Do kolejnego spotkania są jednak dwa dni przerwy (w końcu, po tym maratonie meczów co drugi dzień…), dlatego jest nadzieja, że 21-latek wykuruje się na czwartkowy mecz numer dwa.

Ale w poniedziałek nie był Celtom potrzebny, bo wszyscy zrobili krok do przodu, wszyscy dali wsparcie i to jest kolejne bardzo fajne, bardzo zespołowe zwycięstwo Bostończyków. To fakt, że przoduje trzech, że przoduje nowe Big Three, ale w te zwycięstwa swoje wkładają też wszyscy role-player jak Semi, jak Larkin, jak Baynes. Włożony do pierwszej piątki Marcus Smart miał jeden ze sowich typowych meczów (dziewięć punktów, 3/12 z gry, dziewięć asyst), a Marcus Morris wciąż musi trafiać lepiej, ale to był całkiem dobry start do tej serii.

Różnicę robi jednak Big Three. Terry Rozier był po prostu jak ogień, który nie może zgasnąć. 29 punktów, aż siedem trafionych trójek! To jest niesamowite, jak rośnie pewność siebie Roziera, gdy niesie go Ogródek. Do tego także osiem zbiórek, sześć asyst i teraz pomyśl sobie, że Terry zaczynał ten sezon jako backup Irvinga. Czy można już stwierdzić, że nie ma w NBA lepszego backupu na pozycji rozgrywającego? Gdyby jeszcze Rozier grał tak samo na wyjazdach, wtedy zapewne nikt już nigdy nie pomyślałbym o nim jako o rezerwowym. Terry jest wielki!

Tymczasem nasz rookie, nasz prawdziwy rookie, robi trzeci z rzędu mecz z 20+ punktami. Jayson Tatum w trzech ostatnich meczach ma średnią ponad 22 punktów na mecz. Tak, w fazie play-off. W poniedziałek blisko był wymazania rekordu Browna sprzed parunastu dni, bo zdobył 28 punktów i zabrakło tylko dwóch oczek do 30-tki. Nie pytajcie, jak wypadł przy tym Ben Simmons, bo okaże się, że Ben Simmons był jak drugoroczniak, któremu bostońska defensywa sprawiała mnóstwo problemów, a wyszły przy okazji braki doświadczenia.

Joel Embiid zrobił 31/13/5 z 21 rzutów, ale znakomitą odpowiedzią był raz jeszcze Al Horford, który zrobił z kolei 26/7/4 z 12 rzutów i nie ma żadnych wątpliwości, że kiedy jest na parkiecie to rzeczy dzieją się same i to dzieją się rzeczy dobre. W drugiej kwarcie Big Al w zasadzie samym swoim wejściem na boisko sprawił, że Celtics zrobili run 10-0 i po pierwszej kwarcie, w której zespół na plecy wziął Rozier, wyszli na bezpieczne prowadzenie w okolicach 10 punktów, które utrzymywali przez całą drugą połowę. A w pierwszej zdobyli 56 oczek w 48 posiadaniach.

To były naprawdę dobre 24 minuty Bostonu, a potem kolejne 24 minuty bardzo solidnej gry i znajdowania odpowiedzi na każdy mały run, o jakim myśleli Sixers. To fakt, drużyna z Filadelfii wyszła na ten mecz mocno zardzewiała. Sixers nie grali prawie od tygodnia i stracili w tym czasie swój rytm, ale nie odzyskali go nawet po przerwie. I to nie jest tak, że oni tego rytmu po prostu nie mieli – oni nie mogli tego rytmu złapać, bo świetnie spisywała się bostońska defensywa, tak skuteczna w odcinaniu strzelców i bieganiu za nimi w okolicach linii za trzy.

Szóstki przed ostatnią kwartą zmniejszyły prowadzenie do 12 oczek, ale przez 36 minut podopieczni Browna trafili tylko cztery z 18 prób zza łuku, czyli mniej niż sam jeden Terry Rozier. W ostatniej kwarcie dołożyli… jedną trójkę (na osiem prób), czyli mniej niż sam jeden Terry Rozier. Dominacja pod koszem Embiida to było za mało, bo: Sarić 0/4 zza łuku, Covington 0/4, Redick 2/7, Ilyasova 0/3, Belinelli 1/2. Nie wiem, czy drugi taki mecz przydarzy się Sixers, natomiast wiem, że spore uznanie należy się tutaj także bostońskiej defensywie.

Celtics z kolei trafili aż 17 z 35 rzutów za trzy, nie drżała też ręka na linii rzutów wolnych (18/19), a piłka bardzo dobrze wędrowała z ręki do ręki (27 asyst przy 41 FG). Wiecie, kiedy ostatnio Boston miał w meczu play-off trzech graczy z co najmniej 26 punktami? W maju 1987 roku, kiedy zrobili to Parish (30 oczek), McHale (27) i Bird (26). A wiecie, jaki jest najlepszy łącznie wynik drugiej Big Three, czyli Pierce’a, Allena i KG? 79 punktów, czyli o cztery mniej niż w poniedziałek zdobyli Horford, Rozier i Tatum. Mecz numer dwa w czwartek, także w Bostonie!